- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Satyricon "Now, Diabolical"
Choć miałem już okazję "porachować się" się z "Now, Diabolical" przy okazji opisywania "Rebel Extravaganza" i każdy z zacnych czytelników wie, jakiej opinii się po mnie spodziewać, to nie wypada nie uściślić mojego zdania na jego temat. Dlaczego? Bo to dzieło, którym Satyricon ostatecznie podbili świat, "brandowo" żerując na sentymencie starych fanów i przy okazji zdobywając - już nie czarne, a bardziej szare - serca tych nowszych. Idąc dalej - imponujący tryumf kalkulacji nad ideą i przykład zachowawczego menu, w którym zasmakowały tysiące, nabijając budżet Roadrunner Rec., co za tym idzie udowadniając Nuclear Blast, że nie tylko Dimmu Borgir można opchnąć desperatom. Dziś na chłodno, z perspektywy tych 4 lat od wydania łatwiej spojrzeć na rzecz z większym dystansem, chwycić trąbkę, przyłożyć do otępiałego ucha i zawyrokować, czy popularność tego tworu idzie w parze z jego jakością, czy może wręcz przeciwnie, ludzie buszujący po katalogach Monte Conner Co. w poszukiwaniu demówek Slipknot odkryli coś egzotycznego i nie w za dużych spodniach, wnioskując: "więc to jest ten black metal, kurcze nawet nie taki straszny, jak opisywał pastor na niedzielnym spotkaniu".
Przyznaję bez bicia, że występuję tutaj na pozycji lekkiego powątpiewania. Po pierwsze jednak: mam do tego prawo, bo to stanowisko determinują bzdury, jakie Satyricon wypisywali w swoich wkładkach już od czasów "Nemesis Divina", po drugie: sentyment, jakim darzę ten duet przesuwa wskazówkę obiektywizmu w bezpiecznie wyśrodkowaną pozycję, więc o zbytniej tendencyjności też nie może być mowy.
Do rzeczy. "Now, Diabolical" był i nadal jest dla mnie sporym zawodem. Po, moim zdaniem, nieco wygładzonej "Volcano" liczyłem na powrót bestii, co zapowiadała nawet okładka z lucyferopodobną facjatą i wystylizowaną do granic możliwości czcionką. Po zapuszczeniu płyty okazało się jednak, że Satyr na zmianę z Frostem postanowili podpalić resztki swojego dziedzictwa, dolewając ochoczo stylistycznej benzyny marki "Fuel For Hatered". Więc jest nie tylko koncertowo, ale stety - niestety także skocznie i "fajowo". "Now, Diabolical" ze świetnym refrenem, to pozycja jak znalazł do masowego podrygiwania. Chwytliwy riff i "mantrowe" repetowanie wersów tytułowych w stylu hop-hyc nie pozostawiają wątpliwości, w jakim celu stworzono ten kawałek. Kto zaliczył choćby jedną z ich tras po naszym kraju, wie jak bezproblemowo ruszyć przy tych dźwiękach w tango, choćby nawet i po 20 piwie, a spoglądając na gawiedź z trybun, doszedł do wniosku, że gremialnie odśpiewywane "Cause They Want, Cause They Need..." stanowi wzorowe odzwierciedlenie uczuć publiki. Koncertowy profil skutecznie kontynuują "K.I.N.G" oraz "The Pentagram Burns", zbudowane dokładnie w ten sam sposób, czyli na esencjonalnie wycyzelowanej zagrywce głównej, powtarzanej z mniejszą lub większą częstotliwością przez cały czas utwór. Fajnie się tego słucha, nie powiem, ale diaboliczno - futurystycznego klimatu, którego szczyt osiągnął Satyricon na swoim opus magnum "Rebel Extravaganza", raczej nikt się w tym nie doszuka. Brak jakiegoś szaleństwa, atmosfery apokalipsy czy chociażby elementu zaskoczenia, powodujących że ma się wrażenie obcowania z czarną, lepką, nienamacalną materią, jak to bywało na