- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Proghma C "Bar-do Travel"
Aż siedem lat trzeba było czekać na pełnowymiarowy debiut trójmiejskiej kapeli ukrywającej się pod tajemniczą nazwą Proghma-C. Wcześniej była "mini płyta" "Down In A Spiral", były też koncerty na "Asymmetry Festival" i "Knock Out Festival". Siedem lat to całkiem ładny kawałek czasu - czy warto było czekać na "Bar-do Travel"?
Już pierwsze dźwięki numeru "Kana" utwierdzają w przekonaniu, że odpowiedź na to pytanie musi być twierdząca. Solidnie połamany riff, którego nie powstydziłaby się grupa Meshuggah, przechodzi w spokojne, klimatyczne granie, które jednoznacznie kojarzy się z Tool. I taki jest cały ten album - to mieszanka naprawdę najlepszych patentów tych dwóch kapel. Jest więc metalowa energia, sporo ciekawych, arytmicznych riffów, ale jest też rockowy spokój i niesamowity klimat. Bardzo bym jednak skrzywdził ten trójmiejski kwartet, gdybym już teraz postanowił zakończyć recenzję. Wyraźnie bowiem na "Bar-do Travel" słychać, że panowie nie postawili na bezmyślne kopiowanie, a grają po swojemu, jedynie nie kryjąc swoich inspiracji, a w zmyślny sposób je wykorzystując. Proghma-C do swojej muzyki dorzuca bowiem wiele motywów, które nie pozwalają na jej zdecydowane zaszufladkowanie. Przede wszystkim na płycie słychać sporo rocka progresywnego - i to tego ze zdecydowanie wyższej półki. Błędem byłoby nie wspomnienie o całej elektronice, bez której album byłby całkiem inny. To ona bowiem w bardzo dużym stopniu tworzy otoczkę "Bar-do Travel", to dzięki niej powstał ten hipnotyczny, transowy klimat. Sporo tu ambientowych plam, są i momenty kojarzące się chociażby z Massive Attack. Co więcej - są i fragmenty, w których słychać nawet inspiracje jazzowe. W roli wokalisty doskonale spisuje się Piotr Gibner, który to krzyczy, to naprawdę rewelacyjnie śpiewa (chociaż ma wtedy barwę głosu ciut zbyt podobną do Keenana), to znów klimatycznie i dosadnie deklamuje. Duży plus tej płyty to również brzmienie - niemalże idealne do tego rodzaju muzyki, bardzo, bardzo selektywne.
Trudno wyróżnić jakieś poszczególne utwory - płyta jest tak spójna i ma tak sugestywnie oddziałujący klimat, że większość słuchaczy podświadomie potraktuje ją zapewne jako całość. Całość, od której odrobinę odstaje jedynie ostatni numer, a to tylko i wyłącznie dlatego, że jest to cover znanej wszystkim kompozycji Bjork. Nie dziwię się wcale, że znalazło się dla niego miejsce, bo wypadł naprawdę kapitalnie.
Na koniec wspomnieć muszę o jeszcze jednej bardzo ważnej rzeczy - przyswajalności tego albumu. Muzyce Proghmy-C daleko do prostej - utwory są zazwyczaj długie, sporo tu powtórzeń i odgrywania w kółko, prawie że do upadłego, jednego motywu (co odpowiada za transowość i hipnotyczność), do tego arytmia i łamańce. To skomplikowanie powoduje, że płyta się nie nudzi i potrafi zaskoczyć nawet mocno zaznajomionego z nią słuchacza. Pomimo tego muzyka wpada w ucho już od pierwszego przesłuchania i już od pierwszego przesłuchania może się podobać - Proghma-C łącząc zalety Meshuggah i Tool w przedziwny sposób gra więc o wiele bardziej od tych dwóch kapel "muzycznie" i o wiele bardziej przyswajalnie.
"Bar-do Travel" to płyta właściwie bez minusów. Na siłę można by do nich zaliczyć uleganie inspiracjom, ale byłoby to już natrętne czepialstwo, bo naprawdę słychać, że Proghma-C stara się kreować swój własny styl. W 2008 roku swoim debiutem rzuciło mnie na kolana Black River, w mijającym 2009 bardzo poważnym kandydatem do polskiego debiutu roku jest album Proghmy-C. Obyśmy nie musieli czekać na jego następcę kolejnych siedmiu lat. Polecam!