- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Queens Of The Stone Age "...Like Clockwork"
Nie będę ukrywał, że moja miłość do Queens Of The Stone Age jest praktycznie bezwarunkowa. Oczywiście zespołów, do których mam podobny stosunek, jest wiele, ale QOTSA ma w mojej muzycznej świadomości miejsce szczególne. Ekipa Josha Homme'a była dla mnie ożywczym powiewem wiatru w zatęchłym i niepotrafiącym odnaleźć swojej drogi świecie rocka. Od kiedy usłyszałem "Rated R", wiedziałem, że to właśnie ta kapela będzie rządzić tą muzyką przez najbliższe lata. Podobnie było z płytami The White Stripes i Arctic Monkeys, ale "kłinsów" chyba cenię najwyżej. Josh umiał stworzyć na płytach QOTSA niepowtarzalny klimat, którego próżno szukać gdzie indziej. Ów "pustynny" styl, wywodzący się jeszcze z nagrań poprzedniej (też świetnej) grupy Homme'a Kyuss, wzbogacony o niebanalną melodykę - to było właśnie to.
Dziś rudzielec z Kalifornii wraca z nową płytą - po sześciu latach nieobecności "Królowych", po wydaniu albumu supergrupy Them Crooked Vultures, poważnym wypaleniu artystycznym, kłopotach zdrowotnych i ...śmierci klinicznej. Doprawdy imponujący bagaż doświadczeń, nawet jak na 6 lat. Zawsze boję się tego rodzaju powrotów, zwłaszcza jeśli z obozu muzyków nagrywających album dochodzą niepokojące wieści. Tym razem właśnie tak było. Joshua wspominał o nagrywaniu następcy "Era Vulgaris" praktycznie od razu po wydaniu rzeczonego albumu. Sprawy się przeciągały, ale co jakiś czas pojawiały się informacje, że coś tam muzycy ze sobą kombinują. W jednym z wywiadów Homme zapowiadał powrót "robot rocka" znanego z "Era Vulgaris" (z czasem jednak zespół uznał wyniki tych wczesnych nagrań za niesatysfakcjonujące). Później jednak pojawiła się szansa zebrania świetnego składu i tak powstał (nie, nie Chocapic) Them Crooked Vultures. Po wydaniu (jak dla mnie średniej) płyty tego składu Josha dopadły kolejne kłopoty. Dodać do tego należy, że już w trakcie sesji nagraniowej nowego albumu Josh wyrzucił z zespołu perkusistę Joeya Castillo, dlatego gra on tylko w czterech utworach, resztę obsadził zaprzyjaźniony z zespołem Dave Grohl, a w "...Like Clockwork" zagrał obecny bębniarz grupy Jon Theodore. I tak się to wszystko ciągnęło, aż do dziś.
Ale jak mawia ludowe przysłowie, wszystko dobre, co się dobrze kończy. Minęło trochę czasu i dziś możemy postawić na półce kolejny album Queens Of The Stone Age. Od razu muszę zaznaczyć, że nie jest to płyta odkrywcza. Amerykanie nagrali najprzystępniejszy ze wszystkich swoich albumów, mocno konserwatywny w formie i skierowany do szerszego odbiorcy. Nie znajdziemy na "...Like Clockwork" sprzężeń, pisków i wielu zwrotów akcji, jak na poprzedniczce (co akurat mnie cieszy, bo droga obrana na "Era Vulgaris" średnio mi odpowiadała, myślę że ok. 1/3 utworów z tamtego krążka można by z niego wyrzucić). Takie utwory, jak wyluzowany, nawiązujący do lat 60 "I Sat By The Ocean" czy "My God Is The Sun" z falsetem Josha i gęstą grą perkusji, mogą śmiało konkurować z największymi hitami grupy z "Go With The Flow" na czele. Podobnie jest z ewidentnie poprockowym "Fairweather Friends", wysoko zaśpiewanym i po prostu ultra przebojowym. Ciekawostką jest udział w tym kawałku Sir Eltona Johna, który zagrał na pianinie. Nieźle wpada w ucho "If I Had A Tail" z luzacką zwrotką i psychodelicznym refrenem. Tu również pojawiło się kilku gości, m.in. Alex Turner z Arctic Monkeys, Mark Lanegan czy były basista QOTSA Nick Olivieri.
