- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Pain Of Salvation "BE"
Mniej więcej w styczniu tego roku dotarły do mnie wieści na temat mającej się ukazać nowej płyty Pain Of Salvation. Oczywiście ucieszyłem się niezmiernie, jednak mój zapał bardzo szybko ostudziła informacja, że będzie to niestety tylko koncertówka, a w dodatku koncertówka akustyczna. A gdy album trafił w moje ręce, to po jego przesłuchaniu byłem już - na moją trzecią-ulubioną-kapelę! - najnormalniej wściekły! Bo płyta "12:5" nie wniosła kompletnie nic nowego do twórczości Pain Of Salvation: nagrania z koncertu to akustyczne wersje niemal-akustycznych nagrań z poprzednich albumów, które prawie niczym nie różnią się od oryginałów, a nowe tytuły, które się pojawiają, to... wycięte fragmenty innych kawałków kapeli. Nie pozostało nic innego jak uznać "12:5" za wpadkę i "zapełniacz czasu" do ukazania się "normalnej", nowej płyty. I wiedziałem, że abym mógł im tą wpadkę wybaczyć, to muszą się bardzo, ale to bardzo postarać i nagrać płytę co najmniej znakomitą. I zrobili to.
Od razu jednak powiem, że "BE" wzbudza bardzo skrajne opinie. Jedni stwierdzają, że jest przegadana, przeładowana niepotrzebnymi wstawkami "mówionymi" i w ogóle najgorsza płyta Pain Of Salvation. Inni zestawiają album z takimi kamieniami milowymi muzyki rockowej jak "The Wall" Floydów czy "Operation: Mindcrime" Queensryche, zachwycając się rozmachem i wysmakowaniem muzycznym "najlepszej płyty w dorobku Painów". Ale skrajność opinii nie dziwi, gdyż płyta faktycznie jest specyficzna i z pewnością nie trafi do wszystkich. Trzeba lubić dokonania Szwedów, trzeba lubić albumy koncepcyjne i dysponować czasem, by "łykać" płytę za jednym zamachem, wgłębić się w tekst, zanurzyć się w atmosferze albumu...
"BE" to trwający siedemdziesiąt pięć minut album koncepcyjny o wielkiej intensywności i specyficznym klimacie. Dużo tekstu, dużo dźwięków, dużo mówionych "wstawek" (które w przeważającej części można omijać, gdyż są umieszczone na wstecznym odliczaniu przed poszczególnymi numerami), dużo mrocznej, chwilami wręcz przygnębiającej atmosfery. Do tego partie orkiestry, zastosowanej jednak na bardzo PoS'owy sposób - delikatnie i z wyczuciem. Tak jak w sposób wyważony zespół korzystał ze swojego instrumentarium na poprzednich albumach - tak tu oszczędnie korzysta z "dobrodziejstw" orkiestry. Oczywiście elementem spajającym cały album pozostaje niezwykły wokal Daniela Gildenlowa, który potrafi robić ze swoim głosem cuda - zdecydowana większość wokalistów takich cudów nie potrafiłaby nawet wymyślić, nie mówiąc o ich wykonaniu! Aby to wszystko jednakże docenić potrzeba koniecznie - jak napisałem - skupienia i czasu. Wtedy okazuje się, że mamy na płycie nagrania wybitne. Fenomenalne, folkowe "Imago", wstrząsające "Iter Impius", wzruszające "Lilium Cruentus" czy kończące płytę (bo "Animae Partus II" ciężko uznać za regularny utwór...) "Martius/Nauticus II", w którym pierwsza, mroczna część znakomicie kontrastuje z niezwykle lekką częścią drugą. Albo "Pluvius Aestivus" w genialny sposób ilustrujące padający letni deszcz (angielski podtytuł "of summer rain") - zamknijcie oczy i posłuchajcie, jak rozkręca się ulewa! Albo wreszcie rewelacyjne, dziewięciominutowe "Dea Pecuniae" z zakręconą częścią pierwszą, stonowaną drugą i drapieżną trzecią, której "główny anty-bohater" kojarzy mi się niezmiennie z niejakim Gordonem Gekko ze słynnego filmu "Wall Street". Zdarzają się jednocześnie na płycie numery, w których napięcie "siada", jednak nawet w przegadanym "Diffidentia" czy "Nihil Morari" znajdują się fragmenty wywołujące ciarki na plecach.
W moim prywatnym rankingu płyt Pain Of Salvation, chyba nic już nigdy nie przeskoczy "One Hour By The Concrete Lake", jednak "BE" podoba mi się znacznie bardziej od "The Perfect Element 1" czy "Entropii" i ustawiłbym ten album na równi (choć są totalnie różne!) z "Remedy Lane". A zostawiając ową klasyfikację na boku, to jest to po prostu zdecydowanie jeden z pięciu najlepszych krążków tego roku...
Drodzy Pain Of Salvation! Niniejszym wina związana z "12:5" zostaje Wam odpuszczona!!! ;-)
Aha nie uważam by była przegadana, powiem więcej-po usłyszeniu 4 pierwszych kawałków, miałem nadzieję, ze tyle narracji bedzie do końca i troszkę mi mina zrzedła jak okazało się, ze sytuacja wyglada inaczej.
Ech, gdyby tak zawarto calą narrację(monolog)Animae...jest on z 4 razy dłuższy niz to co pojawia sie na albumie i doprawdy jest świetny. Zresztą sam pomysł by istota boska przemawiała 3 głosami jest świetny.
Aha i fakt, że autor nie wspomniał ani słowa o utworze pod tytułem Vocari dei jest grubym nadużyciem;) Jako, ze jest to dosć unikalny utwór(nagrania z "boskiej automatycznej sekretarki"ze świetnym podkładem muzycznym, trzeba to usłyszeć).
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Opeth "Blackwater Park"
- autor: Zbyszek "Mars" Miszewski
- autor: Michu
- autor: Margaret
- autor: Arhaathu