- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Running Wild "Pile of Skulls"
"Pile of Skulls" to siódma studyjna płyta kapitana Rock n' Rolfa i jego załogi, która nieustraszenie przemierza bezkresne oceany muzyki metalowej. Czy siódemka okazała się szczęśliwa? Zaraz się przekonamy (a właściwie przekonają te szczury lądowe, które nie miały jeszcze styczności z dokonaniami Running Wild).
Okładka tym razem zaskakuje - jest co najmniej przyzwoita (i w sumie nic dziwnego - autorem jej jest niejaki Marschall, projektant m.in. genialnego "cover-artwork" do "Imaginations From The Other Side" Blind Guardian). Dlaczego zaskakuje? Ano dlatego, że z reguły Running Wild raczył nas raczej przeciętnymi, żeby nie napisać, że marnymi okładkami swoich, bądź co bądź, świetnych dokonań. A dla mnie okładka jest ważną częścią płyty i znacząco rzutuje na moją ocenę. Tutaj mamy tytułową (przynajmniej tak można się domyślać) "Stertę czaszek" na pierwszym planie, w tle jakieś kolumny, gra światłocienia, bliżej nieokreślone rysunki na ścianach - ciekawie, nastrojowo, piracko. Czyli tak, jak oczekujemy od Running Wild.
Paradoksalnie jednym z najmocniejszych punktów albumu jest... intro! Zabieg niespotykany wcześniej na płytach Runningów. Delikatny wstęp, w tle cichy chór i niesamowite "aaaa" (bez skojarzeń proszę). Później wchodzą gitary - najpierw akustyczna, następnie lekko przesterowany elektryk. Ciągle wszystko ciche i spokojne, aż w pewnym momencie zaczyna się solidniejsze uderzenie perkusyjne i cała nuta zdecydowanie przyśpiesza. W tle słychać bodajże tamburyn, który dodaje niesamowitego klimatu. Genialna rzecz. Po wstępie zaczyna się "Whirlwind" - szybki, rytmiczny, prosty. Doskonały materiał na początek, jeden z moich ulubionych utworów. Generalnie cały album jest wypełniony kawałkami w średnich i szybkich tempach, bardzo dynamiczny. Zostało w zamian za to zdjęte co nieco z mocy i ciężaru. Mamy więcej melodyki (jak chociażby w "Black Wings of Death") czy nawet skocznych zagrywek ("Jennings' Revenge"), ale rozumianych jak najbardziej pozytywnie, czyli szybka gitara, mocniejsza zwrotka, a po niej chwytliwy refren. Bardzo podoba mi się sekcja rytmiczna na tym albumie. Wielu znajdzie się takich, którzy stwierdzą, że nie jest to nic nadzwyczajnego - ot, zwykłe tło dla gitar. Myślę jednak, że właśnie o to chodzi, żeby nadawać tempo i rytmikę, a dzięki temu uwypuklić pracę wioseł, a nie przysłonić ją czy iść gdzieś "obok". Najsłabszym kawałkiem jest według mnie "Roaring Thunder" - zdecydowanie różniący się od reszty płyty, wolny, mozolny, bardzo "tłusty". Znam jednak osoby twierdzące, iż jest to świetne nagranie. Cóż, kwestia gustu.
A jak tam z warstwą tekstową zapytacie? Ano to, co zwykle u Running Wild w ostatnich czasach - piraci, walki na morzach i oceanach, przygody, skarby itd. Znalazło się też miejsce dla nieco bardziej politycznych liryków, jak chociażby ten z tytułowego kawałka (świetna linia wokalna!), a nawet ekologicznych (vide "White Buffalo"). I powoli zbliżamy się do końca płyty. I docieramy do apogeum - "Treasure Island". Utwór oparty na powieści "Wyspa skarbów" R. L. Stevensona (kto ciekaw o czym, niech sięga po książkę, całkiem ciekawa rzecz). Zaczyna się mówionym intro, żywcem wyjętym wprost z kart książki. Kawałek jest bardzo różnorodny i rozbudowany, momentami ciężej, czasami lżej. Na początku średnie tempo, w późniejszych partiach zdecydowanie przyspiesza. Są też chwile lekkiego przystopowania i wyciszenia. Wszystko świetnie skomponowane, dopasowane do całości, a wokal Rolfa wydaje się wręcz stworzony do tego rodzaju muzyki. Jak to ktoś kiedyś określił (niestety nie pomnę, któż taki): "ten kawałek powinno się dzieciom na dobranoc puszczać".
"Pile of Skulls" jest albumem zdecydowanie udanym i jedną z mocniejszych pozycji w dorobku Running Wild. Nie ma tu ckliwych ballad, niepotrzebnego pitolenia, wydumanych tekstów o religii czy filozofii. Dostajemy za to prosty (lecz nie banalny!), soczysty i szybki power - heavy metal, okraszony przyzwoitymi tekstami, zwłaszcza tymi "pirackimi", które są poniekąd wizytówką Runningów. Zdecydowanie polecam tę płytę, zwłaszcza tym, którzy jeszcze nie zapoznali się z twórczością Kasparka - sam od tego longplaya zaczynałem i do dziś jestem wiernym fanem Running Wild. I zapewniam Was, że tak zostanie.
chyba że chodzi o niemieckie zespoły.. piłkarskie:) ok to było tak pół żartem, pół serio a teraz na poważnie... naprawdę:)
nie będę ukrywał, że ogólnie to nigdy nie przepadałem za niemieckim metalem ale w ostatnim czasie jest jeden album zza zachodniej granicy, który lubię: to Nargaroth/ Jahreszeiten :D dobra kwestia gustu i że tak powiem: polecam i.. Nie polecam ;p
Jeśli chodzi o okładkę to niczym się nie wyróżnia spośród innych okładek zespołu (zawsze cover płyty był ścisle powiązany z jej ogólnym konceptem)
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Vader "Necropolis"
- autor: Megakruk
Behemoth "Evangelion"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol
3 pierwsze płyty plus "Ready For Boarding" to absolutna klasyka.