- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Pink Floyd "Wish You Were Here"
Po najsławniejszym albumie w dziejach Pink Floyd - "The Dark Side of The Moon" - po dwóch latach przyszedł czas na nową płytę. Jest równie wspaniała jak jej poprzednik, ale chrakter ma z pewnością inny. Dominują tu kompozycje rozwinięte, przemyślane (chociaż Roger Waters w wywiadzie udzielonym w 1976 roku powiedział: "Shine On You Crazy Diamond" powstał dokładnie w ten sam sposób, jak w 1970 roku - "Echoes". Wszystko sprowadzało się do połączenia chaotycznych kawałków muzyki (...)").
W otwierającym album "Shine On You Crazy Diamond" słychać bajecznie piękne riffy gitarowe Gilmoura. Kompozycja jest z początku spokojna, lecz około minuty ósmej wszystko się rozkręca... W tytule zawarłem... part one... lecz właściwie ta pierwsza część podzielone jest na pięc mniejszych... Następny utwór to "Welcome To The Machine", sygnowany nazwiskiem Rogera Watersa. Odgłosy, które tu słyszymy, jakby przeniesione ze starej angielskiej fabryki, nadają klimat temu utowrowi. Trzeci to "Have A Cigar" zaśpiewany przez Roya Harpera, który gościnnie wziął udział w sesji nagraniowej. Gilmour postarał się by nabrał czysto bluesowego brzmienia. Waters napisał tekst i muzykę. Kolejny "Wish You Were Here" z niebanalnym wstępem na gitarze akustycznej, zaśpiewany gładko, zresztą pięknie, jest jakby requiem do ostatniego utworu na tej płycie. "Shine On You Crazy Diamond (part two)" jest kontynuacją części pierwszej i podobnie jak ona, składa się jeszcze z kilku podczęści. Finał jest równie wspaniały jak w "jedynce" (a może jeszcze lepszy?).
Płyta poświęcona jest Sydowi Barettowi - dawnemu członkowi grupy, a pieśń "Wish You Were Here" (tłum.: gdybyś tu był) kierowana jest bezpośrednio do niego... Całość dopełnia także okładka albumu: dwoje ludzi podających sobie rękę, przy czym jeden płonie... To tego kaskaderskiego wyczynu namówili Ronnie Rondella, późniejszego aktora-kaskadera w filmie Terminator.
Podsumowując, "Wish You Were Here" jest albumem wartym polecenia, wymaga od odbiorcy dużego skupienia. Szczerze mówiąc, to właśnie od tego albumu zaczęła się moja przygoda z Pink Floyd...
a Momentary, choć jest też świetne, dostaje 9... mimo wszystko jednak Wish jest chyba ważniejsza?!
Lepiej wcale nie pisać. Ja nie piszę, bo nie potrafię.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
King Crimson "In the Court of the Crimson King"
- autor: Grzegorz Kawecki
Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot
Led Zeppelin "II"
- autor: Kajetan Pawełczyk
Dead Can Dance "Within The Realm Of Dying Sun"
- autor: Lambert
Deep Purple "In Rock"
- autor: Annoporus
Dark Side of the Moon była naj w sprzedaży i popularności.
Najbardziej osobista plyta PF to właśnie "Wish You Were Here". Najbardziej chwyta mnie za serducho z ich dokonań. Tylko 8 to niewybaczalne.