- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Pendragon "The World"
Kiedy w 1991 roku ukazał się "The World", mało kto słyszał o Pendragon. Wcześniejsze dokonania Nicka Barretta i jego kolegów nie spotykały się ze zbyt wielkim entuzjazmem, jednak upór lidera sprawił, że między 1987 a 1991 rokiem nagrał 6 utworów, podchodząc do nich bardziej profesjonalnie niż dawniej. A może po prostu z większym doświadczeniem.
Już pierwszy utwór daje nam do zrozumienia, że właśnie wkroczyliśmy w świat baśni. Baśni opowiadanych za pomocą muzyki rockowej. Mistrz gitary i lider zespołu Barrett czaruje nas swym talentem i łatwościa komponowania fantastycznych melodii, a Clive Nolan - jak nikt inny - wydobywa ze swoich klawiszy dźwięki, które nadają ten właśnie bajeczny klimat. Kolejny, ponad 11 minutowy "Voyager", to arcydzieło nie tylko tej płyty, ale całej muzyki neoprogresywnej. Opowiada o tęsknocie podróżnika za Nowym Światem, za Ameryką. Utwór ten zakończony jest ponad 3 minutowym gitarowym solem, podczas którego przy zamkniętych oczach wyobraźnia potrafi zaskoczyć każdego fana tej muzyki. Najkrótszy "Shane" promował płytę. Propozycja ta "chwyta" najbardziej po pierwszym przesłuchaniu. Kto skojarzy gitarę Nicka Barretta z gitarą płyty "The Dark Side Of The Moon" Pink Floyd, może sobie pogratulować, choć prawdę mówiąc nie jest to zbyt trudne. Może gdyby ta płyta ukazała się w latach siedemdziesiątych - byłaby równie popularna. Któż może być pewien, ze nie? Cała reszta płyty, czyli "Prayer", ponad 20-minutowy "Queen Of Hearts" i "And We'll Go Hunting Deer", kontynuują baśniowe klimaty. Dzięki temu album jest bardzo spójny i równy, a po przesłuchaniu długo nie można przyjść do siebie (oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu).
Jeśli o mnie chodzi, nie mógłbym żyć bez muzyki Pendragon. Dla mnie to muzyka przez duże "M". Gorąco polecam "The World" wszystkim miłośnikom Genesis, Marillion, Areny, IQ, itp. Niech za końcową ocenę posłuży wypowiedź mojego znajomego, konesera tej muzyki: "U nas są jeszcze ludzie, którzy takiej muzyki potrzebują, którzy takie właśnie płyty poddają wielkiej analizie i układają na specjalnych półkach z klasyką rocka".