- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Pestilence "Doctrine"
"Doctrine" to drugi album Pestilence od czasu zmartwychwstania kapeli w 2008 roku. Przed jego nagraniem do składu powrócił basista Jeroen Paul Thesseling, który udzielał się na płycie "Spheres" z 1993 roku. Grupę zasilił także nowy perkusista, najmłodszy obecnie w Pestilence Yuma van Eekelen. Z kilku wywiadów z niekwestionowanym liderem zespołu Patrickiem Mamelim wynika, że Pestilence to dla niego obecnie odskocznia od codziennej pracy zawodowej. Ponoć jego żona dowiedziała się z internetu o tym, że był on kiedyś dość znanym muzykiem. Zespół od czasu reaktywacji nie gra długich tras koncertowych. Czyli pogrywają sobie panowie w wolnych chwilach. Na szczęście z dobrym skutkiem.
Album otwiera ciekawe intro z nadpobudliwym kapłanem w roli głównej. Dobry pomysł i równie dobre wykonanie. Potem zaś... świetny death metal, ciężki i finezyjny zarazem. To chyba najlepsza cecha tego albumu, połączenie ciężkich jak cały ołów tej planety riffów z ciekawymi zagrywkami i kosmicznymi solówkami gitar. Nie odnosi się jednak wrażenia, że muzycy szpanują warsztatem. Ich wyobraźnia po prostu odpływa czasem w dziwne rejony. Samo brzmienie riffów, zwłaszcza tych najcięższych, jest nietypowe. Ale Patrykowie używają 8-strunowych gitar Ibanez RG2228GK, więc eksperymentują. W kawałku "Dissolve" są jakieś zmodyfikowane genetycznie akordy, w połączeniu z powolnym tempem i akcentami przypominającymi ciosy Nikołaja Wałujewa daje to dźwiękową pełzającą chorobę. Większość riffów jest grubo ciosana, czyli więcej akordów niż przebierania palcami. Zdarzają się jednak także bardziej thrashowe. Wspomniana pozaziemskość solówek również nie wynika z szaleńczej prędkości. Gitarzyści używają jakiś dziwacznych skal, np. w "Absolution" solówka jest w zasadzie jazzowa. Do nietypowych gitar dodajmy bezprogowy bas Thesselinga, który wyłania się z gitarowego grzęzawiska raz po raz, np. w powracającej zagrywce między mocarnymi riffami utworu "Sinister". W kawałku "Deception" bas odgrywa nawet solo.
Warto też zwrócić uwagę na ciekawą pracę Thesselinga w "Malignant". Yuma van Eekelen świetnie się spisał, nagrywając bardzo dynamiczną jak na death metal perkusję. Weźmy kawałek "Salvation", gdzie powtarzany świetny riff nabiera kolorytu dzięki zmiennej perkusji. Genialnie prosta i skuteczna jest też współpraca perkusji i wokalu w trzeciej zwrotce tego utworu. Patrząc na zdjęcia Mameliego i słuchając najnowszej płyty Pestilence, można dojść do wniosku, że podczas nagrywania wokali Patrick wyrywał sobie włosy z prawej brwi. W "Sinister" Mameli pokazuje skalę swojego chorego głosu. Wokal ma podobny do Martina Ivan Drunena (obecnie Hail Of Bullets i Asphyx a wcześniej Pestilence) i Johna Tardyego (Obituary). Niektórym zapewne nie spodoba się powtarzanie tytułu w refrenie każdej piosenki, ale z drugiej strony w sytuacji, gdy tytuły są tak proste i jednocześnie zachęcające, aby zwrócić uwagę na treść tekstów, może mieć to sens. Ma to też walor koncertowy.
Teksty ogólnie rzecz biorąc krążą wokół tematyki religijnej. Szczególnie podkreślono część tekstu do piosenki "Deception", powtarzając po tym jak instrumenty wybrzmiały następujące słowa:
"Seeing is believing
Believing is following
Following is religion
Religion is deception
Deception is LIFE"
Z tekstami koresponduje też okładka przedstawiającego wrednego typa w biskupim stroju, zapewne tego samego, który przemawia do nas w intro otwierającym album. Oczywiście można się zastanawiać, czy na okładce równie dobrze nie mógłby być wredny typ w stroju imama. Ale diabli wiedzą, kto tam w Holandii stanowi lepszą wodę na młyn ateistów: księża pedofile czy imamowie w wolnym czasie składający bomby.
"Doctrine" raczej nie sprawi, że ktoś spadnie z fotela przy pierwszym przesłuchaniu, myśląc iż właśnie odkrył Amerykę. Niemniej jednak jest to bardzo dobra płyta, na której muzyka balansuje między klarownością i zagmatwaniem, brutalnością i finezją. Z tym, że klarowna brutalność ostatecznie przeważa. Znajdziemy tu metalowy trzon wspólny z Obituary czy Morbid Angel, atonalność jak w Primus i jazzrockowe wyprawy jak w Cynic, dla dodania smaku. Płyta nie zaczyna się nudzić po kilku przesłuchaniach i ma takie momenty, na które się czeka. Dodatkowo wzbudza nadzieję i ciekawość: co też wyczarują z tych 8-strunowych gitar następnym razem?
Jest w klimacie jakby drugiego oblicza Pestilence, gdy on to zaczął tworzyć nową przestrzeń muzyczną począwszy od genialnego albumu Testimony of The Ancients, Spheres.
Pierwsze ich oblicze to Maleus Maleficarum i Consuming Impulse (płyty o których nie wolno zapominać, szczególnie o bardzo dobrej Consuming...)
Przeciez tego nie da sie sluchac, kompletne totalne dno pod wzgledem brzmieniowym! Posluchajcie sobie pierwsze 50 sek. Antropomorphii z Malleus Maleficarum i powiedzcie mi ze sie myle!
Miło, że tak wysoko oceniasz "Testimony...", szkoda jednak, że nie napisałeś co sądzisz o "Doctrine"