- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Sieges Even "The Art Of Navigating By The Stars"
Gdzieś tak pod koniec lat osiemdziesiątych w świecie metalu pojawiło się dość ciekawe zjawisko muzyczne, które zostało ochrzczone mianem techno thrashu, będące w istocie niczym innym jak porażającą techniczną wirtuozerią odmianą thrash metalu, zakorzenioną bardziej w muzyce jazz, fusion anieżeli w NWOBHM czy punk rocku. Wtedy swoje albumy wydawały takie tuzy, dzisiaj już często niesłusznie zapomniane, jak Mekong Delta, Watchtower czy Atheist, a wśród nich również czwórka monachijczyków z Sieges Even. Niemcy po dwóch klasycznych już dla nurtu albumach "Life Cycle" i "Steps" (ta ostatnia to niemal pomnik ku czci Rush), nagrali album "A Sense Of Change", który musiał być nie lada szokiem, gdyż pozbawiona agresji muzyka pokazywała zupełnie inne oblicze Sieges Even, bliższe klasycznemu art rockowi, czy muzyce fusion, a na dodatek utwór tytułowy to kompozycja opracowana tylko na wokal Jogiego Kaisera i... kwartet smyczkowy, bez gitar, bez perkusji. Widać, że jak łamać schematy to na całego. Kolejny album "Sophisticated" powstał po czteroletniej hibernacji, podczas której Kaisera zastąpił Greg Keller, a Markusa Steffena Wolfgang Zenk. Doprawdy trudno w to uwierzyć, ale po wymianie połowy składu bracia Holzwarth potrafili zmobilizować zespół i stworzyć album, który okazał się jednym z najlepszych w ich całej karierze. Niesamowity zbiór muzyki z pogranicza rocka progresywnego, fusion czy technicznego metalu po dziś poraża olśniewającą techniką i pomysłowością. Potem nagrali jeszcze album "Uneven", który może nie porywał tak, jak poprzednik, gdyż był przede wszystkim jednoznacznie metalowy, ostry, ale też pełen wirtuozerskich popisów i połamańców rytmicznych, które stały się już dawno wizytówką zespołu. Potem nastała ośmioletnia cisza, o zespole już troszkę zapomniano, płyty na półkach zdążyły się pokryć kurzem, aż tu nagle wyszło ...
..."The Art Of Navigating By The Stars" sygnowane przez klasyczny skład z fenomenalnym gitarzystą Markusem Steffenem i braćmi Holzwarth, ale za to nowym wokalistą Arno Mensesem, który jako czwarty (!) w tej roli w zespole wydaje się być wreszcie tym odpowiednim.
Po pierwszym przesłuchaniu pomyślałem, że to niewiarygodne, jak zespół po tak długiej przerwie zdołał powrócić z TAKIM arcydziełem. Płyta jest koncept albumem składającym się z ośmiu sekwencji poprzedzonych krótką introdukcją. Przeważają długie, rozbudowane kompozycje po siedem czy osiem minut, zdradzające ciągoty muzyków ku klasycznemu progresowi i w zestawieniu z poprzednim jednoznacznie metalowym "Uneven" zaskakują mnogością nowatorskich pomysłów i ekspresją godną muzyki metalowej, ale zupełnie pozbawionej charakterystycznej agresji i ciężaru.
