- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Running Wild "The Brotherhood"
"The Brotherhood" to przedostatnia, dwunasta płyta pirackiej ekipy Running Wild (jak wiemy, załoga Rolfa Kasparka po 30 latach zakończyła swój rejs). Im dłużej żeglowali, tym ich dokonania były niestety coraz bledsze i na tej płycie da się to odczuć, choć po tylu latach i tylu wspaniałych albumach mają pełne prawo do chwili oddechu. Tak właśnie według mnie jest na tym krążku. Sporo numerów luźniejszych, lżejszych, bardziej hardrockowych niż czysto metalowych, ale wszystko jest jednak polane tym sosem a'la Running Wild.
Na "The Brotherhood" kłania się klasyka hard rocka, słychać np. echa AC/DC w utworze "Detonator". Zresztą hardrockowych riffów - lepszych lub gorszych - jest tu więcej, w "Crossfire" mamy akurat ten słabszy i wyświechtany. Można też usłyszeć coś pod Iron Maiden w ponad dziesięciominutowej opowieści "The Ghost" z bardzo fajnymi wschodnimi motywami gitarowymi, to chyba najjaśniejszy punkt płyty. Dość ciekawymi kawałkami są również nośny "Dr Horror", z prostym riffem, i otwierający płytę, skandowany "Welcome To Hell". Niezłe są dwa bonusy, które można znaleźć na limitowanej edycji wydanej w digipacku. Szczególnie "Faceless" urzeka melodyjnością charakterystyczną dla tego zespołu.
Na krążku dominują dość proste riffy, utrzymane w średnich tempach. Te riffy, choć proste, nie są w większości wcale złe i album ten zasługiwałby z pewnością na mocną szóstkę, gdyby nie jedna sprawa. Mianowicie automat perkusyjny. Brak żywych bębnów zmniejsza poważnie przyjemność ze słuchania płyty, a tym samym jej ogólną ocenę. Jakimś pocieszeniem jest fakt, że ta sztuczna perkusja jest nieźle zrobiona, programowanie jest ok i słychać, że starano się wydobyć jak najbardziej naturalne brzmienie instrumentu.
Podsumowując: "The Brotherhood" to raczej jedna ze słabszych pozycji w dyskografii Running Wild. Płytka dla wiernych fanów zespołu, którzy - jeśli posiadają ten krążek - to pewnie mają też wszystkie pozostałe i najbardziej cieszą uszy takimi albumami, jak "Port Royal", "Death Or Glory" czy "Under Jolly Roger".