- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Paradise Lost "The Plague Within"
"Take me down to the paradise city, where the grass is green and the girls are pretty" - miauczał niemal 30 lat temu Axl Rose na "Apetite For Destruction" Guns N' Roses. Po wydaniu "Host" w 1999 roku, kiedy Nick Holmes przyrzekał w niemieckim "Metal Hammerze" na gacie własnej babki i umoczoną w żelu blond fryzurę, że Paradise Lost już nigdy metalu grać nie będzie, zdawało się, że i jemu, i Gregowi Macintoschowi zamarzyły się dupy i pola golfowe.
Ileż to nasłuchałem się wtedy głosów specjalistów od muzyki, że jaki to zajebisty zwrot akcji, jaki rozwój, jakie "cool as fuck". Tymczasem brudną robotę ukrócenia tych zapędów, za którymi legenda gwiazd gothic - doom ciągnęła się niczym psi kloc przylepiony do podeszwy, odegrał ojciec czas i matka mamona. Abstrahując nawet od merytorycznej zawartości "Hosta", jego "rozwojowych" następców oraz łaskawego - lub częściej nie - oka zmarłego (w sensie muzycznym) "MTV", trzeba stwierdzić wprost: tzw. "zdrada" pozwoliła im zabłysnąć na parę sekund, po czym spadli na ziemię, z tym że bez zbytniego pierdolnięcia, jak to komety winny mieć w zwyczaju.
Tak po trochu, po cichu, ja sam jako wielki fan, słysząc nazwę Paradise Lost, a może lepiej "pradiselost", bo taka im "zapasiła" w pewnym momencie, zapominałem, co to jest? Po co to gra i dla kogo? Na parkiet za dramatyczne, na metal za "miętkie", takie dla każdego i dla nikogo. No dobra, na pewno nie dla mnie i tysięcy diehardów moczących się na samo wspomnienie tytułów "Lost Paradise", "Gothic", "Shades Of God", "Icon" czy wieńczącego sławetny pochód "Draconian Times".
Tyle retrospektywy. Każdy zna tę historię, każdy wie, o co biega, każdy też po tylu latach z pewnością ma ją w dupie, tym bardziej, że gdzieś od wydania płyty "In Requiem" Pardajsy zaczęły przepraszać się z ojcem metalem, pod którego opiekuńczymi skrzydłami wypadają zdecydowanie lepiej, bo proces ten trwa już z osiem lat. Wielu znów powie: cofnęli się w rozwoju. I jest to prawda. Jeżeli rewelacyjny "Tragic Idol" sprzed trzech lat spokojnie można postawić na półce gdzieś obok "Draconian Times", tak najnowsze dzieło "The Plague Within" celuje w gusta ludu, któremu tytuły "Shades Of God" i "Icon" są szczególnie bliskie.
Jakkolwiek otwarcie krążka chwytliwą melodyką "No Hope In Sight" kontynuuje "drakońską" tematykę, tak obficie serwowaną na "Idolu", to już od drugiego w stawce wciąż chwytliwego, jednak zdecydowanie pulsującego niemal death - blackmetalową dynamiką "Terminal", Pradise Lost pokazuje, że nie zamierza podążać pozornie oczywistą ścieżką sukcesu poprzedniej płyty. Nick przeprasza się z growlingiem - tym samym, który miał w poważaniu przez ostatnie kilkadziesiąt lat, ale nie takim samym.
Czytałem opinie, że lepiej dałby sobie chłopak siana, bo obecna kondycja jego gardła daleka jest od ekstraklasy darcia mordy. Faktycznie, nie są to głębokie wokalizy, jakimi epatowała np. "Gothic", a raczej piwniczny charkot. Moim zdaniem jest to raczej w tym wypadku walor niż kłopotliwa bolączka. Barwa jego głosu idealnie pasuje do zaproponowanych tutaj kompozycji, nie wspominając o doskonałych aranżacjach.
Są tu numery, w których dominują czyste wokalizy, jak przejmujący, rozpoczynający się partiami skrzypiec "An Eternity Of Lies" czy zaciągający niemal filmowym patosem wspaniały "Sacrifice The Flame". Ogromna większość "The Plague Within" to jednak ciągnięcie flegmy, względnie duety czystych i skrzeczących zaśpiewów.
"Plaga" to płyta zdecydowanie mniej przebojowa od swojej poprzedniczki. "Tragic Idol" przejebał mi się przez czerep już za pierwszym podejściem. Czterominutowe kawałki w typie zwrotka refren, solówka, klimat staroci i zupa gotowa. Tutaj jest inaczej. Numery są bardziej rozbudowane tematycznie. Więcej w nich tych "brzydkich", przy tym niespodziewanych, nagłych załamań melodycznych czy obuchowych zwolnień ("Flesh From Bone"). Z tego też już ktoś zdążył poczynić zarzut, narzekając na ciężkostrawność takiego grania. To jednak tylko pozorne wrażenie, wynikające, jak mniemam, z pobieżnego osłuchiwania się z tym materiałem. Za każdym kolejnym podejściem odnajduję tutaj nowe smaczki, zagrywki, ale przede wszystkim niezwykle sprawne budowanie ciężkiego, mrocznego, pełnego rozpaczy klimatu, co z obcowania z nawet tak na pierwszy rzut ucha prostym numerem, jakim jest "Beneath Broken Earth", czyni przeżycie.