Już pierwszy utwór "The Weight" sugeruje, że mamy do czynienia z czymś niesamowitym, na początek ciężka, akustyczna partia gitary, która będzie powracać jeszcze kilkukrotnie w tym, jak i innych utworach na płycie, do tego świetna lekko jazzująca praca sekcji rytmicznej, niesamowite partie solowe a na dodatek idealnie pasujące do całości wokal. Wielce obiecujące początek dający nadzieję na więcej i aż trudno w to uwierzyć, ale dalej jest jeszcze ciekawiej. Kolejny na płycie "The Lonely View Of Condors" rozpoczyna się ładną partią gitary akustycznej, a potem przeradza się w niesamowitą, pełną ciepła, ale też niezwykłego czaru i mocy kompozycję z kapitalnymi harmoniami wokalnymi Mensesa, a na finał dostajemy fragment z przesterowaną gitarą i podwójną stopą perkusji. "The Unbreakable" może być uznany za utwór wzorcowy przykład nowego oblicza Sieges Even - mnóstwo akustycznych brzmień, wysunięta partia basu, świetny wokal. Szczególnie to, co się zaczyna od mniej więcej 3:30 to prawdziwy progresywny majstersztyk, w którym dzieje się tyle, że spokojnie można by obdzielić kilka innych utworów. Całe mnóstwo łamańców rytmicznych, zapierające dech sola gitarowe, a do tego unoszący się nad całością duch muzyki fusion w idealnej symbiozie z progresywnymi patentami. "Stigmata" to kolejny naprawdę solidny utwór ze świetnymi solówkami i ukłonem w stronę Rush. Najdelikatniejszy na płycie "Blue Wide Open" otwiera bardzo ładna partia wokalna a capella, następnie ciekawie rozwijając się nad świetnym podkładem gitary (charakterystyczne bicie akordów na akustyku i niesamowite solo na gitarze klasycznej). "To The Ones Who Have Failed" wydaje się być młodszym bratem "The Weight", ale na pewno równie intrygującym. Na koniec jeszcze dwie świetne kompozycje: delikatna "Lighthouse" z partią fletu przywołującą wczesne Genesis i "Styx", w którym jak w pigułce skupiono wszystko to, co najlepsze na najnowszej płycie Sieges Even.
Najnowsze dzieło monachijczyków wyprodukował Uwe Lullis. Trzeba przyznać, że to pełne ciepła, krystaliczne brzmienie, ale też pozwalające wyczuć ciężar i ekspresję, daje naprawdę wielką przyjemnością w czasie słuchania tego albumu. Tak naprawdę na wyróżnienie zasługuje każdy z muzyków z osobna: Alex Holzwarth - za niesamowite partie perkusji, nabijanie tych rytmicznych połamańców przychodzi mu z niezwykłą łatwością i do tego to na jego grze opiera się cały ten muzyczny monolit; Oliver Holzwarth - świetnym pomysłem było wysunięcie basu, który często pełni rolę pierwszoplanową, napędza całość, nierzadko intensywnym pulsem; Markus Steffen - brak słów, niesamowita technika użytkowa, genialne solówki, a do tego ten niezwykły feeling; Arno Menses - wreszcie wydaje się, że odpowiedni człowiek na właściwym miejscu. Jego delikatne harmonie wokalne oraz pełen ekspresji śpiew znakomicie pasują do tej układanki.
Otrzymaliśmy w sumie jeden, długi ponad sześćdziesięciotrzyminutowy utwór pełen muzycznych barw i wrażeń, niezwykle spójny, uporządkowany, bardzo dojrzały i bogaty aranżacyjnie, ale nie ma tam zupełnie wrażenia barokowego przepychu. Co ciekawe całość skomponowana została w taki sposób, że zupełnie nie czuć braku instrumentów klawiszowych.
Dla mnie bomba i najlepszy progresywny album 2005 roku, a kto wie też czy nie najlepszy w ich całej karierze. Muzycy na pewno nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa i już na 2007 rok przygotowują kolejny materiał. Patrząc wstecz na ich twórczość pewnie będzie zupełnym przeciwieństwem poprzednika. Jednego można być pewnym, że Sieges Even poniżej pewnego bardzo wysokiego poziomu nie schodzą, co udowodnili już nie raz. Oby więcej tak wspaniałych płyt.
Aha i jeśli ktoś sądził, że Dream Theater nagrywają naprawdę świetne techniczne płyty to polecam posłuchać nagrań Sieges Even i czas zmienić zdanie ;-)