- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Osada Vida "Uninvited Dreams"
Tak się jakoś złożyło, że jest to moje pierwsze spotkanie z twórczością grupy Osada Vida. Co prawda zetknąłem się do tej pory z tą nazwą, ale wyłącznie poprzez zmysł wzroku. Mam na myśli artykuły w prasie muzycznej. Jednak miało to odniesienie do dwóch poprzednich krążków kapeli. Recenzja będzie więc o tym, jak zareagował mój słuch oraz jakie emocje wyzwoliła we mnie muzyka z ostatniej płyty - "Uninvited Dreams". Z początku mogę wyjawić małą tajemnicę, że jest dobrze, może nawet bardzo dobrze. Po pierwsze, tak mniej więcej wyobrażałem sobie grę tego zespołu, ale nie myślałem, że znajdę w niej tyle elementów sięgających do źródeł progresywnego rocka. Po drugie, co się z tym wiąże - to nie jest odkrywcza porcja muzy, gdyż wchodzimy cały czas do tej samej rzeki, ale przecież ta rzeka również się zmienia. Po trzecie... trzeba wreszcie rzucić konkretami.
Album zawiera siedem utworów (szczęśliwa siódemka?). Mamy sześć rozbudowanych, długich kompozycji oraz jeden krótszy fragment. Na początek tytułowy, spokojny "Uninvited Dreams", czyli niepozorne partie wokalne, ale instrumentalnie bogato i różnorodnie. Wszystko to co jakiś czas spinają wyborne gitarowo - rockowe zagrywki ze zdecydowanymi klawiszami w tle. W "My Nightmare is Scared of Me" jest trochę mocniej - dzięki riffom, dudniącemu basowi i klawiszom pachnącym syntezatorami. Śpiew raczej w stylu wchodzącym w linię melodyczną z sekcją rytmiczną. Wiele się tu dzieje. Smaczków dodaje momentami niezwykłe brzmienie talerzy perkusyjnych (czy komuś coś mówi tytuł "Cymbal Songs"?). Także gitarzysta pokazuje w tym numerze swoje pazurki w doskonałych, choć krótkich solówkach. Hej, nie powstydziliby się ich najwięksi mistrzowie (ale bez nazwisk, panowie, bez nazwisk).
Dynamiczną galopadą rozpoczyna się kolejne nagranie, "Childmare (a Goodnight Story)". Partia wokalisty jest w tym kawałku warta uwagi. W środku trochę jazzowej gitary w towarzystwie organów. Połamane rytmy i szaleńcze wstawki syntezatorowe. Dalej Bartek pokazuje swoje szpony i wykłada nam na gitarze poezję rocka z domieszką bluesa, a w finale balsam dla duszy, czyli piękne, bajkowe i melodyjne zakrętasy (klasyczno - progresywne). "Lack of Dreams" wydaje się najbardziej zwarty stylistycznie, lecz o niejednorodnym tempie. Najdłuższy na krążku, bo trwa blisko trzynaście minut. Rozpoczyna go krótkie solo perkusyjne. Łukasz używa głosu w bardziej drapieżny sposób i wtapia się miejscami w dźwięk instrumentów. Wokalnie towarzyszy mu Natalia Krakowiak (gościnnie na płycie tutaj oraz jeszcze w dwóch utworach). Oczywiście odzywa się gitara w fantastycznej i brawurowej solówce, na którą podświadomie czekamy. To pewnie zabrzmi górnolotnie, ale zawsze czuję dreszcze, gdy tego słucham. I jeszcze charakterystyczne syntezatory Rafała (a myślałem, że już nikt tak nie gra).
Kolejne dwie propozycje to kompozycje instrumentalne. Pierwsza króciutka, akustyczna - nazwana "Is the Devil From Spain?" - stanowi wstęp do kolejnej, dłuższej: "Is That Devil From Spain Too?", ta jednak w pewnym momencie robi się trochę nużąca. Na szczęście sytuację broni solówka gitary, przy której zapominamy o wszystkim. Ostatni numer na albumie to łagodny rock z elementami jazzu. Bez fajerwerków, z przewagą organów w brzmieniu.
Jeżeli ktoś po przeczytaniu powyższego tekstu pomyślał, że to jest taka ładniutka i zgrabna płytka, to może się zawieść po jej wysłuchaniu. Aby odczuć pewien rodzaj magii, którą chcieli przekazać nam artyści, potrzeba przygotowania (osłuchania) w tego rodzaju muzyce i niezwykłej wrażliwości. Wiem, że są tacy słuchacze wśród nas i odbiorą (lub już odebrali) ten longplay tak, jak na to zasługuje. A tak w ogóle, to nie mogę zrozumieć, dlaczego o tym zespole jest tak dziwnie cicho na naszym krajowym rynku muzycznym. Co do oceny, to jednak pozbędę się tego węża z kieszeni i wyciągnę ósemkę.
Materiały dotyczące zespołu
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Deep Purple "Burn"
- autor: Tomasz Pastuch
Helloween "7 Sinners"
- autor: Tomasz "Thorin" Sugalski
Dimmu Borgir "Abrahadabra"
- autor: Megakruk
Molly Hatchet "Warriors of the Rainbow Bridge"
- autor: RJF
Non Opus Dei "Eternal Circle"
- autor: Megakruk
Może ich nazwa jest nichwytliwa?