- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Scorpions "Acoustica"
Kiedy tylko dowiedziałem się o zamiarze nagrania przez zespół Scorpions płyty z akustycznymi wersjami swoich utworów, byłem wściekły. Najpierw eksperymentalny "Eye II Eye", potem album z orkiestrą berlińską (skądinąd znakomity), a teraz "unplugged". I pomyśleć, że zaraz po wydaniu "Moment Of Glory" Rudolf Schenker zapowiedział, że następny album będzie stanowić powrót zespołu do "naprawdę ciężkiego i szybkiego grania". Co prawda nie wierzę, że "skorpionów" stać jeszcze na nagranie albumu chociażby dorównującemu "In Trance" czy "Blackout", ale wierzę że wciąż stać ich na dobrą heavy-metalową muzykę. Z niecierpliwością oczekiwałem więc kolejnego "krążka" zespołu, a gdy dowiedziałem się, że będzie to album akustyczny, wściekłem się i postawiłem na Scorpionsach krzyżyk. Ot, odcinanie kuponów - pomyślałem...
Mimo wszystko, gdy tylko album "Acoustica" pojawił się w sklepach muzycznych, z wypiekami na twarzy poleciałem go kupić i w ekspresowym tempie wróciłem do domu. W międzyczasie zdążyłem rzucić oko na okładkę (duże brawa dla grafika) i przeczytać spis utworów - a niech to prawie same ballady - będę żałował - myślałem... Kiedy jednak w końcu "krążek" wylądował w odtwarzaczu i poleciały pierwsze nuty - zrobiło mi się wstyd. Po raz kolejny okazało się, że Scorpions nadal są wielcy, a ja "dałem wielką plamę". Zgadza się - brakuje tu najwspanialszego instrumentu na Ziemi - gitary elektrycznej, ale mimo to albumu słucha się świetnie. Ale dosyć paplaniny, przejdźmy rzeczy...
Płyta została nagrana podczas trzech koncertów w Lizbonie - z 8,9 i 10 lutego tegoż roku. Znalazło się na nim 9 wielkich hitów zespołu, 3 nowe utwory i 3 covery. W składzie zespołu drobne zmiany: powrócił basista Rieckermann, a za fortepianem zasiadł znany z dyrygowania orkiestrą na "Moment Of Glory" Christian Kolonovits, który wspólnie z zespołem zajął się produkcją płyty.
Pierwsza rzecz, która "rzuca się w uszy" podczas słuchania albumu, to doskonała zabawa zgromadzonej publiczności. Chóralne okrzyki, klaskanie rytmu i aplauz po każdym utworze - nie ma wątpliwości, że publiczność entuzjastycznie przyjmuje każdą kompozycję. Szkoda, że Klaus Meine nie jest zbyt elokwentny i jego "konferasjerka" ogranicza się tylko do podziękowań i zapowiedzi następnego utworu. Zresztą można mu to wybaczyć, tym bardziej że jego wokal wciąż zachwyca. Doprawdy - ten facet ma już 53 lata, a śpiewa tak, jak 20 lat temu!! Bez wątpienia - w chwili obecnej jest to najmocniejszy punkt grupy. Gitarzyści - Schenker i Jabs wypadają równie znakomicie. Okazuje się, że ci panowie "bez prądu pod palcami" czują się tak samo dobrze jak mając "pod wiosłem" kilkadziesiąt tysięcy watów.
Jeżeli chodzi o nowe wersje starych "kawałków" - wszystkie wypadają wprost znakomicie. Naprawdę ciężko jest tu wyróżnić jakikolwiek utwór - wszystkie są świetne. Jednocześnie szkoda, że zespołowi zabrakło odwagi (a może ochoty?) na zmianę aranżacji piosenek. Szkoda, ponieważ wszystkie innowacje okazały się "strzałem w dziesiątkę". Najlepiej wypada chyba "Holiday", zagrany z ogromną werwą i czadem - to chyba najjaśniejszy punkt całego albumu. Ciekawie wypadają "Send Me An Angel" z doskonale wyeksponowana linią basu (brawa!!!) i najostrzejszy z wybranych "kawałków" - "Catch your train" - gdzie dodano harmonijkę ustną i fortepian (choć w porównaniu z oryginałem utwór ten może śmieszyć). W pozostałych kompozycjach innowacje ograniczyły się tylko do wprowadzenia wiolonczeli, fortepianu, bądź chórku żeńskiego... Co prawda "Always Somewhere" czy "The Zoo" i tak wypadają świetnie, ale czuć, że można było coś tutaj zmienić...
Jedno jest pewne - słuchając tych utworów możemy podziwiać kunszt "skorpionów". Kunszt i niesamowity talent do tworzenia niezwykle przebojowych i melodyjnych piosenek. Weźmy na przykład utwór "Rock You Like A Hurricane", który brzmi doskonale w oryginale, nieziemsko cudownie na płycie z orkiestrą i świetnie w wersji akustycznej. Majstersztyk...
Doskonale wypadają także 3 covery. Wszystkie stanowią mocne punkty albumu i słucha się ich z prawdziwą przyjemnością. "Dust In The Wind" zespołu Kansas oraz "Drive" The Cars to wspaniałe, melodyjne kawałki świetnie wypadające w akustycznej wersji. Natomiast "Love Of My Life" Queen, to przede wszystkim popis Klausa Meine, któremu należą się wielkie brawa i słowa uznania. Naprawdę ciężko jest dorównać komuś takiemu jak Freddie Mercury, a po wysłuchaniu wersji Klausa można polemizować, która wersja jest lepsza.
Zupełnie nie przekonują mnie trzy nowe utwory. Najlepiej z nich wypada "When Love Kills Love" z chwytliwym refrenem. W "Life Is Too Short" na wyróżnienie zasługuje tylko refren, a "I wanted to cry (but the tears wouldn't come)" po prostu nudzi. Główną wadą nowych piosenek jest to, że w ogóle "nie wpadają w ucho". Poza tym - ile można pisać piosenek na ten sam temat? Mnie osobiście nie podobają się już same tytuły. Panowie nie można w kółko o jednym!!
Główną wadą tego albumu jest... brak gitary elektrycznej. Nie, wcale się nie czepiam. Ten instrument jest po prostu nie do zastąpienia. Kiedy słucham akustycznych wersji "Still Loving You" czy "Wind Of Change" po prostu brakuje mi tych świetnych, monumentalnych solówek Schenkera. Oczywiście w każdym utworze sola występują, ale chociaż niczego nie można im zarzucić (np. "Hurricane 2001"), to nijak mają się one do oryginałów.
Można czepiać się jeszcze wyboru piosenek (brak "Lady Starlight", tylko jeden utwór z lat 1972-1978), ale to byłoby szukanie dziury w całym. Zresztą jest jeszcze wersja DVD z 6 kolejnymi "kawałkami".
"Acoustica" to naprawdę dobry i warty polecenia album. Idealny na złą pogodę, czy relaks po męczącym dniu (albo całodniowym słuchaniu death metalu). Teraz mam tylko nadzieję, że kolejny album Scorpionsów będzie już "normalny", a na pomysł nagrania płyty "unplugged" nie wpadnie Metallica...
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Guns N' Roses "Appetite For Destruction"
- autor: Elwood
Darkthrone "Ravishing Grimness"
- autor: DaemonVII
- autor: Eld
Cinderella "Long Cold Winter"
- autor: Wickerman
Bon Jovi "One Wild Night - Live 1985-2001"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
Europe "Last Look At Eden"
- autor: tjarb