wcześniejszych pomiotach duetu z Norwegii. Stąd dla mnie ta płyta zaczyna się dopiero na "The Rite Of Our Cross" lub "That Darkness Shall Be Eternal" - znacznie szybszych, opatrzonych zjadliwym, plugawym wokalem. Posmak nawiedzonego, wręcz gorzkiego piętna duchowego serwuje także jedna z najlepszych tutaj kompozycji - "Delirium", zaiste warta swej nazwy, z uwagi na hipnotyzujący początek zwieńczony obuchowymi przejściami. Na koniec zaś mała konfuzja i nieporozumienie nazwane bardziej konserwatywnie "To The Mountains", a będące próbą nawiązania do stylistyki, ja wiem, chyba najlepszego na "Volcano" "Black Lava". A więc jest rozwlekle (ponad 8 minut), pompatycznie, ale jednocześnie po prostu nudno, w dodatku z kuriozalnym zakończeniem w postaci akompaniamentu trąbek. Dęciaki? W Emperor (słuchaj "In The Wordless Chamber") - proszę bardzo, zajebista sprawa, w przypadku Satyricon? Cóż, nowym Ihsahnem Sigurda raczej nikt nie nazwie, miało być z pompą, a wyszło, cóż delikatnie rzecz ujmując, kameralnie, by nie powiedzieć "skansenowo".
Tyle formalnego rozkładu na czynniki pierwsze. "Now, Diabolical" rzeczywiście okazała się chyba najbardziej ogrywaną na koncertach płytą w historii ekipy Satyra. Jeśli ktoś miał niedosyt hitów od czasu "Mother North", to zdecydowanie tu je dostał. Fani wyskakali się pod sceną, menedżer zarobił, firma sprzedała, co miała sprzedać, przy tym nikt nie zarzuci pozerki, bo bestsellerowość kompozycji nie jest - jak można by było przypuszczać - oparta ani na żadnej katarynce z klawiaturą, ani na damskim wokalu. Wilk syty i owca całą, chciałoby się pomyśleć - ale nie można. "Now...", mimo swego koncertowego potencjału, jawi się także jako dzieło bezpieczne, niegroźne i oswojone. Może przesadzam, szukając dziury w całym, skoro jest tak "zajebiście", ale to właśnie ci ludzie rozbestwili mnie, serwując na "Rebel Extravaganza" wypas kompozycji tworzonych na pograniczu. Pograniczu chaosu i ekstremy niebezpiecznie zbliżonych do wyobrażenia o Olimpie black metalu. Myślałem, że nadal będą przesuwać bariery i podnosić poprzeczki, ewentualnie posiedzą na dachu wieżowca awangardy nieco dłużej. Ten krążek jest także objawem kompromisu, którego autorzy napisu "nasikamy na groby naszych oponentów..." we wkładce "Nemesis Divina" powinni wystrzegać się bardziej niż wody święconej. Ktoś zapyta, to jak byś to nagrał? Cóż, postawiłbym kunktatorsko na numer bonusowy, dodany do japońskiej wersji wydawnictwa - czyli furiacki "Storm Of The Destroyer" - tak naprawdę, tylko w nim jest ten cały "Diabolical" i to zdecydowanie "Now" - ze względu na prędkość (o gościnnej gitarze Snorre W. Rucha nie wspominając). Ja wiem, że nie ma co strzępić guli, bo to muzyka i tylko muzyka, ale od tej płyty i w obrębie tego gatunku można wymagać więcej.
tak wiec pzynajmniej 8 lub nawet 9 :P
Płyta zamiata wszystkich smutnych diobłów i ponure mewy pod dywan gdzie mogą wraz z kłębkami kurzu powalczyć o dominację nad światem.Mark me words
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Darkthrone "Circle The Wagons"
- autor: Megakruk
Bon Jovi "One Wild Night - Live 1985-2001"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
Cinderella "Long Cold Winter"
- autor: Wickerman
Dimmu Borgir "Abrahadabra"
- autor: Megakruk
Behemoth "Evangelion"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol