zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku niedziela, 30 czerwca 2024

recenzja: Pearl Jam "Dark Matter"

5.06.2024  autor: Krasnal Adamu
okładka płyty
Nazwa zespołu: Pearl Jam
Tytuł płyty: "Dark Matter"
Utwory: Scared of Fear; React, Respond; Wreckage; Dark Matter; Won't Tell; Upper Hand; Waiting for Stevie; Running; Something Special; Got to Give; Setting Sun
Wykonawcy: Eddie Vedder - wokal, gitara, pianino, chóry; Mike McCready - gitara, pianino; Stone Gossard - gitara; Jeff Ament - gitara basowa, gitara, gitara barytonowa; Matt Cameron - instrumenty perkusyjne; Andrew Watt - gitara, pianino, instrumenty klawiszowe; Josh Klinghoffer - pianino, instrumenty klawiszowe, gitara
Wydawcy: Monkeywrench Records, Republic
Premiera: 19.04.2024
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 6

Muzyka na dwunastym albumie studyjnym grupy Pearl Jam miała być, według zapowiedzi samego zespołu, stosunkowo ciężka. Do takich informacji od dawna podchodzę z dystansem, czyli po prostu wierzę, że sprawdzą się w najwyżej niewielkim stopniu. Tak naprawdę "Dark Matter" spisałem na straty jeśli nie zupełnie w ciemno, to najpóźniej po dwóch pierwszych singlach: utworze tytułowym i "Running". Tak czy siak, że album nie będzie powrotem do formy z lat 90., uznałem jeszcze przed jego premierą. Przesłuchanie całej płyty miało być tylko formalnością.

Po spojrzeniu na okładkę pomyślałem: "Binaural". Skojarzenie to nie okazało się jednak sensownym tropem. Samo zdjęcie tym razem nie było kosmicznym widoczkiem, tylko przykładem tzw. malowania światłem. W książeczce oprócz tekstów znalazło się więcej fotografii tego typu, a także niewyraźnych, przedstawiających grających członków kwintetu. Instrumentalistów wymieniono w rozpisce jednak aż siedmiu. Dwaj dodatkowi to ludzie, z pomocą których Eddie Vedder stworzył solowy album "Earthling" z 2022 r. Pierwszy, Andrew Watt, opisany został też jako producent i współautor wszystkich utworów z "Dark Matter". Drugi, Josh Klinghoffer, były członek Red Hot Chili Peppers, najwyraźniej awansował w szeregach Pearl Jamu, w których do niedawna pełnił obowiązki tylko muzyka koncertowego.

Po trwającym prawie pół minuty, mrocznym, niepokojącym intrze zespół rusza z właściwą częścią utworu "Scared of Fear". Część słuchaczy pewnie ucieszy fakt, że to żywy, gitarowy kawałek z niezłą solówką i z dość klimatycznym spowolnieniem w drugiej połowie. Równocześnie jednak inni mogą zwrócić uwagę, że niestety ostro panowie nie grają, jak również nie śpiewają - refren jest przede wszystkim melodyjny i raczej łagodny. Tych drugich prędzej zadowolą "React, Respond" i "Dark Matter". Są to odpowiednio najostrzejszy - chociaż można się kłócić - i najcięższy utwór na albumie. Występują w nich nawet momenty, kiedy Eddie Vedder daje z siebie więcej wokalnie. Wysiłki jednak nie wystarczają. Nagrania prezentują się przeciętnie, solówki gitarowe nie zachwycają. W kontekście tych dwóch utworów wypada wspomnieć jeszcze o "Running". Tu również Pearl Jam gra stosunkowo ostro, ale muzykę, zwłaszcza w zwrotkach, karygodnie łagodzi pozbawiony mocy śpiew. Czy zespół rzeczywiście zamierzał stworzyć coś brzmiącego jak wyliczanka znudzonego człowieka? Dopiero w samym finiszu wokalista też daje trochę czadu. Efekt można określić jako ugrzeczniony punk. Najkrótszy kawałek na albumie, trwający trochę ponad dwie minuty, nie powala - jest tylko poprawny.

Przeciwny biegun emocjonalno-energetyczny nie prezentuje się znacznie lepiej. Piosenki, podczas których o ciężarze można zapomnieć, zdają się za to nawet liczniejsze. Czasami przychodzą wątpliwości, czy to jeszcze jest rock, przykładowo w trakcie "Won't Tell" posiadającego prawie popowy refren. Dość łagodny i żywy "Got to Give", zlokalizowany blisko końca trwającego ponad trzy kwadranse albumu, sprawia, że w myślach proszę zespół, żeby już mnie nie męczył. Słuchając utworu, odnoszę wrażenie, że tak by mógł brzmieć "In Hiding" z "Yield", gdyby pozbawić go jaj. Odniesienie do twórczości grupy z lat 90. przyszło mi do głowy też w trakcie lekkiego, bardziej folkrockowego "Wreckage", mianowice takie, że to tylko słabe echo "Daughter" lub "Elderly Woman Behind the Counter in a Small Town" - starym balladkom zespołu nie dorównuje. Jeszcze gorsze odczucia przyniosła mi łagodna piosenka "Something Special" współautorstwa Josha Klinghoffera. Mocno wybijany przez Matta Camerona rytm nadaje jej wesoły charakter, ale równocześnie odbiera delikatność. Chciałbym usłyszeć ten utwór w innej aranżacji, przynajmniej częściowo bez bębniarza, bo dostrzegam tu zmarnowany potencjał na coś naprawdę uroczego.

Na szczęście album ma też lepsze, ciekawsze fragmenty: w środku i w finale. Pierwsze trzy minuty z hakiem końcowego "Setting Sun" to powrót amerykańskiego folk rocka, przy czym dzięki grze perkusisty jest to jedyny w zestawie utwór mocniej się wyróżniający pod względem warstwy instrumentalnej. Następnie na sto dwadzieścia sekund kompozycja nabiera mocy. Może nie jest to typ natychmiastowego klasyka, ale przynajmniej naprawia błędy i niedociągnięcia z "Wreckage" i "Something Special". Całkiem nieźle wypada też "Upper Hand": powoli i nastrojowo się zaczyna i zgrabnie dąży do bardziej hałaśliwego finiszu z uwodzącą solówką gitarową. Zaraz po nim zamieszczono również warty uwagi, klimatyczny "Waiting for Stevie". Utwór wyróżnia nie tylko spokojniutkie outro, ale przede wszystkim chwytliwa melodia wokalu - od razu taka, jakby rockowy zespół zbliżał się do wielkiego finału. Szkoda tylko, że Eddie Vedder wykonuje swoje partie zmęczonym głosem i dopiero pod koniec, w okolicach solówki gitarowej, zdaje się zaczynać rozkręcać.

"Dark Matter" prawie w całości brzmi jak album zespołu, który po prostu wszedł do studia i nagrał garść piosenek. Efekt jest niewiele więcej niż poprawny - zwyczajny i bez błysku. Występują niedobory finezji, poczucia swobody, ciężaru, energii, zadziorności, uroku i dobrego wokalu - elementów, na które słuchacz miał prawo liczyć. Nie po raz pierwszy w XXI w. Pearl Jam zdaje się nie umieć zaoferować nic nowego i pozostaje swoim własnym cieniem. Nadziei na znaczną poprawę od dawna jest mało, a teraz, gdy członkowie grupy są koło sześćdziesiątki - jeszcze mniej. Może czas zakończyć działalność, póki się nie zeszło poniżej akceptowalnego poziomu.

Komentarze
Dodaj komentarz »