- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Rivers Of Nihil "Where Owls Know My Name"
Kończy się powoli druga dekada XXI wieku. Wlazłem na metalowe podsumowanie tego okresu w serwisie Loudwire, zachęcony tym, że rodacy na topie się znaleźli. Przy okazji sprawdzę, co tam się pokryło z moimi wyborami, pomyślałem. Jedną z płyt okazała się być "Where Owls Know My Name" zespołu Rivers of Nihil.
Brody Uttley (główny kompozytor zespołu) zapytany w wywiadzie o to, jak zaczęła się jego przygoda z muzyką, opowiedział, że złapał bakcyla, gdy będąc dzieckiem zobaczył wideo do piosenki "In-A-Gadda-Da-Vida" Iron Butterfly Podobnie ja zainteresowałem się Rivers Of Nihil po obejrzeniu teledysku do kawałka "A Home". Zaś po zobaczeniu wideo do piosenki tytułowej z tego albumu utwierdziłem się w przekonaniu, że dobrze trafiłem, a Uttley najwyraźniej nie zmyślał.
Przegródką, do której wrzuca się Rivers Of Nihil, jest progresywny death metal. Ma to uzasadnienie. Weźmy np. piąty na płycie utwór "Subtle Change (Including the Forest of Transition)". Mamy tu King Crimson, który złapał deathmetalowego wirusa. Rivers Of Nihil z zadziwiającą skutecznością łączy subtelne kołysanie z brutalnym napieprzaniem. Do tego atmosfera albumu jest obezwładniająca, co zaznacza się już w intro zatytułowanym "Cancer / Moonspeak".
Płyta mimo swojego dźwiękowego eklektyzmu jest spójna. Nawet "Terrestria III: Wither", utwór będący instrumentalną, chwilową zmianą scenografii, nie niszczy nastroju. Wzbudza za to czujność słuchacza. A warto być czujnym słuchając tego albumu, bo momentów nie brakuje. Na przykład fragment "Old Nothing", kiedy po spokojniejszej części z gitarową solówką muzycy wracają do ostrego grzania z gęściarną podwójną stopą, nieodległego od tego, co robi Decapitated.
Gdyby było tu jeszcze kilka wyrazistych, chwytliwych gitarowych riffów oraz nieco mniej plastiku w brzmieniu garów, płyta byłaby majstersztykiem na skalę Mlecznej Drogi i kilku sąsiednich galaktyk. Rivers Of Nihil na "Where Owls Know My Name" młócą death metal z przyprawami w postaci saksofonów, trąbki, wiolonczeli i klawiszy oraz z różnorodnymi wokalami, ale robią to sensownie. Po tym albumie zespół ma tak szerokie pole artystycznego manewru, że jak się nie zgubi, to będzie cud.