- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Pendragon "Men Who Climb Mountains"
O ile dobrze pamiętam, pierwszym nagraniem z wydanego w 2014 roku krążka Pendragon "Men Who Climb Mountains", które pojawiło się w radiu, było "Beautiful Soul". Jakoś na początku nie zachwycił mnie ten kawałek, ale też nie był wcale zły. Wydał mnie się trochę monotonny i bez wyrazu. Na płytę czekaliśmy nie tak długo, bo tylko trzy lata. Poprzednia ukazała się wczesną wiosną 2011 roku, była zatytułowana "Passion".
Na albumie "Men Who Climb Mountains" zespół zaprezentował trochę inne brzmienie niż na poprzednim wydawnictwie. Wyczuć można tutaj niekiedy lekki zwrot do melodyjnych i baśniowych klimatów, do jakich Nick Barrett przyzwyczaił swoich fanów na innych wcześniejszych płytach. Lecz przełomu nie ma. Gitara wygrywa swoje frazy i solówki w sposób bardziej bluesowy, bez progresywnego rozmachu (tu i ówdzie są jednak króciutkie wyjątki). Muzyka charakteryzuje się natomiast surowym brzmieniem. Partii solowych Nicka nie mamy tutaj zbyt wiele, ale najważniejsze, że są i ozdabiają jak zwykle całość muzycznego materiału. Prawie wszystkie utwory mają charakter balladowy i przebija przez nie wymowny spokój.
Można stwierdzić, że album ten jest trochę wyjątkowy. Również z tego względu, że w kilku numerach lider zagrał solo na instrumentach klawiszowych. Tak więc na syntezatorach w dwóch pozycjach ("In Bardo" i "Netherworld") oraz na pianinie w trzech: "Faces Of Light", "Faces Of Darkness" i końcówkę w "Come Home Jack". Jednak nie ma to wpływu na jakość muzyki na krążku, chociaż jest trochę inaczej niż do tej pory. A gdybym o tym nie wiedział, byłbym przekonany, że te partie wykonuje klawiszowiec Clive Nolan. No cóż, Nick jako lider i autor całej muzyki, aranżacji i słów miał prawo do takiej ekstrawagancji. Poza tym Nolana na tej płycie prawie w ogóle nie słychać. Jakieś partie w tle to i owszem, chociaż niewiele, ale żadnej jego wyraźnej solówki nie ma. Pewnie był zajęty w tym czasie jakimś innym projektem - na przykład Arena, Caamora lub Alchemy - i nie miał zbyt wiele czasu na formację Pendragon.
Początek zestawu to połączone ze sobą wspólnym melodyjnym motywem nagrania "Belle Ame" i wspomnianego na wstępie "Beautiful Soul", trwające łącznie prawie dwanaście minut. Z całej ścieżki dźwiękowej w pamięci zostają wyraźnie złączone w jedną całość jedenastominutowe "Come Home Jack" i dwa krótsze utwory, czyli "In Bardo" oraz "Faces Of Light" (z wyjątkowo piękną gitarową solówką), a także rozbudowany "Faces Of Darkness". Chociaż pozostałe piosenki trzymają również dobry poziom i nie ma wśród nich jakiegoś niewypału.
W książeczce załączonej do kompaktu wśród tekstów utworów mamy też dwa cytaty ze znanych podróżników wykaligrafowane piórem. Na początku Ernest Shackleton, badacz Antarktydy:
"Widzieliśmy Boga w Jego blasku, słyszeliśmy tekst,
który obrazuje Natura. Dotarliśmy do nagiej duszy ludzkiej",
a na końcu fragment "Listu do Syna" Rudyarda Kiplinga, autora "Księgi Dżungli":
"Jeżeli potrafisz spożytkować każdą minutę,
nadając wartość każdej przemijającej chwili.
Twoja jest ziemia i wszystko co na niej
I co najważniejsze - synu mój - będziesz Człowiekiem".
Nick Barrett jest doskonałym obserwatorem otaczającej nas rzeczywistości. "Men Who Climb Mountains" to wydawnictwo poświęcone badaczom, odkrywcom, zdobywcom górskich szczytów i jednemu surferowi (nazwiska są wymienione pod tekstem "Explores Of The Infinite"). Wszyscy zginęli tragicznie w górach, podczas wypraw lub na morzu. Natomiast między wierszami album porusza temat pokonywania trudności, które człowiek napotyka w swoim życiu.