- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Ozzy Osbourne "Bark at the Moon"
Kiedy tylko Ozzy otrząsnął się po obfitującym w wiele tragicznych, jak i wspaniałych dla niego wydarzeń roku 1982 (śmierć Randy'ego Rhoadsa, słynny incydent z nietoperzem, skandal w Alamo, własny ślub oraz słabiutki, wymuszony przez wytwórnię album koncertowy "Speak Of The Devil"), natychmiast wziął się ostro do pracy nad kolejnym albumem. W krótkim czasie samodzielnie skomponował nowe utwory i rozpoczął poszukiwania muzyków do zespołu. Ponieważ Brad Gillis z Nightranger zupełnie się nie sprawdził, najważniejszym zadaniem było odnalezienie nowego gitarzysty. Nowym "wioślarzem" Ozzy'ego został niejaki Jake E. Lee (prawdziwe nazwisko Jakey Lou Williams), do zespołu powrócił basista Bob Daisley (znany z dwóch pierwszych albumów), a skład uzupełnił Tommy Aldridge (zastąpił Lee Kerslake tuż po wydaniu "Diary Of A Madman"). Dołączył także na stałe klawiszowiec - Don Airey.
Po raz kolejny okazało się, że Ozzy "ma nosa" do odnajdywania znakomitych, młodych i nieznanych gitarzystów. Lee doskonale wywiązał się z bardzo ciężkiego i wymagającego zadania, jakim było zastąpienie Randy'ego Rhoadsa. Zaprezentował zupełnie inny styl grania, równie udane riffy i ciekawe, także bardzo szybkie solówki. Wszystko to może nie tak porywające i finezyjne, ale co najmniej dobre. Duża w tym zasługa Ozzy'ego, który napisał szybkie, ostre, ale zarazem bardzo melodyjne "kawałki", w każdym z nich zostawiając miejsce, w którym nowy gitarzysta mógł się wykazać. I sprawdził się świetnie, sprawiając że Osbourne odniósł kolejny wielki sukces. Nie potwierdziły się obawy malkontentów, twierdzących, że Ozzy bez Randy'ego z hukiem skończy swoją solową karierę, tak szybko jak ją zaczął. Okazało się jednak, że wokalista potrafi sam doskonale poradzić sobie z pisaniem piosenek, zachowując zapał i energię z dwóch poprzednich "longplayów". Ale dosyć już tego, przejdźmy do samej muzyki.
Na tym albumie, jak nigdy wcześniej, bardzo dużo mają do powiedzenia klawisze. Ozzy zawsze lubił wszelkie syntezatory (wystarczy wspomnieć kawałki z Black Sabbath, takie jak "Am i Going Insane?") i postanowił wzbogacić nimi fakturę swoich utworów, co przyniosło niespodziewanie dobry efekt. Ponadto nowy gitarzysta odcisnął wyraźne piętna swojego stylu, dzięki czemu muzyka Ozza zyskała nową jakość.
Najlepsze "kawałki" tego albumu to "Bark At The Moon", "You Are No Different", "Slow Down" i "Waiting For Darkness". Utwór tytułowy to od początku do końca ostry czad, świetny wokal (dokonały refren) i rewelacyjna gitara (odlotowy riff, ciekawe zagrywki przed refrenem i dwie przepiękne solówki). Już w pierwszym utworze Ozzy i Jake pokazują na co ich stać. Potem mamy opierający się na klawiszowym motywie "You're No Different", ze świetnym tekstem, w którym z wyrzutem w głosie śpiewa o tym, że ci, którzy go wciąż prześladują, sami mają na swoim koncie wiele grzechów. Krótko mówiąc: "widzicie drzazgę w moim oku, nie widząc belki w swoim". Po raz kolejny okazało się, jak doskonałe teksty pisze Ozzy:
"How many times can you put me down
Till your heart you realize
If you choose to criticize
You choose your enemies (...)
(...) Look at yourself instead o' looking at me
With accusation in your eyes (...)
(...) If you think you're without sin
Be the first to cast the stone(...)
(...)Tell me the truth and I'll admit to my guilt
If you'll try to understand
But is that blood that's on your hand
From your democracy?"
Znajdujące się pod koniec albumu "Slow Down" i "Waiting For Darkness" nie mają może aż tak głębokiej wymowy, ale również zachwycają. Pierwszy świetnym wstępem, galopowym tempem, fajnym motywem klawiszowym i łatwo wpadającym w ucho refrenem. Drugi odlotowym (i obok tego z "Bark At The Moon" najlepszym i najciekawszym na tej płycie) riffem, ciekawymi brzmieniami klawiszy i doskonałym wokalem.
Wymieniłem cztery moje ulubione "kawałki", ale inne są niewiele gorsze. Co prawda każdy z nich ma jakieś słabsze fragmenty, ale i każdy ma w sobie "coś niezwykłego": w "Now You See It (Now You Don't) są to świetny refren (w pewnym momencie śpiewany przez Ozzy'ego falsetem!!!) i klawisze, w "Rock And Roll Rebel" rewelacyjna solówka, w "Centre Of Eternity" doskonały wstęp (mroczne klawisze, dzwony, chóralne "aaaaaa", przerwane mocnym riffem Jake'a), a w podobnym do "Believera" z "Diary Of A Madman" - "Spiders" niezwykle melodyjny refren. Nie można zapominać o spokojnym "So Tired", w którym podkład muzyczny tworzy nam cała orkiestra (głównie fortepian) i robi się bardzo przyjemnie. Tego jeszcze u Ozzy'ego nie było. Brawo!!!
Ale brawa należą się za cały album. Jest bardzo równy i nie ma żadnych słabych punktów, a słucha się go z dużą przyjemnością. Ozzy odzyskał utracone po "Speak Of The Devil" zaufanie fanów, a Jake E. Lee natychmiast zyskał ogromną rzeszę wielbicieli.
Gorąco polecam! Naprawdę warto posłuchać!
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Black Sabbath "Sabbath Bloody Sabbath"
- autor: Elwood
Iron Maiden "Brave New World"
- autor: Tomasz "YtseMan" Wącławski
- autor: piolo
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Piotr Legieć
- autor: Rafał "Negrin" Lisowski
- autor: Marcin Bochenek
Judas Priest "Painkiller"
- autor: Sinner