- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Sainc "Schizis"
No i proszę. Nie tak daleko, bo w zeszłym roku, miałem przyjemność popieścić mózgowie pierwszym, pełnym z prawdziwego zdarzenia materiałem Sainc - "Pathogen", po którego przesłuchaniu do dziś leczę sadomasochistyczne rany na dupie. Choć materiał ten dźgał w klatę iście nowatorskim podejściem do grania, to jednak zrozumienia i poklasku mas mu nie wróżyłem. Cóż to jednak dla niestrudzonego SVierszcza, byłego frontmana morderców z Yattering, który znów trzymając podręcznik medycyny sądowej z zaznaczonymi rozdziałami dotykającymi najgłębszych patologii drążących ludzki gatunek, powraca siejąc zarazę "Schizis". Nawiasem mówiąc, płytą tak "prostą" w konsumpcji, zrozumieniu i odbiorze, jak etiologia omawianych na niej zaburzeń psychicznych, a więc problematyki, której grube tomy z zakresu psychopatologii nie zdołały dostatecznie wyczerpać, że o skutecznym skonstruowaniu remedium nie wspomnę.
Nie będę ukrywał, że imponuje mi postawa głównego twórcy i lidera Sainc w jednej osobie. Nosząc na sobie brzemię jednego z upadłych królów death metalu, musi być chyba świadom, jakiego towaru oczekuje od niego rozbestwiona gawiedź. Mimo to, olewając koniunkturalne zabiegi i za nic mając sobie gusta maluczkich, brnie nadal pod prąd, tworząc muzykę ciężarem gatunkowym oraz koncepcją tematyczną być może zbliżonymi do tego, czym siekał w Yattering, jednak ujętym jednocześnie z całkiem innej strony. Owszem mamy na "Schizis" charakterystyczny wokal, połamane gitary oraz matematycznie zapętloną perkusję, ale wszystkim tym składowym bliżej jednak do wariactw SYL lub solowych dokonań Devina Townsenda niż takich albumów, jak "Humans Pain" czy "Murder's Concept". Podobnie jak na poprzedniej płycie "Pathogen", kawałki poprzetykane są noisowo - schizofrenicznymi przerywnikami, które dolewają psychotycznej oliwy do i tak już buchającej niebezpiecznie choroby. Tym razem to także materiał nieco żwawszy, jeżeli chodzi o tempa. Wymiana perkusisty nadała Sainc takiej dynamiki, że już nikt z Six Feet Under ich nie pomyli, a ku takim skojarzeniom przy okazji "Pathogen" sam się skłaniałem. Trudno także na "Schizis" wyróżnić jakieś szczególne momenty materializujące się konkretnymi tytułami. Czy "666 Phobia", czy to "Basement Demons", czy finałowy "Darkness Time" - bez znaczenia, skoro każdy z nich trzyma niezaprzeczalnie wysoki, skomplikowany poziom. Warto wspomnieć także, iż rzecz nagrywano własnym sumptem, tym bardziej zaskakuje rewelacyjne brzmienie, doskonale dobrane do nienormalnego, pozornie ciężkostrawnego konstruktu całości. Niektóre zwolnienia dosłownie miażdżą zbasowaniem, przy dobrym odkręceniu pokrętła w prawo powodując wręcz drgania tektoniczne podłogi.
Jak zwykle problemem będzie wskazanie profilu odbiorcy tej muzyki. No bo co? Jest tutaj i death metal, nie brak domowego wręcz klimatu, co rusz przewija się math core, że o elementach zdrowo pojmowanego rocka nie wspomnę. Takie podejście do tematu, prócz twórczości Townsenda, może przywodzić The Dillinger Escape Plan lub nawet "Axe To Fall" Converge, ale tak na 100% to jeszcze inny, niezdefiniowany rodzaj grania, który można polubić lub znienawidzić tylko przy osobistym skrupulatnym przebadaniu. Fani Yattering mogą tego liznąć, ale mam wrażenie, że koniec końców nie tego spodziewaliby się po byłym frontmanie tej ekipy. Dla nich jest Trufel i Masachist. Z drugiej strony, jeżeli uda im się namierzyć w necie nowe nagrania Ząbka, byłego bębniarza Yatty, krążące wokół wyeksploatowanego tematu Tool, to mniejszym szokiem będzie przyjęcie na klatę ciężaru Sainc.
"Schizis" to materiał dla zdecydowanie zaawansowanego słuchacza. To rzecz dla ludzi, którzy doskonale wiedzą, czego szukają w muzyce. Rzecz elitarna, z którą obcowanie nierozerwalnie wiąże się z wyzwaniem, jakie stawia sobie słuchacz odpalając to CD. Co przesłuchanie, to nowe odczucia. Od początkowego niezrozumienia, poprzez potakujące kiwanie głową, aż do olśniewającego ogarnięcia karuzeli uczuć i agresji, jakimi stoi ten zryty stuff. Jako zwolennik łupaniny po trupach do celu, sam miałem początkowo z nim problem, ale skoro i mnie olśniło, to może i wam spasuje. Za ambicję, zawodowe podejście do tematu i niezaprzeczalny talent, 9 jak najbardziej uzasadnione.
Materiały dotyczące zespołu
- Sainc