"Smooth Sailling" to kolejny "wyluzowany", jeśli można tak to określić, kawałek. Rytmiczny, trochę funkujący (rewelacyjny bas!), w stylu "Make It Wit Chu" z poprzedniego albumu. Hałaśliwa końcówka również nawiązuje do "Era...", a wiec jednak jest na "...Like Clockwork" nieco robot rocka. "I Appear Missing" ma podniosły nastrój, wyraża niesamowitą ilość uczuć i nie wiem, czy nie jest najlepszym kawałkiem na krążku. Pierwsze trzy minuty są dość konwencjonalne, jednak potem zaczyna się robić nieco progresywnie, utwór zaczyna się "łamać", co niejako zapowiada kolejną piosenkę, a więc tytułowe "...Like Clockwork". A tu już mamy progres na całego. Nie zgadzam się wprawdzie z opiniami, że piosenka w takim kształcie i z taką strukturą mogłaby się znaleźć na "Dark Side Of The Moon" Pink Floyd (znajmy umiar), ale niewątpliwie to rzecz, jakiej jeszcze QOTSA w swoim dorobku nie mieli, a inspirację Floydami widać w niej jak na dłoni. Akompaniament pianina i głos Josha przez pierwsze dwie minuty, ekspresyjne dwie kolejne i równie chilloutowe jak początek zakończenie. Piękna piosenka.
No i właśnie, mimo tej względnej prostoty i przebojowości "...Like Clockwork" jest również płytą dosyć mroczną. Zaznacza się to nie tylko w rozpoczynającym wszystko "Keep Your Eyes Peeled", w którym powolna linia gitar i basu wręcz hipnotyzuje, by potem wybuchnąć z furią, ale przede wszystkim w nostalgicznym "The Vampire Of Time And Memory", opartym na dwugłosie pianina i wokalu niezwykle dramatycznym utworze. Podobny klimat ma również "Kalopsia", gdzie zwrotka kojarząca mi się z pewnego rodzaju kołysanką, z syntetycznymi bębnami imitującymi bicie serca, usypia czujność słuchacza, a w refrenie zapowiadanym przez gitarowe sprzężenie jest już stricte rockowo.
"...Like Clockwork" to krążek będący połączeniem kilku składowych stylu, który QOTSA wypracowali na poprzednich wydawnictwach. Jest prostota debiutu, przebojowość i rockowa energia "Songs For The Deaf", a także typowa dla tego zespołu psychedelia i szaleństwo znane z "Lullabies To Paralyze". Oczywiście każdy z tych elementów w znacznie mniejszym stężeniu. To płyta dobra, choć z całą pewnością nie genialna. Lepsza i równiejsza od "Era Vulgaris", ale z pewnością ustępuje niebieskiej ("Rated R") i czerwonej ("Songs For The Deaf"). Nie zmienia to jednak faktu, że klękam przed QOTSA po raz kolejny.
...Like Clockwork to ich prawie opus magnum. Prawie, bo kocham Pieśni na Głuchych. Nowy album ustawia się niemal tuż za plecami, a I Appear Missing może stawać ramie w ramie z kapitalnym God Is In The Radio. Tak - takie powinny być powroty.
Ale jak porównać do tandetnego rocka różnych grup, to i tak prezentuje się dobrze. Najbardziej lubię Rated R.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Black Sabbath "13"
- autor: Dominik Zawadzki
Deep Purple "Now What?!"
- autor: Dominik Zawadzki