- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Rammstein "Herzeleid"
O tym zespole słyszał chyba każdy, kto choć trochę interesuje się ciężką muzą. Szum, jakiego media narobiły wokół Ramms+eina, sprawił, że ten rzekomo industrialny projekt stał się jedną z najbardziej znanych niemieckich kapel. Mimo, że od wydania recenzjowanej płyty upłynęły już prawie cztery lata, dopiero teraz dane mi było zapoznać się z jej zawartością.
Zacznę może od tego, że wokalista śpiewa po niemiecku. W sumie nie byłoby to dla mnie jakąkolwiek wadą, gdyby nie to, że niemiecki w wykonaniu tego pana jest obrzydliwie szwabski (? - red.). Cholernie świdrujący głos i bardzo wyraźnie śpiewane teksty mogą sprawić, że niektórzy odbiorcy mogą dostać palpitacji serca.
Niewiele lepiej prezentuje się warstwa muzyczna. Jest bardzo melodyjnie, nad uszami chrzęszczą mocne gitary, w tle pobrzmiewają jakieś sample - ogólnie bardzo fajowo. Tylko jest jedno małe "ale". Jak na industrial, które to określenie często przypisywane jest muzyce Ramms+ein, to jednak trochę za mało. Muzyka jest za czysta. Gitary wydają się być generowane elektronicznie, bo ciągle jadą na tym samym poziomie. Brakuje brudu, jakichś bardziej pokręconych sampli i typowego dla tego gatunku elektronicznego pogłosu. Jeśli dodać do tego wyraźny wokal, to dostajemy coś na wzór Ramms+ein. Zwykły, samplowany rock, bardzo melodyjny, ale nic więcej.
Na płytę składa się jedenaście utworów, muzycznie nieco zróżnicowanych, ale technicznie wykonanych na jedno kopyto. Praktycznie każdy kawałek zaczyna się od schematu: najpierw melodyjka na klawiszach, potem gitary ("Wollt Ihr das Bett in Flammen Sehen", "Weisses Fleisch", "Du Riechts so Gut" czy "Heirate Mich"). Owszem, słucha się tego ciekawie, ale taki sposób tworzenia utworów świadczy o braku pomysłów ze strony muzyków. Inwencji zabrakło też, żeby wszystkie numery uczynić ciekawszymi. Naliczyłem tylko dwie solówki ("Rammstein", "Weisses Fleisch"), a szkoda, bo wykonane są na bardzo przyzwoitym poziomie i ich autor mógłby z powodzeniem postarać się ubarwić także inne utwory.
Podsumowując recenzję tej płyty, wypadałoby wystawić jej jakąś ocenę. I tutaj natrafiam na kolejny problem (widocznie ten band mnie nie lubi :), gdyż nie mam zielonego pojęcia, jak to zrobić w miarę obiektywnie. Dla mnie to kompletna żenada, dla innych ludzi, nie wymagających od muzy jakchś eksperymentów, tylko porządnego nawalania, wystarczy ona w zupełności. Obok mnie leży druga płyta Ramms+ein, zatytułowana "Sehnsucht". Jeszcze jej nie słuchałem. Ale jeśli te dwa lata, jakie dzielą oba te alubmy, nie wystarczyły, aby panowie poprawili nieco swój warsztat i ruszyli wreszcie do przodu, to nie zostawię na nim suchej nitki. Na razie tylko 5, a mogłobyć lepiej...