- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Red Tape "Radioactivist"
Pamiętacie czasy, gdy punk rock nie kojarzył się z cukierkowymi melodiami, zaś hardcore'owi bliżej było do starego dobrego thrash metalu niż do modnego dziś nu-tone? Jeśli nie, Red Tape może je Wam przybliżyć. Jeśli tak, słuchając płyty "Radioactivist" przypomnicie sobie, jak to drzewiej bywało. Młody kwartet z Kalifornii gra bowiem mniej więcej tak, jak to się zwykło czynić dwadzieścia lat temu - choć to właściwie dopiero ich debiut. Roadrunner, coraz bardziej ostatnio kojarzący się z trendami nu, najwyraźniej postanowił rzucić kąsek "tradycjonalistom".
Członkowie zespołu odcinają się od współczesnego nurtu hardcore, twierdząc, że owszem, w latach 80. ochrzciliby tak swą muzykę, jednak dziś grają, jak mówią, "thrash punk". Nazwa dobra jak każda inna, szczególnie że oldschoolowe dźwięki na "Radioactivist" z pewnością są mieszanką obu tych pierwiastków. 15 utworów w niecałe 40 minut, niedwuznaczna okładka, konkretny tytuł płyty i kawałki zatytułowane m.in. "Stalingrad", "High Revoltage", "Social Meltdown" czy "Bl'ast! The System" - nie może być wątpliwości, z jaką muzyką i z jakim przesłaniem mamy tu do czynienia. Red Tape już od pierwszych dźwięków żywiołowego "Damage Control" atakują rasowym punkowym łomotem, podanym na sporych obrotach i zdolnie połączonym z "przyśpiewkową" melodyjnością nieodłącznych chórków. Co prawda zespołowi zdarza się - np. w "Shoot! Blast! Communicate!" czy też w refrenie mocno przebojowego "Stalingrad" - niebezpiecznie zbliżać się do granicy wesołej tandety a la Blink 182, jednak ten fakt grupa stara się rekompensować czy to agresywną zwrotką ("Stalingrad"), czy też po prostu bliskością jednoznacznie ostrych utworów (następujący po "Shoot!..." numer "Bl'ast! The System"). W istocie na "Radioactivist" nie brak bynajmniej przyzwoitego punkowego "napieprzu" z thrashową zadrą - dość wspomnieć "Droppin' Bombs On Your Moms", "Golden" albo ultrakrótkie (46 sekund) i ultraszybkie "High Revoltage". Zresztą patrząc na listę utworów trzeba przyznać, że cała płyta to w zasadzie mocna i zdecydowana jazda "równo i do przodu" - co nie oznacza jednak, że panowie z Red Tape grają prymitywnie. Zdarza im się także nieco kombinować, czego wynikiem są delikatne smaczki w stylu zmian tempa w "El Salvador", trochę jakby heavymetalowych riffów w utworze tytułowym czy też solówki a la Tom Morello w "Strike Tonight".
"Radioactivist" to przyjemna płyta. Uczciwość nakazuje jednakże przyznać, że taki natłok utworów, nawet mimo raczej krótkiego czasu trwania całego albumu, nieco nuży. Kalifornijczykom - co nie dziwi - nie starczyło pomysłów na 15 w pełni świeżych kawałków, dlatego też ich debiutanckiego krążka najlepiej słucha się na dwa razy: dwa dwudziestominutowe zastrzyki żywiołowego, hardcore'owego punka. W końcu na świecie tyle zjawisk domaga się dziś o nowe protest songi. Obawiam się jedynie, że - o ironio! - jednym z nich może być cena narzucona przez dystrybutora płyty...
Materiały dotyczące zespołu
- Red Tape