- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Opeth "Watershed"
Odejście z Opeth Petera Lindgrena, przez lata obok Mikaela Akerfeldta jednego z filarów zespołu było dla wielu fanów sporym zaskoczeniem, ale jak się okazuje, w żadnym razie nie przełożyło się w negatywny sposób na wartość muzyczną nowego dzieła Szwedów.
Nagranie muzycznego tandemu "Deliverance" i "Damnation" wyniosło Opeth na szczyt popularności, ale jednocześnie doprowadziło do pewnej skrajności, którą było nagranie dość nijakiej płyty "Ghost Reveries". Zaskakująca analogia, ale w podobnej pułapce wydawał się znajdować Steven Wilson po nagraniu przez Porcupine Tree albumu "Deadwing". Na "Fear of Blank Planet" pokazał jednak , że jego formuła grania nie została jeszcze wyczerpana. A co na to Akerfeldt? Podobnie: ku uciesze fanów i nie tylko nagrał płytę, która jest dla twórczości Opeth tym, czym dla Porcupine Tree "Fear of Blank Planet", - próbą redefinicji fenomenu muzycznego Opeth. Dokonaną z doskonałym skutkiem, należy dodać.
Płytę otwiera akustyczny kawałek "Coil" zaśpiewany przez Akerfeldta w duecie z Nathalie Lorichs. Muzycznie przypomina akustyczne fragmenty "Morningrise", ale warto odnotować pewien krok naprzód, za który można uznać świetny głos wokalistki. Zatem już od samego początku jest dobrze. "Heir Apparent" rozpoczyna się potężnie i bez ogródek jest to najlepszy kawałek na płycie i właściwa definicja nowego stylu Opeth. "The Lotus Eater" to utwór bardzo w stylu poprzedniej płyty, potężny, ale jednak na wskroś przebojowy, z przewagą czystych wokali nad growlingiem. Akerfeldt, począwszy od przecudnego "To Bid You Farewell", ma niezwykły talent do pisania zgrabnych, chwytających za serce ballad, tak jest i tym razem. "Burden", o którym mowa, to jakby opethowa wersja "Nights In White Satin" The Moody Blues, z przepięknie wplecionymi melotronami i hammondami, klimatycznym wokalem i przede wszystkim wspaniałymi solówkami gitar. Piękna kompozycja, ale jest to też pewna granica pomiędzy muzycznym artyzmem, a popową miałkością. "Porcelain Heart" muzycznie wędruje znów w okolice albumu "Morningrise", gdzie swoboda w przechodzeniu z ostrych death metalowych fragmentów w te pochodzące wprost z krainy łagodności wydaje się wręcz nieprawdopodobna, ale doskonale wpisuje się w zamysł całości. "Hessian Peel" to w dużej części spokojny melancholijny kawałek ze ślicznymi klawiszami w tle, który powoli nabiera mocy, i wybucha z pełną mocą w finale, by potem, wraz z ostatnią na płycie kompozycją "Hex Omega" powoli ulegać wyciszeniu, nie będąc jednak pozbawionym mocniejszych akcentów.
Opeth nagrał jeden z ciekawszych niewątpliwie albumów w swojej karierze. Po nieco słabszej "Ghost Reveries" Akerfeldt i spółka potwierdzili swoje miejsce w absolutnej czołówce współczesnej sceny, a że już nigdy nie powrócą w pełni do czasów, gdy nagrywali swoje genialne płyty dla Candlelight Records, to inna sprawa. Pewnie dla fanów, którzy poznali zespół na wysokości "Blackwater Park" nowa płyta może być niedużą, ale jednak oznaką niemocy, tak dla wszystkich innych to kolejny bardzo dobry album tego, swego czasu, niezwykle oryginalnego zespołu. Nie gorąco, ale polecam.
Materiały dotyczące zespołu
- Opeth
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Death Magnetic"
- autor: Ugluk
Nile "Those Whom the Gods Detest"
- autor: Megakruk
- autor: Kępol
Machine Head "The Blackening"
- autor: Mrozikos667
Samael "Above"
- autor: Krzysiek "kksk"
- autor: lcx
Tiamat "Wildhoney"
- autor: Miki(S)
- autor: Raf