- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Ozzy Osbourne "Live at Budokan"
Od ponad dwudziestu lat Ozzy Osbourne gra taką samą muzykę - rasowy heavy metal na wysokim poziomie. Jego najnowsza koncertowa płyta jest właśnie taka. Trzynaście dobrych utworów potwierdzających klasę jego zespołu. To ponad godzina muzyki, która z pewnością ucieszy każdego fana.
Zestaw kompozycji, jakie Ozzy wykonał 15 lutego 2002 w Tokio, zbliżony jest do tego, który mogliśmy usłyszeć kilka miesięcy później na Ozzfescie w Polsce. Sporo przebojów i tylko kilka reprezentantów ostatniej studyjnej płyty "Down To Earth". W ten sposób powstała mieszanka starych i nowych utworów Ozzy'ego. Z jednej strony - przyjemnie się tego słucha. Jednak z drugiej - dla tych, którzy mają wszystkie poprzednie koncertówki Osbourne'a, może to już być trochę nudne. Nudne? Hmm. Tu jednak bym się zastanowił. Na tej płycie jest coś, co nie pozwala mi się nudzić. Dzięki gitarze Zakka Wylde'a wykonywane utwory brzmią świeżo. Od wersji studyjnych różnią się nie tylko stare kompozycje, ale i te nowsze. Muszę zresztą przyznać, że z gry całego zespołu bije energia. Ozzy był w świetnej formie, sekcja rytmiczna również odwaliła kawał dobrej roboty. Nie da się nie czuć dla nich szacunku i podziwu.
Ale koncert to nie tylko dobrze znana fanom muzyka i tu jakby o tym zapomniano. Podczas występie w Hali Budokańskiej jest stosunkowo mało kontaktu z publicznością, z którym Ozzy przecież nigdy nie miał problemu. Zdziwiło mnie, jak rzadko Osbourne zmuszał fanów do krzyku. I nawet nie przedstawił członków zespołu. Byłem też zaskoczony tym, jak szybko skończyło się "Paranoid" - zwykle trwał dłużej. Ale to, czego najbardziej mi brak, to popisówka Zakka, która w Spodku przecież była. Natomiast fanów Black Sabbath muszę ostrzec, że poza "Paranoid" nie znalazła się tutaj żadna kompozycja tej grupy.
O "Live At Budokan" można powiedzieć wiele dobrego - świetna muzyka, brzmienie... Ale myślę, że od Ozzy'ego można wymagać więcej.