zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku poniedziałek, 25 listopada 2024

recenzja: Sigur Ros "Agaetis Byrjun"

2.11.2001  autor: Lambert
okładka płyty
Nazwa zespołu: Sigur Ros
Tytuł płyty: "Agaetis Byrjun"
Utwory: Intro; Svefn-g-englar; Staralfur; Flugufrelsarinn; Ny Batteri; Hjartao Hamast (bamm bamm bamm); Viorar Vel Til Loftarasa; Olsen Olsen; Agaetis Byrjun; Avalon
Wydawcy: PIAS Recordings, FatCat Records
Premiera: 2000
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 10

Album Sigur Ros jest doskonałym argumentem przemawiającym za tym, jak niezwykłym miejscem jest Islandia. Ta właśnie mała wyspa, położona w północnej Europie, zamieszkiwana przez dość małą i specyficzną społeczność, jest rodzinnym krajem panów tworzących Sigur Ros. I tak, jak niezwykły jest ten kraj, tak niezwykły jest i kwartet Sigur Ros.

W czym tkwi niezwykłość tej grupy? Może w tym, że w odróżnieniu od wielu współcześnie działających formacji proponuje muzykę zupełnie inną od tego, co obecne jest na rynku muzycznym. Muzykę niesamowicie bogatą, pełną wrażliwości i smutku i przy tym niesamowicie piękną, i mogącą wzruszyć do łez każdego wrażliwego słuchacza. Klasyka, rock, jazz - tu te wszystkie style zlewają się w jedno, tworząc jedną i niepowtarzalną całość. Niezwykły klimat (można by się silić na skojarzenia z Dead Can Dance, ale to w gruncie rzeczy zupełnie inna muzyka, zbliżona nieco mistyczną atmosferą, a jednak zupełnie inna), przepiękny wokal (o tym jeszcze za chwilkę), świetnie zaaranżowane kompozycje - co ciekawe, ich średnia długość waha się w okolicach 7 minut, a jakiekolwiek oznaki znużenia nie pojawiają się ani na chwilę podczas słuchania tej dość długiej płyty (ponad 70 minut).

Jeszcze o brzmieniu - całość jest świetnie nagrana i - co cieszy - nie brzmi sterylnie i plastikowo, ale cudownie analogowo (te "przypadkowe" trzaski :) ), co bardzo pomaga w odbiorze muzyki. Wracając do wokalu. Brzmi bardzo kobieco, delikatnie tak, że w pierwszej chwili byłem pewien, że Sigur Ros mają wokalistkę. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że to nie pani tak ślicznie śpiewa, a... pan. I na dodatek po islandzku. Od początku do końca płyty nie pada żadne angielskie, francuskie bądź niemieckie słowo. Nawet tytuły utworów są w języku islandzkim.

Instrumentarium. Niezmiernie bogate i nie ma tu "przeładowania" kompozycji do granic możliwości rozmaitymi instrumentami. Wszystko brzmi raczej skromnie, acz stylowo. Pojawia się więc pianino (m.in. w genialnym początku "Staraflur"),skrzypce, a raczej kwartet smyczkowy (delikatnie budujące nastrój w "Vioar Vel Til Loftarasa"), harmonijka ustna ("Hjartao Hamast (bamm bamm bamm)"), gitara - tu uwaga, gitarzysta grając na gitarze wykorzystuje... smyczek do skrzypiec! (słychać to na przykład w "Svefn-g-englar"), rozmaite przeszkadzajki ("pluskające" samplowane dźwięki we wspomnianym "Svefn-g-englar"), saksofon, wiolonczele, naturalnie bas i perkusja, ślicznie brzmiące gitary akustyczne... Jest tego mnóstwo i co chwila odkrywamy coś nowego. A że można tu trafić na zaskakujące połączenia, jak choćby country'owo brzmiąca harmonijka ustna i jazzujące pianino w "Hjartao Hamast"... Słuchanie tej płyty to czysta przyjemność.

Jest niestety jedno "ale". Zdobyć ten album to trudna sztuka. Niemniej jednak warto się wysilić i poszukać.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Oceń płytę:

Aktualna ocena (249 głosów):

 
 
91%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?