- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Sepultura "Kairos"
Gdyby sugerować się jedynie opiniami fanów, to Sepultura powinna przestać istnieć już dawno temu. Dla jednych zespół "skończył się" wraz z odejściem Maxa Cavalery, inni moment ten datują definitywnie na 2006 rok, gdy okręt postanowił opuścić drugi z braci. Są też tacy, dla których ostatnim liczącym się wydawnictwem Sepy jest "Arise" z 1991 roku.
Cóż, każdy ma prawo do własnego zdania, najważniejsze jednak, że mimo przeciwności losu i powszechnej krytyki ze strony starych fanów Andreas Kisser i spółka wydają kolejne albumy. Albumy lepsze i gorsze, ale zawsze posiadające to "coś", co odróżniało Sepulturę od innych kapel. Po flircie z hardcore'owymi klimatami na "Nation" i "Roorback" i lekko progresywnym graniu na "Dante XXI" i "A-Lex", zespół zapowiadał powrót do korzeni. W przypadku Brazylijczyków "korzenie" kojarzą się jednoznacznie, jednak tym razem nie chodziło o plemienne granie rodem z amazońskiej dżungli, a o wycieczkę w rejony znane z "Beneath The Remains" i "Arise".
Ileż to już kapel zapowiadało tego typu powroty, po których pozostawał jedynie niesmak? Dziesiątki. Dlatego do "Kairos" podchodziłem bez specjalnej ekscytacji, chociaż z zaciekawieniem. Z tym większym zdziwieniem zauważyłem, że Brazylijczycy z obietnic się wywiązują. Zaczynają od jednostajnego rytmu w "Spectrum", który pod koniec przeradza się w szaloną jazdę z rewelacyjną solówką w tle. Następnie mamy brutalny utwór tytułowy, który spokojnie mógłby się znaleźć na "Chaos A.D.". "Relentless" to produkt starej szkoły thrashu, podobnie jak "Mask", w którym da się wyczuć "slayerowski" klimat. Po drodze mamy jeszcze cover Ministry "Just One Fix", który także jest typowym czadem i wpisuje się w klimat krążka, choć umieściłbym go na końcu płyty, czyli tam, gdzie zazwyczaj lądują cudze utwory.
Tak kończy się pierwsza - dobra - część "Kairos", a zaczyna druga - ta, która urywa głowę przy samej dupie. Takie kawałki, jak hardcore'owo - punkowy "Seethe" czy najlepszy na płycie "Born Strong" powinny być wizytówką Sepy na lata. W tym drugim kawałku słychać wyraźnie echa Obituary - podobny groove i w sumie dość podobny wokal, a wszystko podlane rewelacyjnym niepokojącym klimatem. Wreszcie przedostatni własny kawałek na płycie, czyli "Embrace The Storm" z zapętlonym riffem i fajną świdrującą solówką w finale. No i na koniec "No One Will Stand" - kolejny thrash w stylu Slayera, niesamowicie agresywny i sugestywny w wyrazie numer - oraz "Structure Violence (Azzes)", w którym słychać plemienne brzmienia i parę industrialnych patentów, a więc nawiązanie do "Roots". W ramach bonusu rzucono nam cover Prodigy "Firestarter", który jednak nie przekonuje mnie do końca, Green to jednak nie Keith Flint.
Wymagania wobec Sepultury, po kilku rozczarowujących płytach, zdecydowanie się obniżyły (przynajmniej moje), dlatego nie spodziewałem się tak czaderskiej i równej płyty. Do ideału (w moim przypadku jest nim "Arise") trochę brakuje, ale za pomocą "Kairos" Brazylijczycy bardzo się do absolutu zbliżyli. Po paru latach suchych Sepultura znowu zasługuje na swą legendarną już nazwę.
Max jest genialnym kompozytorem, ale Sepa daje radę, nie widzę powodu by zmieniali nazwę, grają fantastycznie i świeżo, eh..a zresztą... keep trolling, whatever
Jedno uzupełnienie / sprzeciw. Dla mnie Sepultura (a śledziłem ją od Bestial Devastation) zaczęła się od... Against. To właśnie paradoksalnie zwolnienie wakatu wokalisty odciążyło Brazylijczyków od "kompleksu Roots". Zatrudnili świetnego wokalistę, i od kilku albumów oscylują sobie między speed metalem a hard-corem. Bywa, że po wybitnych albumach przychodzi kryzys i może być gorzej. W przypadku starej sepy dla niektórych opus magnum kwartetu to Arise a dla innych Chaos A.D. czy Roots. Przechodząc radykalną zmianę jak gdyby zeszli z mainstreamu do podziemia, pozbyli się gwiazdorskiej presji. Moim zdaniem wyszło to im jak również Maxowi (świetne Soulfly) wyłącznie na dobre.
Derrick w najlepszej formie od Maxa w gorszej, zabrzmi i tak gorzej niż Max w najlepszej, co nie zmienia faktu że Derrick brzmi na prawdę fantastycznie, co raz to lepiej z płyty na płytę.
Długo czekałem na recenzję "Kairos" na Rockmetalu i się doczekałem, zgadzam się, poza może kwestią coverów, nawet Woodstock nie przekonał mnie do The Prodigy, sprawa subiektywna chyba.
Przy fantastycznym "A-lex", "Kairos" jak dla mnie jest "tylko" bardzo dobry.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Megadeth "TH1RT3EN"
- autor: Mateusz Liber
- autor: Megakruk
Opeth "Heritage"
- autor: Megakruk
- autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski