- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Pink Floyd "Pulse"
Rok 1995 przynosi nam arcyciekawą płytkę w wykonaniu wielkiego Davida G. i Co. Podwójny album koncertowy, zawierający na CD 1 najnowsze utwory z "The Division Bell", jak i garść starszych oraz prawdziwa gratka na CD 2 - cały "The Dark Side Of The Moon" + 3 bisy.
Na początek wygląd zewnętrzny. Dwie płytki wsunięte w doskonale zrobioną okładkę ze świetnymi zdjęciami (te kolory!) z trasy promującej "The Division Bell" i zapakowane w kartonowe pudełko z całkiem fajnym rysunkiem. Co ciekawe, w książeczce są wymienieni wszyscy muzycy wraz ze sprzętem jakiego używają oraz informacjami kiedy i gdzie się urodzili.
Pierwszą część koncertu otwiera "Shine On You Crazy Diamond" połączony w jedną całość (part 1 i część 2), zagrany znakomicie (zresztą jak cały album). Następny utwór to mała niespodzianka. "Astronomy Domine" napisane przez Barretta zostało naprawdę ciekawie zagrane w 28 lat od premiery. Dalej mamy przeplatane kawałki z "The Division Bell" i "A Momentary Lapse of Reason", wykonane raczej w standardowych wersjach, bez specjalnych improwizacji, Fajnie się słucha Watersowego "Hey You", a szczególnie "Another Brick In The Wall (Part Two)" z fajnie zagranym wstępem i świetnym solo. Warty uwagi jest "Sorrow" (który kończy się podobnie jak zaczyna - czego brakowało w studyjnej wersji), choć wydaje mi się, że stracił na swym "ciężarze".
Druga płyta to zagrane w całości "The Dark Side Of The Moon" z różnymi ciekawymi dodatkami i improwizacjami (szczególnie "Money"). Pięknie też wypada "The Great Gig In The Sky" z wokalnymi popisami pań z chórku. "Money" jest naprawdę powalający wraz ze świetną partią Dicka Parry na saksofonie i małą improwizacją całego składu w środku utworu. "Ciemna Strona..." kończy się bardzo ciekawie, choć praktycznie tak, jak na albumie i następują podziękowania... Chwila ciszy i grają jeszcze "Wish You Were Here" odśpiewane wraz z publicznością oraz dwa numery z "The Wall". Mowa o "Comfortably Numb" (z chyba jedną z najlepszych solówek, jakie zagrał Gilmour), które powala swym klimatem i chce się, żeby ten kawałek nigdy się nie skończył, oraz wykrzyczanym wraz z Guyem Prattem "Run Like Hell", do którego wprowadzają nas chore dźwięki z gitary Gilmoura.
Na koniec polecam jeszcze oglądnięcie "Pulse" na wideo. Zestaw jest prawie taki sam (brakuje parę kawałków, ale za to jest "One Of These Days"), ale z wizją przeżywa się ten koncert po stokroć lepiej.