- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Pantera "The Great Southern Trendkill"
Ta płyta to pogłębienie wszelkich dobrych i złych tendencji, jakie narodziły się na "Vulgar Display Of Power", a mutanta zyskały w postaci "Far Beyond Driven". Tyle że "Vulgar..." to było wydawnictwo - nie ma co ukrywać - wybitne, "Far..." stanowiło jego logiczną konsekwencję i w sumie też trudno się czepiać tej płyty, zaś już "Trendkill" to jednak nie ten kaliber.
Słychać, że muzyka ekipy nieco się już na tym albumie rozjeżdża. Panowie nie bardzo wiedzą, za co się łapać i choć jest to wszystko jeszcze porywające, to mamy pierwsze zwiastuny obniżki formy, która to obniżka znalazła swe dobitne ucieleśnienie na późniejszym "Reinventing The Steel". Na "Trendkill" sama muzyka wydaje się być w porządku, niemniej wkrada się pomału tu i ówdzie trochę bałaganu. Za najbardziej wyrazisty przykład niech służy numer "Suicide Note", pocięty na dwoje - pierwsza część to melancholijna ballada na głos, gitarę akustyczną i klawisze, druga zaś to ekstremalne tempo, pęd, zgiełk i nota bene fajny riff na wiośle. Recenzent "Tylko Rocka" napisał ongiś o tym zabiegu, że świadczy on o niezłej schizofrenii. Coś w tym jest.
Na "Trendkill" mamy ugruntowanie trendu (zbieżność nazw przypadkowa) pod nazwą "Pantera i ballady". Co ciekawe, to akurat bardzo mocne fragmenty tej płyty. Takie "10's", jakby je wydać na singlu, mogłoby zrobić pewną karierę, choć z drugiej strony Piękny Filip śpiewa tam zbyt rozdzierająco jak na wytrzymałość miłośników list przebojów. "Floods" byłoby fajne, gdyby nie nachalny, właśnie schizofreniczny przerywnik, gdzie giną melodie, perkusja łupie, gitary jęczą i totalnie nie wiadomo, o co idzie. To rzecz symptomatyczna dla tej płyty - chłopaki boją się chwytliwych, energetycznych motywów, więc przeplatają je "wałkami". Udziwniają to, co już dziwne albo to, co akurat udziwniania nie potrzebuje. Część numerów jest zrobiona na zasadzie: pogramy trochę tego, potem trochę tego, potem trochę tego i jeszcze coś innego na koniec. Tak powstał np. "13 Steps To Nowhere" (to akurat nie ballada), gdzie kapitalna, perkusyjna fraza poparta naprawdę dobrym riffem po jakimś czasie po prostu poległa, gdyż dolepiono do niej rzeczy z zupełnie innych bajek. Co się jeszcze tyczy ballad, to trzecią z nich jest wspomniane "Suicide Note Part I", rzecz niby prosta, ale gdy się wsłuchać, okazuje się całkiem niebanalna i w sumie potrzebna - na pewno jest to numer ciągnący album w górę.
Takim kawałkiem jest także "Living Through Me" - świetne riffy, fajna konstrukcja (do pewnego momentu), dynamika na poziomie. No i jednak ten niepotrzebny syntezatorowy wtręt... Nieźle też wypada singlowe "Drag The Waters", taki następca "I'm Broken" z "Far Beyond Driven". Swoim życiem żyje "War Nerve" - trudno się go czepiać, to taka klasyczna teksańska jazda. Dziwna jest końcówka płyty - dwa ostatnie kawałki zlepiono w jeden, gdzie już niestety mnożą się niekonsekwencje, choć samo otwarcie jest bardzo do rzeczy. W ten sposób przechodzimy do momentów mniej różowych... "Suicide Note Part II" - jak wspomniałem, niezła robota na gitarze, ale katastrofa jako całość. Panowie grali szybko i głośno przez dwie minuty, aż im przeszło i zaczęli mendzić w totalnie inny deseń, kompletnie nieprzystający do pierwotnego klimatu. Ten sam drenaż przeszedł kawałek tytułowy, tyle że tam nie ma mendzenia - "druga część" tego utworu to po prostu solo Darrella z dobrym riffem pod spodem.
Gitarowa robota to w ogóle ewidentny plus tego wydawnictwa. Mnie osobiście Dyzio Darrell zmiażdżył patentami z "Floods" - kurde, ale to żre wszystko! Genialna gitara akustyczna w części zasadniczej, znakomite solo, piękna przejmujca koda na bardzo nietypowym, "niedarrellowskim" brzmieniu. I tylko podjazd do głównego sola mnie rozbawił - na bardzo "grzecznym" podkładzie sekcji zabrzmiało to jak Dimebagowa trawestacja stylu The Eagles albo nawet Guns N'Roses... Poza tym jest bardzo fajnie - dużo dobrych, rasowych gitar znajdziemy chociażby w "The Underground In America" i "Sanblasted Skin"; nie brak tam chwilami bardzo sympatycznych, "tłustych" riffów (główny temat drugiego z tych numerów) i zabawnych (ale w dobrym stylu) solówek. Brzmi to wszystko też do rzeczy i na poziomie - słychać wszystko jak trzeba.
"The Great Southern Trendkill" to płyta już nie tak poukładana jak poprzedniczki. Robi chwilami naprawdę dobre wrażenie, lecz właśnie szkoda, że tylko chwilami. Jako całość raczej przekonuje, ale też bez przesady. Słychać pewne maniery kompozycyjno-aranżacyjne, które na razie przeszkadzają tylko trochę; później jednak zaczną przeszkadzać coraz bardziej, co uwidacznia album "Reinventing The Steel". W każdym razie "Trendkill" można jeszcze polecić, choć też już raczej tylko fanom. Polecam zatem.
i najbardziej zapadła mi w pamięć właśnie przez owe poplątanie, ballady świetne plus energetyczne kawałki rodem z piekła.
Według mnie płyta jest numero uno w dorobku zespołu, choć imo nie mieli słabego wydawnictwa w składzie z Anselmo - cytat Dime'a na koniec: Cztery ciała ale jeden łeb :)
otóż drogi znawco i wybitny krytykyku muzyczny, we Floods Dime używał elektryka na cleanie a nie akustyka.
a nie pink floyd.
Materiały dotyczące zespołu
- Pantera
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot
Death "The Sound of Perseverance"
- autor: Rock'n Robert
- autor: Sanitarium
Machine Head "Burn my eyes"
- autor: Mysiak
Acid Drinkers "Verses of Steel"
- autor: Lubek
- autor: don Corpseone
Slayer "Christ Illusion"
- autor: Szymon Wroński