zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku poniedziałek, 25 listopada 2024

recenzja: Psychopunch "Smashed On Arrival"

13.10.2004  autor: ad
okładka płyty
Nazwa zespołu: Psychopunch
Tytuł płyty: "Smashed On Arrival"
Utwory: Nothing ever dies; Hand to belong; All over now; Dying in your dream; Sacred heresy; A powerful brand; Ain't no turnarounds; Just a little bit down; Fingerlickin' good; A matter of fact; Blown Away; Oblivion
Wykonawcy: JM - wokal, gitara; Joey - gitara, chóry; Peppe - instrumenty perkusyjne; Mumbles - gitara basowa, chóry
Wydawcy: Silverdust Records
Premiera: 2004
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

Psychopunch to postpunkowa kapela rodem ze Szwecji. Od roku 1999, a więc od początku swego istnienia, działa niczym szwajcarski zegarek, dokładnie raz na dwanaście miesięcy wydając nowy album (z wyjątkiem roku poprzedniego). Jak więc nietrudno się doliczyć, jest to już piąty longplay chłopaków z industrialnego miasteczka Vasteras w tak krótkim przecież odstępie czasowym.

Mamy do czynienia z najbardziej typowym postpunkiem, jednak pod każdym względem bijącym na głowę swe dużo popularniejsze amerykańskie odpowiedniki: Green Day, Blink 182, Sum 41 i wiele, wiele innych. Jest w tym trochę szaleństwa Sex Pistols oraz nieokrzesania The Clash, lecz jednak wszystko jest jakby gładsze, wypolerowane, ugrzecznione - a więc spełnia współczesne standardy, serwując brzmienie przyswajalne dla statystycznego fana zachodniej rockpapki. Nie powiem, abym był entuzjastą tego typu muzycznego konformizmu, ale oczywiście byłoby wiele lepiej, gdyby młodzież kształtowała swoje gusta na Psychopunch niż, na przykład, na The Offspring.

Jednak sporo można zarzucić tej grupie. Przede wszystkim: skrajną konwencjonalność, kurczowe trzymanie się sztywnych i wąskich postpunkowych ram, brak inwencji, przewidywalność... Nie chodzi tu o to, że żądam od tej drugoligowej skandynawskiej kapeli jakiejś wirtuozerii albo eksperymentatorstwa - po prostu brak w tej muzyce jakiegokolwiek, drobnego chociaż urozmaicenia... A zważając na fakt, iż album trwa ponad 50 minut, pod koniec robi się już nieco nużący...

Polecam, aczkolwiek radzę podejść do tego krążka bez specjalnych oczekiwań - wtedy może się okazać, że czeka Was naprawdę miła niespodzianka. Płyta doskonała jako muzyka relaksacyjna albo tło muzyczne do sprzątania bądź gotowania.

Komentarze
Dodaj komentarz »

Oceń płytę:

Aktualna ocena (21 głosów):

 
 
47%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?