- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Sanctuary "Refuge Denied"
Grupa Sanctuary zaznaczyła swoją obecność na metalowej scenie pod koniec lat 80-tych, wydając dwie solidne płyty. Zespołowi na początku istnienia bardzo pomógł Dave Mustaine, który był producentem pierwszego krążka, "Refuge Denied". Formacja pojechała również z Megadeth w trasę koncertową. Na "Into The Mirror Black", drugim albumie - ocenianym przez fanów wyżej od debiutu - muzycy poszli bardziej w stronę thrash metalu. Po jego wydaniu nastąpił rozłam, w wyniku którego wokalista Warrel Dane, basista Jim Sheppard oraz świetny gitarzysta Jeff Loomis (wspomagający zespół na koncertach) utworzyli do dziś bardzo dobrze funkcjonującą grupę Nevermore.
Muzycy Sanctuary na debiutanckiej płycie jeszcze chyba nie do końca wiedzieli, jaki obrać kierunek. To w zasadzie power metal, ale można wyczuć elementy thrashowe (np. "Termination Force" lub "The Third War") rozwinięte już na drugim albumie. Charakterystycznym elementem jest wokal, który dość mocno kojarzy mi się z Robem Halfordem, oraz klimat tych utworów - pełen niepokoju, zwiastujący nadejście czegoś niekoniecznie dobrego. Warrel Dane operuje głównie w wysokich rejestrach i wychodzi mu to bardzo przyzwoicie. Perełką jest utwór "Die For My Sins", którego nie powstydziliby się z pewnością panowie z Judas Priest. Bardzo przebojowy kawałek, w dobrym tego słowa znaczeniu, ze znakomitą linią wokalu i dużą dawką energii. Najlepsza rzecz na płycie. Warto zwrócić uwagę także na "White Rabbit" - cover utworu Jefferson Airplane z 1967 r. Przerobiony na metalową nutę idealnie wpasował się w niepokojący klimat albumu. Mocne punkty to także wspomniane "The Third War" oraz "Termination Force".
"Refuge Denied" polecam głównie fanom Nevermore i maniakom metalu z lat 80-tych. Niewątpliwie był to najlepszy okres dla takiej muzyki. Powstało wtedy wiele wybitnych albumów świetnych zespołów. Łza się w oku może zakręcić na wspomnienie tamtych czasów. No i te okładki. Sanctuary może aż tak ważne nie było, ale jednak grupa przez chwilę była przez wielu fanów metalu znana i lubiana.
Fantastyczna płyta i godny protoplasta Nevermore!
A Sanctuary dla mnie to taka miła przygrywka do tego, co panowie później zaczęli robić w Nevermore, którego jestem wielkim fanem. Warell Dane jeszcze nie był tak dobrym wokalistą jak na kilku ostatnich płytach Nevermore, ale w warstwie muzycznej niewątpliwie było interesująco i zapowiadało się, że w tych gościach drzemie naprawdę duży potencjał.