- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Radiohead "Kid A"
Są wykonawcy, do których twórczości nie jestem w stanie się przekonać, choćbym spotykał się z samymi entuzjastycznymi opiniami na ich temat, choćbym przy każdym kolejnym słuchaniu podchodził do ich muzyki z przekonaniem, że to jest przecież naprawdę interesujące granie, że warto przełamać swoją niechęć, choćbym tu i ówdzie czytał, że właśnie nagrali być może najlepszy rockowy album ostatnich dziesięciu lat. Po prostu się nie da...
Tak właśnie jest z Radiohead. Najciekawsza, najoryginalniejsza obecnie kapela na świecie, mówią co poniektórzy... Bzdura! "The Bends" bronił się całkiem udanymi piosenkami. "OK Computer"? Jest dobre - fakt. Tak przejmującego utworu jak "Karma Police" murzyn na werandzie z pewnością by nie wymyślił (bez podtekstów rzecz jasna), ale daleko do rewelacji, patrząc przez pryzmat całego albumu. No a jak jest z "Kid A"? Ano zupełnie niezrozumiałe są dla mnie wszechobecne zachwyty nad tym albumem. Ta muzyka nuży, usypia i niesamowicie męczy swoją jednowymiarowością. Chociaż początek płyty jest zupełnie obiecujący. "Everything In Its Right Place" wyostrza naszą uwagę niespokojną melodią i hipnotycznym śpiewem Thoma Yorke'a. Jest szansa, że będzie przynajmniej tak dobrze jak na poprzedniej płycie. A skąd tam! Z ciekawego, transowego riffu w "The National Anthem" niestety niewiele wynika. Może broni się "In Limbo" z frapującą gitarą w tle i nagromadzonymi emocjami w finale. Więcej zajmujących momentów na albumie nie znalazłem, chociaż uwierzcie mi - naprawdę szukałem. Manieryczny wokal czasem staje się doprawdy ciężki do zniesienia. Te wszystkie tajemnicze melodie, nagromadzenie podkładów elektronicznych, triphopowa rytmika - zamiast intrygować irytują. Utwory zlewają się ze sobą. Nim zdążymy się obejrzeć, płyta dobiega końca nie pozostawiając niestety po sobie pozytywnego wrażenia.
I to nie jest wcale tak, że klapki na oczach nie pozwalają mi docenić tego elektronicznego eksperymentu, chęci rozwoju zespołu. R.E.M. czy Peter Gabriel na identycznie zatytułowanych albumach "Up" potrafili zrobić to w dalece ciekawszy sposób. Radiohead nie zachowali jednak odpowiednich proporcji pomiędzy elektronicznym odjazdem, przystępniejszym, gitarowym graniem, dobrymi melodiami, a rockową siłą uderzenia. Owszem, należą im się brawa za odwagę, niemniej końcowy efekt muzyczny nie przekonuje mnie praktycznie w ogóle. Być może jest to naprawdę wartościowy album. Być może dziś nie jestem w stanie go zrozumieć, a docenię dopiero w odległej przyszłości. Być może... Nie zmienia to faktu, że nie mogę go słuchać. Rozczarowanie.