- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Rammstein "Rosenrot"
Płyta "Rosenrot" nie jest albumem z całkowicie nowym materiałem, lecz kompilacją utworów powstałych podczas sesji do poprzedniej, hitowej "Reise, Reise" (plus jednym odrzutem z "Mutter"), ale które ostatecznie na niej się nie znalazły. W ogóle "Rosenrot" miał się na początku nazywać "Reise, Reise vol. 2", ale grupa na krótko przed premierą zmieniła zdanie. Nawiązania do poprzedniego dzieła pozostały za to na digipacku (swoją drogą - kolejny raz genialna oprawa graficzna, która została już wykorzystana na japońskiej edycji "Reise, Reise"), m.in. w postaci liternictwa czy układu napisów.
Album otwiera doskonale już znany z singla i beznadziejnie głupiego teledysku "Benzin". Ot, typowa rammsteinowa młócka z prawie że growlującym Lindemannem w refrenie. Pierwsza część płyty jest utrzymana w nostalgicznym, bardzo mi odpowiadającym klimacie. Tytułowy "Rosenrot" oparty jest na marszowym rytmie i linii wokalnej, które doskonale komponują się z okładką płyty. "Spring" zaczyna się bardzo spokojnie, by dojść do agresywnego bridge'a i klawiszowego refrenu. Bez wątpienia najpiękniejszą rzeczą na tym krążku jest następny w kolejce - "Wo Bist Du". To świetny spadkobierca chociażby "Stein Um Stein" czy "Ohne Dich" z poprzedniej płyty. Podniosła, powoli się rozkręcająca atmosfera i od razu chwytający za serce refren, a do tego niekwestionowany potencjał hitowy.
Niestety, "Wo Bist Du" to szczytowy moment na tym krążku - potem poziom gwałtownie spada... Już następny kawałek, "Stirb Nicht Vor Mir - Don't Die Before I Do", to kompletne dno... Rammstein zaprosił do współpracy niewiastę, do tego śpiewającą po angielsku i to na tle kompletnie popowej melodii. Widać panom się spodobało, jak "Amerika" leciała w nieskończoność we wszystkich stacjach radiowych i telewizyjnych i przy okazji nowego krążka zachciało im się ten chwyt powtórzyć. Wątpię jednak, aby ta piosenka zdobyła wielką popularność. Ogromny minus. Na poprawę humoru na następnej pozycji dostajemy prawdziwą młóckę - "Zerstren". Dopiero na samym końcu następuje wyciszenie w postaci klawiszy żywcem wyjętych z "Feuer Frei".
Przy premierze "Reise, Reise" sporo się mówiło o kawałku zaśpiewanym po hiszpańsku, który nie wszedł na album. Pojawił się za to na "Rosenrocie" pod tytułem "Te Quiero Puta!". Naprawdę dziwna rzecz - nie dość, że Till śpiewa w nim po hiszpańsku, to jeszcze towarzyszą mu wściekłe kobiece wokale. Na zakończenie płyty dostajemy zaskakująco podobny do "Mutter" "Ein Lied".
Podsumowując: spodziewałem się czegoś dużo gorszego - w końcu to odrzuty. Płyta jest całkiem niezła, chociaż wiele jej do "Reise, Reise" brakuje. Można było z niej zrobić dzieło dużo spójniejsze i ciekawsze, gdyby Rammstein trzymał się przez cały album klimatu z pierwszej jego połowy. No i ten "Stirb Nicht Vor Mir"... Mimo wszystko nie traktuję "Rosenrot" całkiem poważnie i czekam na pełnowymiarowego następcę "Reise, Reise".
P.S. Płyta ukazała się również w limitowanej edycji z dołączonym DVD, na którym znajdują się trzy kawałki z "Reise, Reise" w wersji live.