- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Pudelsi "Wolność słowa"
Nie ulega wątpliwości, że ta płyta, wraz z wydarzeniami towarzyszącymi jej premierze, położyła kres "podziemnej" legendzie Pudelsów. Nie podejmuję się oceniać, czy to dobrze czy źle, bo nie mam zamiaru stać na straży czyjejś niezależności - warto jednak zauważyć, że gdyby wszystkie płyty pop w tym kraju stały na takim poziomie muzyczno-tekstowym, to słuchanie radia i oglądanie MTV nie byłoby stratą czasu.
Nie ma na tej płycie, co stwierdzam z żalem, pudelsowskiego klimatu, który trzem poprzednim płytom zespołu nadawał taką spójność - był po prostu elementem szerszej wizji. Tutaj ta wizja była zupełnie inna - album potraktowano raczej jako zbiór piosenek niż całość i jeśli brać pod uwagę każdy utwór z osobna, to trzeba powiedzieć, że to się opłaciło. Trudno jednak traktować "Wolność słowa" jak stylistyczny monolit. Zabieg ten był jednak w pełni świadomy - po prostu każdy utwór miał być inny i tę strategię Pudelsom udało się zrealizować.
Wraz z nabyciem płyty trafia więc w nasze ręce dwanaście piosenek i tu należy zaakcentować jedną rzecz: o ile zamykający album "Hoży Ambroży" ma charakter tekstowego i muzycznego żartu, o tyle pozostałe kompozycje na dobrą sprawę są do bólu "radio friendly", ewidentnie hiciarskie. Nie jest to zarzut, bo przecież te utwory nie są potencjalnymi hitami na mocy Ustawy o Nachalnej Promocji w Mediach, tylko są przebojowe autotelicznie; po prostu nóżka sama chodzi przy słuchaniu! Powody do ruszania kończynami są wszakże różne: słyszymy zdrowe, rockowe rytmy ("Hipis", "Kwas"), ska ("Polityka kulturalna"), ale i akcenty reggae ("Uważaj na niego", "Konduktorka PKP"). Na Kubę przenosi nas "Mundialeiro", a do Buenos - "Tango libido". Od reszty odbija się, poza wspomnianym "Hożym Ambrożym", swoją czadowością "List". Można pokusić się o wniosek, że żadnego z tych kawałków nie da się z żadnym innym pomylić - z punktu widzenia kreatywności to wielka sztuka, a Pudelsi w każdej z konwencji zdają się poruszać ze sporą swobodą; nie bez znaczenia jest tu także wokal-kameleon Maleńczuka.
Paradoksalnie za najsłabszy punkt płyty uważam utwór, którego dystrybucja w internecie dała początek modzie na Pudelsów - tytułową "Wolność słowa". Niektóre jej wersy, o ile mnie pamięć nie myli, były wykorzystywane w koncertowej wersji songu "Rege - kocia muzyka" jeszcze parę lat temu - gdy Pudelsi działali w zupełnie innej konfiguracji personalnej - i tam sprawdzały się o wiele sensowniej; tu sprawiają wrażenie wymuszonych rymowanek choć oczywiście możemy założyć, że założeniem miały tu być właśnie "częstochowskie wyliczanki".
Na wiele uwagi zasługują teksty. Są one dziełem triumwiratu Pudel-Dreadhunter-Maleńczuk, choć trudno chyba zaprzeczyć, że największy wpływ na ten aspekt płyty miał ten ostatni. I "Wolność słowa" potwierdza opinię o nim jako o jednym z najlepszych tekściarzy w Polsce - nie tylko w kategorii słowa poważnego, takiego jak na przykład na albumach Homo Twist. On potrafi także rewelacyjnie "zagrać" celnym słowem, bronić się kpiną przed dogmatami i obiegowymi mądrościami, a także - co w tym kraju jest wyjątkiem, a nie regułą - patrzeć jako artysta do lustra i śmiać się po gogolowsku ("Tango libido", "Kocham się"). Na osobną wzmiankę zasługują słowa dwóch piosenek - pierwszą z nich jest "Mundialeiro" - przezabawny komentarz do występów Polaków na ostatnich azjatyckich Mistrzostwach Świata (skojarzenia z "Mazzieh" Kazika muszą się nasuwać nie tylko z racji tematyki). Drugi utwór to "List", chyba mój ulubiony na całej płycie, nabierający tym większej siły, że historia o liście, jaki otrzymał ongiś Pudel Dupą od sfrustrowanego kuracjusza sanatorium w Krynicy, jest ponoć autentyczna. "List" zbudowany jest więc na inspiracji, która przyszła z zewnątrz, ale idealnie mieści się w prześmiewczej poetyce Pudelsów.
Strażnicy Krainy Andergrandu zdążyli po premierze tej płyty odsądzić zespół od czci i wiary. Ja wolałbym tu abstrahować od tego, gdzie się Pudelsi pojawiają, do jakich czasopism są dodawani itd., a mówić raczej o muzyce. A ta po prostu "robi dobrze" i nie ma się na co obrażać. Daję siedem... a mógłbym, pal diabli, dać nawet osiem gwiazdek, bo choć "Wolność słowa" podoba mi się nieznacznie mniej od kultowego "Psychopopu", to po pierwsze nie jest to ta sama kategoria wagowa, zaś po drugie jeśli teraz Pudelsi to komercja, ołwergrand i popelina, to ja bym sobie życzył, żeby inni polscy artyści - określani w niektórych kręgach jako komercyjni, ołwergrandowi i popelinowi - nagrywali płyty na takim poziomie.
Materiały dotyczące zespołu
- Pudelsi