- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Savatage "The Wake Of Magellan"
Słuchając "The Wake Of Magellan" nie mogę się wyzbyć wrażenia, że uczestniczę po raz kolejny w niesamowitej muzycznej podróży. Podobne wrażenia mam, gdy słucham np. "Scenes From Memory" Dream Theater. Oczywiście jest to concept album, historia w nim opowiedziana dotyczy starego marynarza, który postanawia popłynąć w swój ostatni rejs i spokojnie zatonąć razem ze swą łodzią. Cała opowieść jest trochę pokręcona, nie będę jej tu przedstawiał. Ciekawscy mogą ją znaleźć na oficjalnej stronie Savatage.
Delikatny szum oceanu wprowadza w klimat płyty. Chwilę później z głębin wyłania się cichy fortepian Jona. Następnie dochodzi do tego sekcja. Dopiero drugi kawałek jest właściwym intrem. Zak jak zwykle na bardzo wysokim poziomie wokalnym zaprasza na przedstawienie. "Przebudzenie Magellana" się rozpoczyna. Tajemnicze flażolety dają się słyszeć w początku "Turns To Me". I wybuch. Takiego riffu nie słyszy się codziennie. Obok "Scream Murder" z Sirens, "Turns To Me" ma jeden z najlepszych riffów w historii zespołu. Muzyka jest dynamiczna, pełna zmian tempa i naprawdę piękna. Gdy Zak zaczyna śpiewać "Wait for me now, I will be there for you", a w tle słychać smyczki, to można się wzruszyć. Al Pitrelli młóci melodyjne solówki i trochę szkoda, że "wybrał kasę w Megadeth" (jak to ktoś kiedyś ładnie określił). Wysoki poziom pierwszej kompozycji trzyma album już do końca. Na pewno wyróżniają sią dwa instrumentale. Jeśli ktoś po "Complaint In The System" (najgorszym na płycie, choć i tak świetnym) pomyśli, że już nic go nie zaskoczy, to niewątpliwie dozna szoku słysząc "Underture". Monumentalne brzmienie, podniosły klimat, świdrujące gitary i orkiestrowe klawisze Jona. I pod koniec utworu pojawia się TEN moment. Po raz pierwszy, ale nie ostatni. Szybszy ze świetną orkiestracją i cudowną melodią. W kawałku tytułowym mamy słynne Savatage'owe nakładające się na siebie partie wokalne. "Anymore" jest balladą, trochę uderza podobieństwo do "Edge Of Thorns". Jest tu bardzo piękny refren i po raz drugi pojawia się TEN moment. Tym razem z wokalem. Zak śpiewa:
"And All At Once The Waves Were Getting Higher
And As They Crashed I Thought I Heard Them Say
There'd Be A Time When Men Would All Be Wiser
When Everyone, Everyone,
Yes Everyone Is
Saved"
Jak burza przetacza się kolejny instrumental. "The Storm", bo o nim tu mowa, błyszczy dzięki gitarze solowej Ala. Bardzo piękny, gwałtowny i dynamiczny utwór. No i na koniec "Klepsydra", tu znów pojawiają się nałożone na siebie wokale. Pięć partii!!! Brzmi to fenomenalnie. I wreszcie na sam koniec po raz trzeci i ostatni TEN moment. Zak śpiewa:
"And All At Once The Heavens Bled Their Fire
The Anchor Broke The Chains They Flew Away
And Suddenly The Waves Were Reaching Higher
And In The Dark I Thought I Heard Them Say"
I koniec...
Bardzo piękny album. Ma w sobie coś, czego wiele płyt nie ma. Z każdym dniem staję się coraz większym fanem 'Tage. I to uwielbienie zamienia się w podziw. Podziw dla geniuszu. I dla ogromu pracy włożonej w tę opowieść. Kolejna niesamowita muzyczna podróż...
Materiały dotyczące zespołu
- Savatage