- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Paradise Lost "Tragic Idol"
Przed premierą najnowszego zdechlaka Paradise Lost miałem pewne obawy. I to te z kręgu najbardziej prostackich, związanych z wyglądem muzyków. Na zdjęciach promocyjnych jakiś czas temu Nick Holmes znów miał skrócone, mokre włosy przylepione żelem do głowy, jak ongiś podczas sesji zdjęciowej dla "Metal Hammera" przed wydaniem płyty "Komp(h)ost". Dla równowagi jednak gdzieś tam zamajaczył legendarny kształt loga firmowego (tego drugiego w historii) - i to on ostatecznie stał się wyznacznikiem tego, co na "Tragic Idol" słychać. Paradajsi w najlepsze "dewoluują" w stronę swoich najsłynniejszych krążków: "Gothic", "Icon" i "Draconian Times", ze wskazaniem na dwa ostatnie. Nieśmiało zaczęli sobie o nich przypominać na "Paradise Lost", potem już na dobre przestali się ich wstydzić w okolicach "In Requiem", by ostatecznie ponownie w ich ramach okrzepnąć przy okazji świetnego "Faith Divdes Us Death Unites Us". Normalnie ubaw po pachy. Czy to nie ten sam Sherlock Holmes i spółka zaręczali przy okazji wydania przynajmniej dwóch płyt, że to se ne vrati i tak w ogóle to wypierdalać, bo idziemy na dyskotekę pod nazwą "paradiselost", a nie "Paradise Lost"? Taka niekonsekwencja - nie wszystkim się spodoba, ale mnie jak najbardziej, bo prócz wyliczania samych wyznaczników stylu już wypada nadmienić, że najnowsze dokonanie grupy aspiruje do miana jej najlepszej płyty przynajmniej od czasu "One Second" (z którą nic wspólnego notabene nie ma).
Czym stoi takie granie, przypominać fanom nie muszę, ważniejszym jest bowiem, że "Tragic Idol" obfituje w masę kawałków, które spokojnie wejdą do panteonu ich największych klasyków. A więc hymnów nie tylko ciężkich i depresyjnych, ale też zapadających w pamięć dzięki monumentalnej melodyce i swoistej przebojowości, która z robieniem loda za darmochę wszystkim dookoła nie ma nic wspólnego. Nie wiem czy kogoś zainteresuje fakt, że otwierający album "Solitary One" spokojnie mógłby zasilić tracklistę wspomnianych "Gothic" czy "Icon" (tu zawodzenie gitary, tam dupnięcie młotem riffu, tempo średnie, granie dla bólu), ale dalsze brnięcie w kierunku szlagierowej "Draconian Times" z pewnością już tak. Pewnikiem mocną inspiracją dla Grega i Nicka okazało się niedawne, jubileuszowe ogrywanie tej płyty na wspominkowym koncercie udokumentowanym rewelacyjnym dvd ("Draconian Times MMXI"). Co za tym idzie, tytuły "Honest In Death" czy "Tragic Idol" brodzą po szyję w tamtej kolorystyce, która ostatecznie ugruntowała ongiś pozycję Anglików jako najpopularniejszego metalowego zespołu krainy synów Albionu, zaraz obok Iron Maiden ma się rozumieć. Taki "To The Darkness" z pewnością od dziś wymieniany będzie jednym tchem z "The Last Time" czy "Once Solemn", jako jeden z najbardziej charakterystycznych wynalazków kapeli. Podobnych momentów, w których serce aż samo rwie się do zawału, jest tutaj co niemiara. Już sam ten fakt, niespotykany w takiej skali od wielu, wielu lat, powinien zaciągnąć do sklepów przynajmniej fanów starego, dobrego Paradise Lost, którego plakietki nosiło się z dumą na piersi, podrywając na nie dupy podczas sztuk live organizowanych przez Metal Mind w Polsce.
"Tragic Idol" zbudowana na wynalezionych lata temu fundamentach to monument, monolit i porażenie mózgowe w jednym. Skarbnica mrocznych, zapadających hitów w najlepszym paradajsowym stylu. Grzech nie mieć, także dla kruszącego obiekty doom - blackmetalowego potwora "Theories From Another World" czy nostalgicznego i niezwykle pięknego "Fear Of Impending Hell" - stylistycznie wybijających się poza program krążka, ale nie mniej przekonujących niż reszta wykopanych na "Idolu" trupów. Wszystko to w atrakcyjnym opakowaniu przepotężnego brzmienia prezentuje się nader atrakcyjnie i wręcz kultowo - mamy więc komplet. Raj znów utracony - w tym negatywnie wspaniałym znaczeniu oczywiście. "To The Darkness"! No i jeszcze ciekawostka - czy przypadkiem Jens Borgen, wynalazca brzmienia tej płyty (podobnie jak "Faith Dides Us..."), nie robił swego czasu krążków Katatonii, która jak wszem i wobec wiadomo z Paradisów rżnęła na potęgę? Fajne i zarazem ciekawe. Wrócić do macierzy przy pomocy współpracowników jednego z kopistów. Jaja.
W każdym razie był też jeden zabawniejszy moment podczas występu Paradisów. W przerwie pomiędzy utworami, tradycyjnie fani coś tam pokrzykiwali do zespołu. Zwłaszcza jeden koleś mocno się wybijał z tłumu. Drze więc chłoptaś zawzięcie ryja, tyle, że mocno niewyraźnie. Tak dokładnie jak to tubylcy z Glasgow mają w zwyczaju. Nick prosi więc, by ten powtórzył. Ów wskazuje z kolei na Aarona, który najmocniej przecież z całej kapeli wczuwa się w muzykę (prawie, że tańczy na scenie) i krzyczy, by mu ktoś w końcu odłączył gitarę. Oczywiście wszyscy zaczynają się śmiać. Mocno rozbawiony Nick mówi, że spoko, zaraz go rozłączą. Po chwili też dodaje: "ok, coś jeszcze?". Chwila konsternacji. Widać, że Szkot intensywnie myśli, po czym z zajebistym wręcz entuzjazmem zapodaje: "Yeees! I love you!". Cała sala turla się ze śmiechu. Nick bezradnie rozkłada ręce... :)
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Anathema "Weather Systems"
- autor: Paweł Kuncewicz
- autor: Megakruk
Death "The Sound of Perseverance"
- autor: Rock'n Robert
- autor: Sanitarium