Także zgodnie z duchem np. "Draconian Times" ("Jaded") i "Faith Divides Us, Death Unites Us" ("In Truth") czy choćby "Tragic Idol" ("The Glorious End") finał płyty, czyli monumentalny "Return To The Sun", ostatecznie niszczy. "The Plague Within" sprezentowany mi przez małżonkę w dniu premiery osłuchiwałem sobie w samotności, w drodze powrotnej z Zakopanego do Bielska-Białej. Po okresie upałów szykowało się gwałtowne załamanie pogody, szczególnie efektownie prezentujące się na odcinku trasy przebiegającym w zasadzie zboczem Babiogórskiego Parku Narodowego w kierunku Zawoi. W takim nagłym nalocie granatowych chmur i wiatru w górskiej scenerii rozbrzmiały trąby i chór początku "Return To The Sun". Apokaliptycznego hymnu, jakiego (w takiej formie i klasie) Angole chyba jeszcze nie mieli. Cóż się tutaj dzieje? Od potężnego intra, poprzez pełen pretensji i dramatyzmu wokal Nicka, wyjące gitary Grega i identycznie, co wejście - epickie outro.
Z zawartością koresponduje również ponura, utrzymana w konserwatywnej, oszczędnej biało-szaro-czarnej konwencji okładka Zbigniewa Bielaka. Piękne wydanie, purytańska, kartonowa, twarda oprawa, czyli mamy komplet.
Świadom jednak jestem, że nie każdemu "The Plague Within" przypadnie do gustu. Coś za coś. To płyta trudniejsza od na swój sposób przebojowego "Tragic Idol", ale dająca jeszcze więcej satysfakcji z powolnego eksplorowania jej niesamowitości. Odkrycie tych zalet wymaga czasu, którego jak mniemam spece z naszych "wielkich" portali, recenzujący na gorąco pół dnia po wydaniu, poskąpili, w konsekwencji zarzucając płycie twórczą obstrukcję, mułowatość i nudę. To nie jest materiał na jedno przesłuchanie Panie i Panowie.
Wielkie brawa dla Paradise Lost za kolejną udaną próbę poszukiwania straconego czasu, za bezbłędne odnalezienie się w tym oldschoolowym, prawie zmarłym klimacie, za świetne kompozycje, bez cienia kunktatorstwa, uczucia wymęczenia i rutyny. Teraz wypada mi już tylko oczekiwać premiery kolejnej płyty My Dying Bride, która już we wrześniu, bowiem (jak widać i słychać) reaktywacja brytyjskiej fali doom - gothic metalu z lat 90 przebiega nader udanie i atrakcyjnie.
Co za ulga, wieloletnie modły wysłuchane: "Take me down to the Paradise 'Lost' City, where the grass is rotten and the girls are shitty" - co zrobić, na taki Paradise żadnych innych na parkiet nie wyrwiecie. Za to posłuchacie sobie dobrej (złej?) strony Paradise Lost.
Oczywiście tylko pewne zagrywki.
Ogólnie to nowa jakośc w twórczości PL.
Ale jak piszesz, trzeba kilka razy przesłuchać, zapodać starsze płyty, znowu wrócić do The Plague Within...
Płyta doskonała
Rzadko wychodza plyty, ktore targaja mna tak jak klasyki z lat 90 - tych. Ta jest jedna z nich. Po 27 latach grania, sprezyc sie i nagrac taki cios - K.O. Pozamiatane.
Od jakiegoś czasu można odnieść wrażenie, że starzy wyjadacze powracają do wielkich łask i to nie tylko w muzyce szeroko rozumianego metalu
Taka muza pasuje:)
Ja w tym roku ze względu na charakter zawodowy jechałem kilkakrotnie ale od Ujsoły przez Jeziora Orawskie do Popradu i dalej w Pieniny. Muza u mnie jednak była ostra: Death - Spiritual Healing, Entombed - Clandestine, Morbid Angel - Covenant, Sepultura - Beneath the Remains, Suicidal Angels - Dead Again
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Slayer "Repentless"
- autor: Megakruk
My Dying Bride "Feel The Misery"
- autor: Megakruk
Megadeth "Dystopia"
- autor: Megakruk
Death "The Sound of Perseverance"
- autor: Rock'n Robert
- autor: Sanitarium
Black Sabbath "13"
- autor: Dominik Zawadzki
Wszyscy którzy twierdza że to powtórka ze starych płyt, tylko dlatego że Holmes tutaj leci głównie growlem, musza przesłuchac album jeszcze piec razy i zastanowic sie nad sobą ;)
Mój nowy laptop ma beznadziejną klawiature, it's official ;)