- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Pidżama Porno "Marchef w Butonierce"
"Marchef w Butonierce" to już piąty longplay niemal czternastoletniej poznańskiej formacji Pidżama Porno - absolutny rarytas dla miłośników lekkiego punk rocka. Właściwie "Marchef" nie zaskakuje nas niczym nowym, wydaje się być zbliżona tekstowo, a zwłaszcza muzycznie do poprzednich płyt grupy, szczególnie do "Styropianu". Jednak wciąż nowatorskie teksty i rock'n'rollowa muzyka z ewidentnymi wpływami punk rocka, SKA i reggae tworzą niepowtarzalny klimat i sprawiają, że obok tego dokonania Grabaża i spółki nie można przejść obojętnie.
Pierwsze, co rzuca się w oczy po wzięciu płyty do ręki, to jak na Pidżamę zbyt kolorowa (zawsze były czarno-białe) i jakby trochę "za porządna" okładka. I od razu nasuwa się pytanie: czyżby Pidżama wraz z wyjściem z "podziemia" zmieniła styl? Czyżby z okładką zmianie uległa także muzyka? Cóż... owszem, ta płytka jest komercyjna, muzycy sami przyznają się do tego, a reklamy ich najnowszego dzieła można było oglądać na długo przed premierą i to nie tylko w internecie. Wierni fani poznaniaków obawiali się, że przez tę całą otoczkę zespół straci dotychczasowy wizerunek i swoją oryginalność; że masowa popkultura zagłuszy starą, dobrą Pidżamę i powstanie "monstrum z cybernetycznego nieba". Już po pierwszym jednak przesłuchaniu tego materiału okazuje się, że obawy te na szczęście nie potwierdziły się w rzeczywistości. Dalej mamy tu do czynienia z dynamicznymi punkowymi utworami "do pogowania" ("Twoja Generacja", "Marchef w Butonierce", "Taksówki w Poprzek Czasu", "Zabiłem Go", "Chcąc Pokonać Babilon"), a także ze specjalnością Pidżamową, czyli charakterystycznymi balladkami ("Tom Petty spotyka Debbie Harry", "Nocjaknoc", "Pryszcze", "Nocny Gość").
Teksty Grabaża jak dawniej są niesamowicie zakręcone. Nie kryje on swoich poglądów i specyficznego podejścia do życia. Mam wrażenie, że są nawet dojrzalsze od poprzednich, często bardziej intelektualne, z wieloma odniesieniami do prawdziwych sytuacji. Szczerze, a zarazem ironicznie opisuje rzeczywistość widzianą swoimi oczami. Najczęściej są to smutne i niestety prawdziwe spostrzeżenia oraz refleksje, do których prawie każdy z nas dochodzi, czyniąc codzienne obserwacje na szarych ulicach miast, czy też śledząc na bieżąco informacje w dziennikach. Bo któż z nas nie słyszał chociażby o morderstwach popełnianych przez nieletnich tak "po prostu", bez jakiegokolwiek wyraźnego powodu ("Zabiłem go")? Czy też o grupkach skinheadów, którzy z krzyżami na szyjach, w imię wiary i narodu, nękają mniejszości narodowe? Powtarzam jeszcze raz: w imię wiary i narodu - o ironio losu ("Idą Brunatni"). Teksty są więc o tym, co nas otacza, są ściśle powiązane z ideologią punków, traktują o zakłamaniu i obłudzie ludzkiej. Właściwie mamy tu dość obszerny przekrój przez nasze społeczeństwo, na którym autor nie zostawił suchej nitki. Poznajemy zatem na przykład małoletnią narkomankę nieustannie igrającą z życiem i śmiercią ("Pryszcze"); maturzystę-mordercę ("Zabiłem go"); młodych żołnierzy, którzy oddali swoje życie w imię idei, których nie rozumieli ("Chłopcy idą na wojnę"); zakochaną parę, która nie może się odnaleźć w tym pełnym sprzeczności świecie ("Bon ton na ostrzu noża"). Mamy piosenkę o nie znającej umiaru ludzkiej chciwości ("Brudna Forsa"), o przemocy, nienawiści, postępującym prymitywiźmie, upadku wartości i ogólnym spłyceniu muzyki, zatraceniu prawdziwego rock'n'rolla na rzecz bezdusznego techno i płytkiego myślowo disco polo ("Twoja Generacja"). Tytułowa "Marchef w Butonierce" jest jak gdyby swoistą syntezą zawartości krążka. W utworze tym autor porusza w zasadzie większość problematyki znajdującej się na płycie, jest zarazem wstępem jak i podsumowaniem tego genialnego dzieła.
Napisałam: "genialnego dzieła"... tak... owszem "Marchef.." jest genialna. Do nowej Pidżamy można śmiało pogować, skakać, wirować, a także pobujać się, poprzytulać, można ją słuchać na okrągło za każdym razem odkrywająć jakieś "głębsze dno". Bardzo skutecznie można się też przy niej "zdołować". Według mnie najlepsze utwory to "Bon Ton na Ostrzu Noża", "Tom Petty Spotyka Debbie Harry" i promująca płytkę "Twoja Generacja", jednak wszystkie kompozycje są godne zauważenia. Prawda jest taka, że Grabaż z kolegami stworzyli coś niesamowitego i niepowtarzalnego we własnym, niezmiennym stylu. Myślę, że jest to najbardziej osobista płyta w historii zespołu. Gorąco ją polecam.