- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Psychopunch "Smashed On Arrival"
Psychopunch to postpunkowa kapela rodem ze Szwecji. Od roku 1999, a więc od początku swego istnienia, działa niczym szwajcarski zegarek, dokładnie raz na dwanaście miesięcy wydając nowy album (z wyjątkiem roku poprzedniego). Jak więc nietrudno się doliczyć, jest to już piąty longplay chłopaków z industrialnego miasteczka Vasteras w tak krótkim przecież odstępie czasowym.
Mamy do czynienia z najbardziej typowym postpunkiem, jednak pod każdym względem bijącym na głowę swe dużo popularniejsze amerykańskie odpowiedniki: Green Day, Blink 182, Sum 41 i wiele, wiele innych. Jest w tym trochę szaleństwa Sex Pistols oraz nieokrzesania The Clash, lecz jednak wszystko jest jakby gładsze, wypolerowane, ugrzecznione - a więc spełnia współczesne standardy, serwując brzmienie przyswajalne dla statystycznego fana zachodniej rockpapki. Nie powiem, abym był entuzjastą tego typu muzycznego konformizmu, ale oczywiście byłoby wiele lepiej, gdyby młodzież kształtowała swoje gusta na Psychopunch niż, na przykład, na The Offspring.
Jednak sporo można zarzucić tej grupie. Przede wszystkim: skrajną konwencjonalność, kurczowe trzymanie się sztywnych i wąskich postpunkowych ram, brak inwencji, przewidywalność... Nie chodzi tu o to, że żądam od tej drugoligowej skandynawskiej kapeli jakiejś wirtuozerii albo eksperymentatorstwa - po prostu brak w tej muzyce jakiegokolwiek, drobnego chociaż urozmaicenia... A zważając na fakt, iż album trwa ponad 50 minut, pod koniec robi się już nieco nużący...
Polecam, aczkolwiek radzę podejść do tego krążka bez specjalnych oczekiwań - wtedy może się okazać, że czeka Was naprawdę miła niespodzianka. Płyta doskonała jako muzyka relaksacyjna albo tło muzyczne do sprzątania bądź gotowania.