- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Rage "XIII"
"XIII" był pierwszym albumem Rage jaki słyszałem. Od początku wiedziałem jednak, że trzydzieści kilka marek, które poszły na zakup tego wydawnictwa, zwróciły mi się po tysiąckroć. Uczucia, jakie towarzyszą słuchaniu (może powinienem napisać: przeżywaniu) tej muzyki są warte każdych pieniędzy. Potem postanowiłem zapoznać się z innymi płytami Rage. I tu zaczęły się schody. W warszawskich sklepach albo nie było kompletnie nic z dyskografii tej grupy albo jedynie "Lingua Mortis" i "XIII". Potem sytuacja się nieco poprawiła, a to za sprawą EMPIKu, w którym za przyzwoite ceny mogłem nabyć wiekszość tytułów tego niemieckiego zespołu. Jednak nawet teraz, gdy na półkach zalegają "Perfect Man", "Trapped!", czy "Black In Mind" nigdzie, ale to dosłownie nigdzie nie ma albumu "The Missing Link"! Dziwne. W zdobyciu tej pozycji bardzo pomocny okazał się być sklep internetowy (czekałem ponad cztery tygodnie, ale warto było). Zawsze, kiedy idę do sklepu po jakiś album Rage, spotyka mnie to samo. Pytam sie pani kasjerki, czy dostanę w sklepie płytę mojego ulubionego zespołu, a o ona z uśmiechem na twarzy odpowiada, że owszem. Informuje mnie, jednak, że dostępne są tylko dwie pozycje "Evil Empire" i album tytułowy. Nie ma się co dziwić tej pani, ale jest to trochę frustrujące, kiedy za każdym razem, gdy wspominam komuś o Rage (nieważne, czy pani w sklepie, czy znajomemu) słyszę to samo pytanie: "chodzi ci o Rage Against The Machine?". Już nie mam sił tłumaczyć, że nie o ten zespół mi chodzi. A swoją drogą nazwanie człowieka, którego gra na gitarze sprowadza się do zabawy przełącznikiem i pokrętłami jednym z najlepszych gitarzystów rockowych to lekka przesada. Ale nie o RATM mam tu pisać... Przejdźmy do sedna.
"XIII" to album niezwykły. Objawia się to przede wszystkim w połączeniu muzyki klasycznej i metalowej. Teraz to nic nadzwyczajnego, ale jeszcze dwa lata temu było to nie lada wydarzenie. Teraz wiele zespołów stara łączyć się te odległe stylistyki, ale śmiem twierdzić, że Rage robi to najlepiej. Panowie Hetfield, Ulrich, Hammett i Newsted powinni byli najpierw zapoznać się z "XIII", a potem nagrywać (albo nie) swoje wątpliwej jakości dzieło, jakim jest "S&M". U Rage wszystko idealnie do siebie pasuje. Zespół gra swoje, a orkiestra stanowi tło i dopełnienie jego muzyki. Tak jest najlepiej... Bo gdy zespół i orkiestra mają tyle samo do powiedzenia i co gorsza "mówią" zupełnie coś innego, wtedy brzmi to jak karykatura muzyki (vide "S&M"). Ale orkiestra to nie wszystko. Bowiem bez genialnych kompozycji "XIII" nie byłoby w połowie tak wspaniałym dziełem. Tutaj nie ma nic, czego być nie powinno. Wszystkie dźwięki są niezbędne, każde uderzenie w bębny jest dokładnie zaplanowane, każde szarpnięcie strun jest precyzyjne i przemyślane. Tym się objawia geniusz. Nie podejmuję się opisywania utworów, bo jest to po prostu niemożliwe. Nie można za pomocą słów oddać piękna muzyki zawartej na "XIII", muzyki przejmującej, podniosłej i po stokroć niezwykłej. Takie arcydzieła jak to zdarzają się naprawdę rzadko. Wydaje mi się, że Rage już nigdy nie nagra takiego albumu. Ich ostatnia produkcja "Ghosts", mimo, że jest naprawdę wyśmienita, nie ma już tej mocy i potęgi co "XIII". Ale każdy wielki zespół ma w swojej dyskografii taki album, po którym nic lepszego już nie może zostać nagrane. Na przykład dla Helloween jest to "Keeper Of The Seven Keys Part I", dla Mercyful Fate - "Don't Break The Oath", dla Manowar - "The Triumph Of Steel" itd. Dziwne może wydawać się jedynie to, że bardzo wiele czasu musiało upłynąć zanim Rage nagrali takie cudo. No, ale artystom wielkie dzieła nie wypadają spod ogona, trzeba na nie trochę poczekać, czasami nawet bardzo długo. Dlatego ja nie tracę wiary i czekam na jakieś nowe objawienie na scenie muzycznej, album, który tak jak niegdyś "Master Of Puppets", "Powerslave", czy właśnie "XIII" zachwieje budowlą zwaną "rock" i znowu rozbudzi ogień drzemiący w sercach spragnionych wspaniałych dźwieków ludzi. Póki co jest "XIII".
Każdy, kto nie ma jeszcze tej płyty, powinien (musi) natychmiast udać się do sklepu celem jej nabycia. Tego nie można zlekceważyć, tego nie można pominąć... Chyba, że ma się plastikowy umysł i plastikowe serce, naładowane plastikową pseudo-muzyczną papką. Wtedy wskazane jest trzymanie się z daleka od "XIII", bo obcowanie z tym klejnotem będzie zbyt trudne dla pospolitego pożeracza list przebojów. Pozostali: marsz do sklepów... i bez "XIII" mi nie wracać!
Materiały dotyczące zespołu
- Rage