- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Opeth "Heritage"
Dziesiąta płyta Opeth od razu przykuła moją uwagę okładką, bo zarówno od strony czysto estetycznej, jak i ilości nagromadzonych symboli jest to jedna z ciekawszych grafik, jakie zdarzyło mi się widzieć. Baśniowa stylistyka, mocne kolory - czuć inspirację klasykami progresywnego rocka - i praktycznie żaden element nie jest tu przypadkowy. Dziewięć gwiazd na niebie reprezentuje poprzednie albumy zespołu, a słońce - to właśnie "Heritage". W centrum grafiki znajduje się drzewo, którego korzenie sięgają głęboko w piekielne czeluści, co zwraca uwagę na deathmetalowy czynnik występujący w muzyce zespołu. Wśród zielonych liści drzewa widzimy głowy czterech członków kapeli. Ponieważ Per Wiberg wkrótce po nagraniu płyty rozstał się z zespołem, jego głowa z drzewa spada i wkrótce dołączy do znajdującej się pod nim kupki czaszek byłych członków grupy. W tle widać płonące miasto, symbolizujące upadek cywilizacji, a tłum ludzi grzecznie czeka w kolejce, aby z drzewa zerwać owoce (muzycznej mądrości?)...
I tak samo, jak okładka "Heritage" różni się diametralnie od poprzednich okładek formacji - oszczędnych, mrocznych, utrzymanych w ciemnych kolorach - tak i muzycznie na nowej płycie Opeth wykonuje wręcz szokującą muzyczną woltę. Od początku swojej kariery zespół budował swoją muzykę na przeciwstawianiu ostrych deathmetalowych partii z mocnym growlingiem Akerfeldta oraz mrocznych, ale niezwykle subtelnych zwolnień, w trakcie których także wokalista pokazywał swoją drugą, łagodną i melancholijną twarz. Drugi ważny wyznacznik to bardzo rozbudowane formy, które czasami tylko przetykano krótszymi, spokojnymi nagraniami.
Zabierając się do słuchania nowego albumu trzeba o tym wszystkim zapomnieć, zespół stawia bowiem grubą kreskę, kompletnie odcinając się od swojego dotychczasowego stylu. Zamiast tego czerpie całymi garściami z klimatu progresywnego rocka lat 60. i 70. Można tu bowiem znaleźć kingcrimsonowską schizofreniczność, akcenty jazzrockowe, psychodeliczne odjazdy w stylu wczesnego Pink Floyd, pomieszane i gęste partie instrumentalne, jak i akcenty folkowe. Nie ma tu growlingu - pozostał tylko "czysty" śpiew Mikaela. Nie ma tu także zbyt wielu regularnych riffów. Gitarzyści kompletnie zrezygnowali z dominującej roli - w obszernych fragmentach brzmienie ich instrumentów w ogóle znika ("Heritage", "Devil's Orchard", "Nepenthe", "Morrow Of The Earth"), a w innych - mamy subtelny akustyk albo jakiś nienarzucający się motyw w tle. Podobnie jest z perkusją, która jest dość wycofana, gra jakby w tle, jest jej sporo, ale raczej w wydaniu lekkim i zagęszczonym, niż potężnym i napędzającym całość muzyki. Bardzo dużo mamy natomiast basu oraz klawiszy (w tym dużo Mooga i Hammonda), co powoduje, że muzyka jest bardzo zbalansowana - każdy z członków zespołu spełnia podobną rolę w kreowaniu dźwięków.
Bardzo mi to odpowiada. Podobnie nie mam żadnych pretensji z powodu sięgnięcia do źródeł muzyki progresywnej, bo pod tym względem lata 60. i 70. są mi bardzo bliskie. Bardzo ciekawy jest też klimat płyty - niepokojący, mroczny, przesycony goryczą i melancholią. Jest tu także sporo zachwycających pomysłów, ale niestety "Heritage" jako całość broni się z ledwością.
Jak na mój gust album jest przesadnie zdominowany przez wolne, przestrzenne, rozciągnięte partie, niejednokrotnie zespół pozwala spokojnie wybrzmieć dźwiękom i na moment zawiesza granie ("Haxprocess", "Heritage"). Poszczególne fragmenty brzmią niby dobrze, ale gdy słucham krążka w całości, to pachnie nudą. Przy "Heritage", "Marrow of the Earth", obszernych fragmentach "I Feel The Dark" oraz "Haxprocess" czy w pierwszej połowie "Nepenthe" zaczynam ziewać i odruchowo rozglądam się za poduszką, żeby się zdrzemnąć. Poza tym brakuje nieco spójności. Są momenty, gdy Opeth bierze jakiś pomysł, gra go przez minutę, po czym następuje cięcie i przejście do kolejnego motywu. Eklektyczne podejście do muzyki jak najbardziej mi odpowiada, ale poszczególne motywy muszą w jakiś logiczny sposób z siebie wynikać - w przeciwnym razie mamy tylko zlepek pomysłów.
A na przykład takie "Slither" jest zdecydowanie prostsze w formie - najpierw jest dynamicznie, a w końcowej partii mamy stonowaną gitarę akustyczną - ale od początku do końca wiadomo o co w nim chodzi, przez to staje się jednym z najjaśniejszych punktów płyty. Obok niego ustawiłbym "Famine" z kapitalnym wręcz duetem fletu i ostrej, przybrudzonej gitary, którego nie powstydziliby się Anderson i Barre z Jethro Tull. Bardzo dobre, choć trochę niespójne, jest także "Folklore" z najciekawszą linią wokalną i świetnym ożywieniem w drugiej części utworu. A najlepsze na płycie jest "Devil's Orchard" - tu jest wszystko w odpowiednich proporcjach: zapętlony motyw gitarowy, ciekawa rytmika, chwilami jest ostrzej, chwilami - spokojnie i psychodelicznie.
Bardzo trudno mi ocenić tę płytę. Na pewno jest intrygująca i zaskakująca, na pewno jest tu dużo fajnych pomysłów i instrumentalna biegłość. W żaden sposób nie przeszkadza mi także stylistyczna zmiana zaproponowana przez zespół, ba, nawet ją doceniam. Zresztą - taka płyta chyba musiała kiedyś nadejść, bo będący mózgiem grupy Akerfeldt od lat mówił o swojej fascynacji muzyką lat 60. i 70., więc dźwięki, które słyszymy na "Heritage" musiały już w nim "siedzieć" od dawna. Ale kompozycyjnie album nie jest powalający. Jest dobry, momentami nawet znakomity, ale w sumie tylko na "siódemkę".
Materiały dotyczące zespołu
- Opeth
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Megadeth "TH1RT3EN"
- autor: Mateusz Liber
- autor: Megakruk
Kat & Roman Kostrzewski "Biało-czarna"
- autor: Do diabła
Vader "Welcome To The Morbid Reich"
- autor: Megakruk
Machine Head "Unto The Locust"
- autor: Megakruk
- autor: Szamrynquie
Samael "Lux Mundi"
- autor: Megakruk
Rzeczywiście płyta nie trzyma przez cały czas w napięciu, ma też słabsze momenty, ale to nadal mocne 9/10.