zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 14 listopada 2024

recenzja: Pitch Shifter "Industrial"

12.11.2024  autor: Krasnal Adamu
okładka płyty
Nazwa zespołu: Pitch Shifter
Tytuł płyty: "Industrial"
Utwory: Landfill; Brutal Cancroid; Gravid Rage; New Flesh; Catharsis; Skin Grip; Inflammator; Eye
Wykonawcy: Mark D. Clayden - wokal, gitara basowa; John A. Carter - gitara prowadząca; Stu E. Toolin - gitara rytmiczna; Jon S. Clayden - chóry
Wydawcy: Peaceville Records
Premiera: 1991
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

Pod koniec lat 80. Brytyjczycy z zespołu Godflesh zainteresowali świat swoją wersją industrialnego metalu. Zaraz potem w podobnym kierunku ruszyli ich rodacy działający pod nazwą Pitch Shifter. Swój debiutancki album zatytułowali po prostu "Industrial". Aż chce się sprawdzić, czy nie nadużyli tego słowa.

Książeczka jest skromna - zawiera tylko podziękowania, zdjęcie tercetu i skład kwartetu. Tak, coś tu ze sobą nie współgra i można podejrzewać, że ma to związek z faktem, że wymieniony na liście Jon S. Clayden odpowiadał jedynie za partie wokalu wspierającego. Element, który często zajmuje w książeczkach najwięcej miejsca, czyli teksty utworów, w przypadku "Industrial" nietypowo trafił na tylną okładkę. Zmieścił się tam w całości. Nie było to bardzo trudne, skoro z ośmiu przedstawionych kompozycji otwierający album "Landfill", zamykający go "Eye", a także czwarty w zestawie "New Flesh", teksty mają tak krótkie, że dla każdego z nich w pełni wystarczyła jedna linijka - ot, w kółko powtarzanych parę zdań lub kilka słów. Z trzech wymienionych utworów, ostatni akurat się najbardziej na całym "Industrial" wyróżnia. Obok skandowanych przez wokalistę z desperacją i wściekłością pytań znalazły się w nim wsamplowane wypowiedzi dotyczące zabijania. W warstwie instrumentalnej, na tle pozostałych utworów "New Flesh" zwraca uwagę przestrzennym brzmieniem i niemal psychodelicznym nastrojem. Pomimo tych urozmaiceń zespół pokazał tu chyba akurat najmocniej to, czego raczej nie powinien. Można mianowicie wskazać wiele stylistycznych podobieństw między zawartością "Industrial" a tylko trochę bogatszym na tym etapie dorobkiem Godflesh, ale szczególnie łatwo jest porównać "New Flesh" do "Devastator" z albumu "Streetcleaner".

Wśród inspiracji wyczuć się da również death, doom i groove metal. Gitara basowa zwykle zlewa się całkowicie z rytmiczną, wygrywającą niskie, czasami aż słabo czytelne, mało skomplikowane frazy w powolnych i średnich tempach. Najciekawiej te dwa instrumenty prezentują się w "Eye". Jeśli ktoś lubi, gdy riffy nie są banalne pod względem rytmicznym i wykorzystują pauzy, pierwsze pół minuty utworu powinno go szczególnie zainteresować. Mimo takich momentów kompozycje i ogólny styl muzyki na albumie można łatwo opisać. Mark D. Clayden i Stu E. Toolin wraz z perkusją - a może raczej automatem - tworzą instrumentalne bazy, do których następnie dokładane są partie growlingu, w kilku przypadkach wzbogacone pogłosem, oraz gitary prowadzącej. Jest ciężko i ponuro. Co do brzmienia, to można je pochwalić jako duszne, ale też określić jako odbiegające od ideału. Niestety łączy się to również z pewną monotonią. Utwory mało się między sobą różnią, przez co album może nużyć - dobrze, że trwa niecałe czterdzieści minut. Sytuację ratują przede wszystkim grane przez Johna A. Cartera wyższe motywy, którym czasami niewiele brakuje, by nazwać je solówkami - bez nich materiał byłby po prostu ubogi.

Na jakiej pozycji stanął Pitch Shifter ze swoim debiutanckim albumem - jednego z pionierów w dziedzinie industrialnego metalu czy imitatora Godflesh z większym udziałem deathmetalowych inklinacji - wolę nie rozstrzygać. W oderwaniu od porównań śmiało stwierdzam jednak, że zestaw utworów nie zachwyca. Nie drażni ani nie irytuje, ale zbyt małe zróżnicowanie sprawia, że trudno jest mu podtrzymać zainteresowanie słuchacza do końca. "Industrial" zasługuje na to, żeby o nim pamiętać, ale nie wywołuje potrzeby częstego do niego wracania.

Komentarze
Dodaj komentarz »