- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Renaissance "Turn Of The Cards"
"Renaissance" - ktoś zapyta: co to jest? Nie ma takiego hasła w polskim wydaniu encyklopedii rocka. Rzeczywiście zespół bardzo słabo znany, choć zasłużył na większą popularność (w Polsce). W zasadzie jest to reprezentant art-rocka, ale gitary elektrycznej używał bardzo rzadko (na tej płycie wcale). Atutem zespołu zawsze był przepiękny i czysty sopran wokalistki Annie Haslam oraz muzyka oparta głównie na fortepianie, gitarze akustycznej i orkiestrowych aranżacjach... Pochodzą ze Wysp Brytyjskich i być może dlatego są słabo znani w naszym kraju. Mimo to wiem o istnieniu kilku fanów zespołu.
Album rozpoczyna się fortepianem, niczym typowa muzyka klasyczna. Prawie niezauważalnie pojawia się bas, a następnie perkusja i niepowtarzalny, od początku do końca, wokal Annie Haslam - ciepły i liryczny (na temat głosu tej wokalistki mógłbym napisać kilka stron, ale muszę zostawić trochę pochwał na inne recenzje Renaissance). Od początku płyty dają się również zauwazyć profesjonalne aranżacje orkiestrowe, które nadają muzyce art-rockowej jeszcze bardziej symfonicznej powagi. W "I Think Of You" pojawia sie gitara akustyczna i wraz z głosem Annie, przy towarzyszeniu pozostałych instrumentów, utwór rozwija się w subtelną i delikatną balladę, okraszoną dodatkowo liryką Betty Thatcher (wszystkie teksty są jej autorstwa). "Things I Don't Understand" rozpoczyna się agresywnymi uderzeniami fortepianu i dość niepokojącym brzmieniem perkusji. Głos wokalistki wspomagany jest tu przez kolegów z zespołu. Wokalizy Annie w zadziwiający sposób pokazują nam, jak można wydobyć piękno przy pomocy tak prostych środków jak zwyczajne "La la la...". "Black Flame" - bardzo spokojna ballada, gitara i bas, a w tle ciche brzmienie organów w stylu Pink Floyd z okresu płyty "Meddle". Po zamknięciu oczu mało kto "pozostanie na Ziemi", mroczność i tajemniczość "Black Flame" zawsze mnie urzekały. To jeden z moich ulubionych utworów zespołu. "Cold Is Being" to kompozycja, słuchając której czujemy się jak w kościele, na występie solistki. Mamy tu tylko głos Haslam i organy. To świetna demonstracja, jak zespół rockowy potrafi zaserwować klasyczny repertuar. Tego trzeba posłuchać. Na koniec najdłuższa kompozycja na płycie - "Mother Russia" - ukoronowanie dzieła, jakim jest "Turn Of The Cards". Ponad dziewięciominutowa suita rozpoczynająca się, jak "Running Hard", fortepianem, do którego dołączają inne instrumenty, orkiestra i ten niezapomniany wokal.
Można zadać sobie pytanie: czy to rzeczywiście grupa rockowa? Renaissance nigdy nie próbował zmieniać swojej muzyki, aby o tym przekonać słuchaczy. Pozostali sobą i chwała im za to. Kto posłucha płyty i zechce ją porównywać z innymi grupami rocka progresywnego lat 70-tych, zdziwi się, ponieważ nigdy wcześniej nie było zespołu, z którego Renaissance mógłby czerpać wzorce. Każdy odkryje wtedy oryginalność pomysłów muzyków. Annie Haslam jest moją ulubiona wokalistka, którą śmiem porywnywać jedynie z Sinead O'Connor (pod względem możliwości i umiejętności głosowych, nie barwy). Gorąco polecam.