- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Ossian "Tuzkeresztseg"
Jakie są pierwsze skojarzenia, kiedy słyszy się określenie "węgierska scena rockowa"? Omega, Lokomotiv GT... A jakie są skojarzenia, gdy słyszy się stwierdzenie "węgierska scena heavy metalowa"? A co to takiego?! I czy w ogóle istnieje? Otóż istnieje.
Jednym z pionierów, ojców węgierskiego metalu jest założona w 1986 roku grupa Ossian (nie mająca nic wspólnego z naszym folk-rockowym Osjanem). Jest ona w tej chwili jednym z najważniejszych zespołów metalowych na Węgrzech. Pomimo że istnieje już 26 lat (z 4-letnią przerwą w działalności), zespół nadal wie, jak powinien wyglądać i, co najważniejsze, brzmieć heavy metal. Jak brzmi ostra muzyka grana przez Węgrów? Mnie ona kojarzy się przede wszystkim z tym, co od lat udanie w metalowym kotle warzy grupa Accept, w połączeniu z wizualizacją pędzących na harleyach brodatych gości.
Płytę "Tuzkeresztseg" ("Chrzest bojowy") otwiera krótkie, minutowe gitarowe "Intro". Jest ładnie, gitary akustyczne grają tajemniczą melodyjkę - tylko po to, by mogły ją przechwycić gitary elektryczne wraz z potężnie już brzmiącą perkusją. Intro płynnie przechodzi w utwór tytułowy, "Tuzkeresztseg". Bardzo szybkie tempo i wściekłość gitar przywodzą na myśl "Painkiller" Judas Priest, tyle tylko, że śpiewany po węgiersku. Szybki refren i jeszcze szybsze tempo zwrotek bardzo dobrze współgrają z grą sekcji rytmicznej. Krótki pokaz gitary basowej i błyskawiczna solówka to jest właśnie to, czego można się spodziewać po tym utworze, który ma zaledwie trzy minuty. Zrobiło się ogniście. Następny jest "Tuzkeresztseg II". Sądząc po dopisku w nawiasie za tytułem, jest skierowany do każdego fana ostrej muzyki. Ciężki, toporny riff z rewelacyjnie grzmiącym basem w tle. To bardzo dobry utwór do śpiewania - ma chwytliwy refren ("rock'n'roll csak rock'n'roll!"), a w środku kompozycji zespół proponuje nam zabawę w pomaganie wokaliście a'la Iron Maiden. "Megkisertes" to lokomotywa pędząca z zawrotną prędkością. Na początku mamy krótki chóralny śpiew okraszony klawiszami, a potem już tylko to, co metale lubią najbardziej. Podwójna stopa, która dosłownie kopie po uszach, riffy i bas rodem pierwszych płyt Maiden i perfekcyjne solówki. Obaj gitarzyści prześcigają się kto lepszy.
Po kilkunastu minutach szaleńczego tempa Ossian proponuje chwilę wytchnienia. "A batrakert" to klasyczna metalowa ballada. Akustyczna zwrotka i refren, który wspomaga gitara elektryczna. Delikatne klawisze idealnie współgrają z ładnym riffem na gitarze elektrycznej. Na chwilę jednak gitara akustyczna ustępuje miejsca ciężkiemu, wręcz złowrogiemu riffowi na elektryku. Ale tylko na chwilę. Całość zamyka triumfalny werbel połączony z rytmiczną grą gitary i klawiszy. "Lathatatlan haboru" wita słuchacza ciężkim, acceptowym riffem. Melodyjny refren skłania, by zaśpiewać wraz wokalistą Endre Paksi, który nota bene wizualnie mocno przypomina Udo z Accept - to stąd zapewne w mojej głowie od razu pojawiło się skojarzenie z niemiecką legendą metalu. "Helyzetjelentes" rozpoczyna riff, który można skojarzyć z innym nieśmiertelnym fragmentem metalowej czasoprzestrzeni - "Sabbra Cadabra" Black Sabbath. Niestety, kompozycja ta jest chyba najsłabsza na płycie. Niby rock'n'roll, ale jakiś taki dziwny - nawet z pozoru efektywne solówki są jakieś takie nijakie. Szkoda, bo tkwił w nim ogromny potencjał na fajny metalowy lodołamacz. "Legyel tobb!!!" pędzi przez głośniki gdzieś w nieznane. Bardzo fajnie pomyślano tu rozłożenie partii gitar. Jedna prowadzi, a druga jest prowadzona, ale wszystko się miesza podczas solówek, gdzie wręcz konkurują ze sobą. Sprytny i miły dla ucha zabieg. Z kolei "Tobbet er mindennel" to chyba jedna z najlepszych kompozycji na "Tuzkeresztseg". Na początku jest łaskocząca w ucho delikatna gitara akustyczna. Lekka przygrywka na gitarze elektrycznej i riff, który służy jako sekcja rytmiczna, i ten wokal... Refren i powrót do poprzedniego założenia kompozycji. Co się dzieje w drugiej części utworu! Rewelacyjna solówka grana na dwie gitary i ten nieomal krzyk wokalisty. Ciary na plecach się pojawiają - jest bardzo dobrze.
"A nevtelen" jest niesamowicie szybki. Dziś tak grają młodzieniaszki z powermetalowych zespołów, a Ossian na scenie jest już od 26 lat. Znów na myśl przychodzą utwory z "Painkillera" lub "Ressurection" Halforda. "Torekeny kep" natomiast uświadamia słuchaczowi, że oto pora zakończyć przejażdżkę po metalowych drogach. Gitara akustyczna, potężny werbel i klawisze, i wciąż ten węgierski, o dziwo, melodyjny śpiew. Całość ubarwia ciężki riff okraszony różnymi gitarowymi piskami i solówki, które kojarzą mi się z grą Alexi Laiho. Szybkie, ale niesłychanie melodyjne i wyważone. Podstawową część płyty zamyka utwór "Letunk a bizonyitek", równie szybki, jak poprzednie. Gonitwę basu, gitar i perkusji napędza śpiew Endre. Nawet na koniec zespół nie zamierza zmniejszyć tempa.
W wersji rozszerzonej dodano trzy utwory - dwa z nich to nowsze wersje piosenek "Elo sakkfigurak" i "Rock'n'roll demon"), a trzeci nieco inna wersja "Tuzkeresztseg II" - oraz dwa teledyski.
Ossian kroczy metalowymi ścieżkami już od ponad ćwierć wieku i nie zamierza zwolnić. Potwierdzeniem są kolejne świetne płyty w dyskografii, a także koncert z 2011 roku, zorganizowany z okazji 25-lecia działalności grupy i wydany na DVD. Hmm, dawno nie byłem w Budapeszcie...
Materiały dotyczące zespołu
- Ossian
Fakt węgierski zespół był znany w Polsce, ale nie aż tak by większość wiedziała o którego "Ozjana" chodzi, szczególnie tym młodszym melomanom będzie łatwiej rozpoznać twórczość tych dwóch odmiennych zespołów.