- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Sadness "Danteferno"
Był sobie kiedyś zespół Celtic Frost... Zaczynał jak każdy inny, a jako jeden z nielicznych utrwalił się w pamięci wielbicieli mroczno-ciężkiej muzyki. Wiadomo przecież, jak wiele znacznie młodszych kapel wychowało się na jego twórczości, jak wielu artystów przyznaje się do małego "zapatrzenia" w "celtyckie" płyty. Do tego grona można zaliczyć Sadness. Po demówce "Ames de Marbe" Szwajcarzy kolejny raz atakują całkiem oryginalną dawką muzyki. Muzyki momentami tak bliskiej temu, co stworzył Celtic Frost na "Into the Pandemonium". I wcale nie dlatego, że "Danteferno" produkował Martin Eric Ain, jakby nie patrzył basista tej legendarnej formacji.
Mimo niezaprzeczalnego natchnienia, nie można Sadness pod żadnym pozorem zarzucić kopiowania chlubnej przeszłości. Wielokrotnie przecież można było się przekonać, że małe "zaczerpnięcia" z dorobku mistrzów wcale nie są grzechem, a tym bardziej nie muszą być równoznaczne z bezmyślnym powielaniem. "Danteferno" na pewno potrafi urzec i wciągnąć. Ciężkie, momentami nieco surowe, gitary fantastycznie splatają się z pięknymi partiami klawiszy. "Brudny", zachrypnięty wokal Terry'ego doskonale kontrastuje z niezwykle ciekawym, bardzo zmysłowym i erotycznym głosem niejakiej Christiny Christine. Nad wszystkim wznosi się gęsty mrok, który powoli zanurza duszę w ogniu potępienia. Tak, tej płycie towarzyszy niesamowity, piekielny klimat i najprawdziwsza czerń. W dźwiękach kryje się jakaś przeraźliwa tajemnica, mistyczny czar. Jest to pewnie związane z kolejnym niezaprzeczalnym źródłem inspiracji - tym razem jednak literackim. Tytuł płyty słusznie kojarzy się z Dantem Aligeri, a skoro tak, to na pewno i z jego słynnym poematem "Boska Komedia". Sadness, jak nietrudno się domyślić, najbardziej upatrzył sobie tę część, w której Dante przemierza szlaki lucyferiańskiego królestwa. I przyznać trzeba, że zinterpretował to porażająco prawdziwie i mistrzowsko. Na uwagę na pewno zasługuje brzmienie gitar, jest w nich ogrom surowości i brudu, a także bliżej niezidentyfikowanego piękna i uroku (melodie!). Nie można przejść też obojętnie obok "Aphrodite's Thorns" - zdecydowanego odmieńca, a jednocześnie perełki tego albumu. To delikatna, podsycona zakazanym erotyzmem kompozycja wyłącznie z kobiecym wokalem i pianinem. Tak naprawdę jednak nie ma tu słabych utworów, wszystkie splatają się w jedną mroczną suitę, pełną grzesznego piękna, hipnotycznego opętania i piekła (szczególnie kompozycja tytułowa).
Bez wątpienia "Danteferno" jest jak na razie szczytowym osiągnięciem Sadness. Potem Szwajcarzy jakoś się pogubili w natłoku własnych ambicji. O "Danteferno" długo jeszcze będzie się pamiętać. I będą to na pewno upojne wspomnienia.
Materiały dotyczące zespołu
- Sadness