- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Rainbow "Long Live Rock'n'Roll"
Po wydaniu koncertowego "On stage" zespół Rainbow wrócił do studia i w zmienionym składzie nagrał kolejny album. Tym razem funkcję basisty objął Bob Daisley, a za instrumentami klawiszowymi zasiadł David Stone. Na szczęście dla fanów, duet rządzący całym Tęczowym biznesem pozostał ten sam. Zmiany w tym zakresie - ku rozpaczy wiernych sympatyków - nastąpiły dopiero później i poniekąd przyczyniły się do powolnego staczania się Rainbow po muzycznej równi pochyłej.
Album otwiera tytułowy utwór. "Long Live Rock 'N' Roll" strzela do nas dźwiękami, tak jakby Ritchie zamiast fendera dzierżył w swoich rękach kałasznikowa. Od pierwszych dźwięków przywodzi na myśl wspaniałą purpurową kompozycję "Black Night". Po niej niewiele stylistycznie różniąca się "Lady Of The Lake" i "L.A. Connection". Dio śpiewa tu (podobnie jak na poprzednich płytach) z wielkim zapałem i werwą. Następnie przychodzi kolej na najbardziej znany utwór z całego albumu - "Gates Of Babylon", któremu hołd oddał sam Yngwie Malmsteen. Krótkie klawiszowe intro i dalej hardrockowa gitarowa jazda. Może i czuć chwilami nawiązania do "Tarot Woman" z poprzedniego studyjnego krążka, ale ciężko zespół oskarżać o brak oryginalności. Solówki Blackmore'a zawsze będą solówkami Blackmore'a i na próżno szukać nam jakiegoś Asa, który brzmieniowo i technicznie choć na grubość struny zbliżyłby się do mistrza. Tak samo jest z "Kill The King". Utwór, który miał swoją premierę na koncertowym wydawnictwie, o wiele lepiej prezentuje się tu - w studiu. Pełen rockandrollowej dynamiki wspaniale się wpasowuje w przesłanie, jakie niesie ze sobą tytuł albumu. W podobnej, bardzo dynamicznej konwencji utrzymany jest "Shed", poprzedzony ładnym i treściwym intrem Blackmore'a. Nie wypada mi przemilczeć również najsłabszego momentu na płycie. "Sensitive To Light" sprawia wrażenie, jakby muzycy popadli rutynę. Trzyminutowa rąbanka z naiwną melodią i lekko irytującym wokalem może trochę wyprowadzić z równowagi i sprawić, że album zacznie się nam nudzić. Na koniec, najwidoczniej w ramach przeprosin za popełnione kompozytorskie faux pas, zespół prezentuje nam balladę "Rainbow Eyes". Jest swoistym ukojeniem po hardrockowej krótkiej uczcie, jaką jest "Long Live Rock'n'Roll".
Album trochę różni się stylistyką od swoich poprzedników. Został obdarty z tego czarodziejskiego pierwiastka. Nie ma w nim tej aury magii, obecnej na płycie "Rusing" czy "Ritchie Blackmore Rainbow". Kompozycyjnie dalej jest w czołówce ekstraklasy hard rocka, pomimo tego, że coraz rzadziej słychać instrumenty klawiszowe. Blackmore zawsze dla mnie będzie mistrzem, też między innymi dzięki temu albumowi. Naprawdę jest to ciekawa propozycja dla wszystkich złaknionych jedynego słusznego gatunku muzycznego. Zresztą, jak na ironię losu (w odniesieniu do tytułu), jest to ostatni udany album tej supergrupy. Zapowiadane długie życie najpiękniejszej muzyki na świecie z każdym następnym albumem powoli gasło. I nie był w stanie nic na to poradzić osamotniony Blackmore. Dio zdecydował się na karierę solową, a każde kolejne wydawnictwo spod znaku Tęczy było nagrywane w innym składzie i momentami ocierało się o infantylnego soft-rocka.
Materiały dotyczące zespołu
- Rainbow
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Black Sabbath "Heaven And Hell"
- autor: Paweł Kuncewicz
- autor: @dam
Hawkwind "Doremi Fasol Latido"
- autor: Tomasz Pastuch
Motorhead "Overkill"
- autor: Tomasz Pastuch
Tommy Bolin "Teaser"
- autor: Tomasz Pastuch