- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Psychopunch "Kamikaze Love Reducer"
Podpięcie sprzętu do wzmacniacza, solidny łyk prosto z butelki i jedziemy z bujającym, energicznym riffem. Tak zaczyna się najnowsza płyta Psychopunch. Zerknięcie do notki biograficznej i wszystko okazuje się być na swoim miejscu - zespół pochodzi ze Szwecji, a Szwedzi mają słabość do siarczystego, gitarowego grania, czerpiącego inspiracje z heavymetalowych patentów wypracowanych w latach 70. i 80. Świadczą o tym dokonania zespołów takich jak Spiritual Beggars, Hellfueled czy The Quill, żeby wymienić tylko kilka przychodzących na myśl. Gdzieś pomiędzy nimi plasuje się Psychopunch, który swoim najnowszym krążkiem, zatytułowanym "Kamikaze Love Reducer" z klasą nawiązuje do takich grup jak Motorhead czy Corrosion of Conformity.
Utwory na płycie cechują brudne gitary, szybkie tempa, a także zdarty głos wokalisty. Na szczęście pod zwałami gitar nie pogrzebano melodii. Melodyjne, świetnie zaaranżowane refreny to ozdoby wielu utworów ("Everlasting", "Two Empty Hands"). Zwracają uwagę także linie wokalne, nawet jeśli zbyt często zniekształca je forsowny krzyk wokalisty. W "Overrated" pojawiają się grupowe chórki, a riff otwierający "Comin' Right Through" brzmi od razu jak klasyk. "On the Stereo" rozpoczyna się szaleńczą galopadą, aby w środku zwolnić i przez parę chwil zwodzić nas wokalem a la Ozzy. Balladę z prawdziwego zdarzenia mamy chwilę później: "When this World Is Dying" to balladowe granie z mocnymi gitarami pokroju Guns n' Roses - w sam raz na migocące zapalniczkami stadiony. Druga, zamykająca krążek, ballada "The Black River Song" to już bardziej szamańskie dźwięki w stylu Zakka Wylde'a, z elementami pijackiej przyśpiewki i z budującym tekstem: "Raise your glass for the black river song / And drink all your problems away / Tomorrow is just another day".
Muzyka tego typu ma to do siebie, że brzmi świeżo nawet, jeśli powiela schematy ograne dwie dekady temu, pod warunkiem, że wykonywana jest z werwą i zaangażowaniem, a tego Psychopunch nie brakuje. Dlatego, jeśli ktoś nie szuka na "Kamikaze Love Reducer" odkrywczych i innowacyjnych pomysłów, a jedynie szczerego do bólu rockowego łojenia, to nie powinien być tą płytą zawiedziony.