- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Savatage "Poets And Madmen"
Już od pierwszych dźwięków pianina wiadome jest z jakim zespołem bedziemy mieć do czynienia. Savatage - grupa, która na przestrzeni dwudziestu lat zmieniała się, rozwijała i przechodziła bardzo trudne chwile, jak choćby nagła śmierć gitarzysty Crissa, czy problemy z alkoholem jego brata Jona. Zespół który może nigdy nie cieszył sie nadmierną popularnością czy szczególnie szerokim "kultem" jak ich koledzy z branży, ale który muzycznie większość tych kolegów przewyższył wielokrotnie. Z początku stricte heavy metalowy, z płyty na płytę ewoluujący - zawsze posiadający swój specyficzny klimaty tworzony to przez niesamowitą grę Crissa, to znów przez płaczliwy wokal Jona, czy jego pianino. Savatage z każdym kolejnym albumem pokazywał swoje możliwości i nieskończony zasób pomysłów.
Ostatni album Kalifornijczyków "Poets & Madmen" jest, jak sądzę, apogeum tego weszystkiego, o czym tu pisze. Płytą doskonałą w każdym calu, każdej nucie i tak przesiąkniętą samym Savatage jak tylko sie da. Album ten, można by rzec, jest kwintesencją stylu Savatage. Utwory na "Poetach i Szaleńcach" można chyba zaliczyć do gatunku jakim jest progresywny metal. Jednak wielbiciele Teatru Marzeń nie znajdą tu niesamowitych łamańców, w metrum, którego nikt poza samymi muzykami nie jest w stanie określić. Jednak pod względem kompozycyjnym jest to czysty progres. Multum riffów, w których jednak człowiek sie nie gubi, ani też nie czuje się przytłoczony nadmiarem, jak to często bywa. Wszystko tutaj stanowi niesamowicie pasującą do siebie, spójną całość.
Jeśli choć o sfere tekstową, jest to koncept album opowiadający o fotografie, który po powrocie z ogarnietej wojną Afryki nie może wrócić do normalnego życia. Zostawia go żona, popada w uzależnienie od narkotyków (głównie od morfiny), alkoholizm i co tam jeszcze złego może sie cżłowiekowi przytrafić. Wracając jednak do samej muzyki - płyta posiada wiele "warstw" - słuchając jej już ponad rok odkrywam coraz to nowe smaczki, dźwieki czy zagrywki, przez co album absolutnie się nie nudzi. Nie jest to może dzieło epokowe, ale z pewnoscia ukazuje geniusz muzyków Savatage. Dla wielbicieli Amerykanów pozycja obowiazkowa, dla innych - również.
Materiały dotyczące zespołu
- Savatage
Savatage > Dream Theater.
Polecam zwłaszcza album "Streets: A Rock Opera". Te niesamowite solówki! Te wokale! Co tam się dzieje w niektórych kawałkach w warstwie gitarowej to klękajcie narody. A to wszystko z melodią i świetnym klimatem wczesno-ninetiesowego Nowego Jorku w warstwie tekstowej oraz ilustracyjno-dźwiękowej. Nie tylko jak niektórzy, jakieś popisy techniczne dla samych popisów i skomplikowane podziały rytmiczne dla drumsowych nerdów. Savatage choć bardzo ceniony, zasłużył na o wiele większą popularność niż ta jaką zdobył.