- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Paradise Lost "Shades of God"
Nie ma wątpliwości, że płyta "Gothic" stała się wielkim przełomem w muzyce metalowej. Ale czy był to przełom w twórczości Paradise Lost? W pewnym sensie na pewno tak, ale z drugiej strony, biorąc pod uwagę zaskakujący rozwój tej formacji, dochodzi się do wniosku, że właściwie każda jej płyta przynosi coś nowego, wprowadza małe zamieszanie, obala utarte schematy. "Lost Paradise" - powolny walec z deathowymi przebłyskami, "Gothic" - mroczna, melancholijna otchłań doomowo-deathowo-gotyckich dźwięków... Czego należało spodziewać się po trzecim albumie Brytyjczyków...? Domysłów było dużo, jednak sami Twórcy nie byliby sobą, gdyby ich nie roztrzaskali...
"Shades of God"... kolejna niespodzianka, kolejny przełom w karierze Raju Utraconego. Muzyka rozwinęła się w stronę totalnego osamotnienia, smutku i depresji. Taki nastrój wyczuwalny był już na "Gothic", ale o ile tamten ból był nieco "wyśniony" i "kojący", o tyle ten ból jest bardzo realistyczny, bardzo przyziemny. Gatunkowo jakby więcej tu klasycznego heavy metalu, niż deathu czy doomu, z którymi to wcześniej kojarzono zespół. Brzmienie jednak jest nadal ciężkie, "przybrudzone". Styl już nie do podrobienia - a to w dużej mierze dzięki solówkom Gregora Mackintosha. Po raz pierwszy wykorzystano tu gitary akustyczne, które wprowadzają (a przynajmniej próbują wprowadzić) w tę muzykę nieco subtelności ("Daylight Torn", "As I Die", "No Forgiveness"). Przede wszystkim jednak zaskakują wokale Nicka Holmesa - to już nie growling, a bardziej czytelny (choć tu jeszcze "przybrudzony") śpiew.
Ta muzyka jest po prostu inna, choć z drugiej strony zachowuje klimat i styl charakterystyczny tylko i wyłącznie dla tego zespołu. Na "Shades Of God" przykuwa chaosem, mrocznością, ale przede wszystkim depresją. Dominuje tu przygnębienie twardo zakorzenione w rzeczywistości, a na nic innego nie ma tu miejsca. Stworzony klimat i liryki Holmesa uświadamiają, że śmierć jest tak blisko, że ból i cierpienie króluje wokół nas, a na nic innego nie ma już miejsca... Tak, to do szpiku kości ciemna, momentami wręcz paranoidalna, "chora" płyta. Z pozoru nic tu do siebie nie pasuje - totalny chaos dźwięków, pozorna monotonia...
Nie jest to na pewno muzyka na każdy dzień, nie jest też łatwa do zrozumienia, nawet dla wiernych fanów Paradise Lost. To jak dźwiękowe ujawnienie najbardziej mrocznej, wręcz psychopatycznej podświadomości jej Twórców.
"Shades of God" nie zawsze nadaje się "do przełknięcia" w całości. Czasem nie ma się nastroju na tego typu muzykę, czasem może ona nieco nużyć. Jednak to właśnie tu znajdują się utwory, które już na trwałe wpisały grupę do wieczystej księgi ciężkiego grania - klimatyczne "As I Die" i dynamiczne "Pity the Sadness". Każdy album Paradise Lost był przepełniony smutkiem, ale ten jest na pewno najbardziej depresyjny. To osobiste odczucia związane z ciemną stroną życia. Twardo stąpają po realiach, biją głębią smutku. Nikt nie słyszał tu o czymś takim jak szczęście...
A klip do Pity The Sadness osobiście zdarłem na kasecie VHS - tak często go puszczałem... Nagrany oczywiście z MTV Headbangers Ball eh... stare dzieje...
W trójce moich ulubionych dzieł PL - zawsze będę go cenił.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "...And Justice For All"
- autor: Didejek
Tiamat "Wildhoney"
- autor: Miki(S)
- autor: Raf