- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Sepultura "Schizophrenia"
Młody zespół z Brazylii miał już pierwsze pozycje w dyskografii, względnie ustabilizowany skład i wykształcony styl. Wciąż brakowało za to poważnego sukcesu. Rok 1987 przyniósł zmianę na stanowisku gitarzysty prowadzącego - Jairo T. został zastąpiony przez Andreasa Kissera z posiadającej w dorobku tylko demówki grupki działającej kolejno jako Esfinge i Pestilence, bez związku z identycznie nazwaną formacją z Holandii. Sepultura miała jeszcze co nieco do poprawy na niektórych polach, a album "Schizophrenia" mógł się okazać początkiem nowego etapu w historii kapeli.
Intro i outro są w pewnym sensie rozwinięciem pomysłów ze wstępu z "Bestial Devastation" oraz otwarcia i zamknięcia z "Morbid Visions". Po pierwsze, Sepultura ponownie wykorzystała cudze dzieła bez podania autorów. Tym razem klamrę tworzą motywy z "Psychozy" Alfreda Hitchcocka, tylko w aranżacji budzącej skojarzenia raczej z oprawą dźwiękową filmów Johna Carpentera, i z "Karnawału weneckiego", tu w formie brzmiącej jak muzyczka z wesołego miasteczka trzysekundowej wstawki w finale kończącego materiał "R.I.P. (Rest in Pain)". Owszem, z książeczki można się dowiedzieć, że na albumie na syntezatorze zagrał Henrique z Pouso Alto, a na skrzypcach - Paulo Gordo. Nazwisko kompozytora Bernarda Herrmanna jednak nie pada, nie ma też wzmianki o wariacjach Paganiniego. Drugim elementem intra przypominającym wcześniejsze publikacje grupy jest demoniczny głos. Tym razem monolog ograniczył się do jednego słowa - tytułu albumu - i dla odmiany nagranie wmiksowane zostało wstecz.
Nowy gitarzysta dołączył do zespołu wystarczająco wcześnie, by mieć w materiał autorski wkład. Według książeczki muzykę skomponowała Sepultura, a teksty napisali Max Cavalera, Andreas Kisser i - do utworu "To the Wall" - Korg z zespołu Chakal. Dzieło kapeli to przede wszystkim świetny zestaw metalowych, mocno opartych na gitarowych riffach kawałków, z licznymi zmianami tempa, ale zawsze z tendencjami do powrotu do dużych szybkości. Ostrych ataków słuchacz doświadcza już od początku "From the Past Comes the Storms", którego tytuł jest przy okazji niezłym przykładem niedoskonałości angielszczyzny członków grupy. Istotna jest też produkcja. Album brzmi lepiej od swoich dwóch poprzedników, ale jeszcze nie idealne. Szczęśliwie nie psuje to odbioru. Kompozycje się bronią, a odrobina undergroundowego brudu im sprzyja, choć może nie tak mocno, jak wcześniej. Po deathowo-blackowych początkach, tu Sepultura zagrała już bardziej thrashowo-deathowo. W partiach wokalisty wciąż jednak jest ta znana z "Bestial Devastation" i "Morbid Visions" złowieszczość, nadal stosowany jest też pogłos. Gdy Max Cavalera się zaśmieje lub wyda z siebie przeciągłe połączenie krzyku i warczenia, ma to swój klimat.
Z utworów szybkich i zabójczych wyróżnia się "Escape to the Void". Nie tylko jest w nim chyba najwięcej solówek gitarowych, swoją drogą trochę ciekawszych niż we wcześniejszych nagraniach grupy, ale też wyjątkowo posiada chwytliwy refren - prosty, wyraźny i w efekcie najlepszy. Na szczególną uwagę zasługują jednak, jako najłatwiej zauważalny dowód rozwoju zespołu, dwie instrumentalne kompozycje przełamujące ten metalowy szał. Trwający ponad siedem minut, rozbudowany "Inquisition Symphony" zaczyna się łagodnie, po czym zyskuje ciężar, a następnie przyspiesza. Co najważniejsze - ani przez moment nie nudzi. Minutowy "The Abyss" to natomiast urocza i niepokojąca miniatura zagrana na gitarze akustycznej, jakby z lekkimi naleciałościami flamenco w drugiej połowie - najbardziej niespodziewany element dla dotychczasowych fanów grupy.
Sepultura zrobiła może niewielki, lecz ważny krok naprzód. Na albumie "Schizophrenia" pokazała, że potrafi nie tylko wykonywać dobrą mieszankę thrash i death metalu, ale też urozmaicać ją lżejszymi partiami gitary. Zaprezentowała bezkompromisowe granie i spróbowała rozbudowy kompozycji. Przy tym wszystkim stworzyła materiał spójny i - pomimo wciąż nienajlepszego brzmienia - warty wielokrotnego przesłuchania.