zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku czwartek, 21 listopada 2024

recenzja: Opeth "Heritage"

7.10.2011  autor: Megakruk
okładka płyty
Nazwa zespołu: Opeth
Tytuł płyty: "Heritage"
Utwory: Heritage; The Devil's Orchard; I Feel The Dark; Slither; Nepenthe; Haxprocess; Famine; The Lines In My Hand; Folklore; Marrow Of The Earth
Wykonawcy: Mikael Akerfeldt - wokal, gitara; Frederik Akesson - gitara; Per Wiberg - instrumenty klawiszowe, melotron; Martin Mendez - gitara basowa; Martin Axenrot - instrumenty perkusyjne
Wydawcy: Roadrunner Records
Premiera: 14.09.2011
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 9

Recenzowanie płyt zespołów, których muzyka drastycznie zmienia swoje oblicze na przestrzeni lat, staje się w moim przypadku przyczynkiem do głębszej refleksji na temat zdolności percepcyjnych słuchacza, czytaj - odbiorcy. Nie daj Boże ktoś jest fanem danego zespołu, ale po rewolucjach stylistycznych już mu za bardzo temat nie leży. Oczywiście większość zachwyconych od razu każe takiemu delikwentowi spierdalać i zamknąć japę, bo się nie zna i jest niedouczony. No ale cóż, może i takiemu nieukowi uda się w pewnym momencie wyjść z konserwy, wznieść ponad ideały i po prostu może w pewnym momencie uznać, że tak, tym razem mu się podoba, choć to już zupełnie coś innego.

Nie inaczej jest i z zespołem Opeth, który wręcz uwielbiałem do płyty "Still Life", a z którym dałem sobie spokój już przy okrzykniętej, nie wiedzieć czemu, przełomową "Blackwaterpark" - która była niczym innym, jak wierną kopią "Still Life", nawet z tym samym schematem układu utworów (o innych tytułach ma się rozumieć). Na dłuższą metę przepis na sukces ekipy Akerfeldta zaczął mnie nużyć. Jak to sam mówił - ciągłe robienie kawałków w stylu "brzydki chłopczyk" i "ładna dziewczynka". Raz brutalnie - raz akustycznie - raz growl - raz lala, trochę progresu i znów death metal. Tego nie można było ciągnąć w nieskończoność, bo formuła powoli się wyczerpywała. Sam nie za bardzo potrafiłem sobie właściwie wytłumaczyć, dlaczego tak zaczęło mnie to wkurwiać, a olśnienie przyniosły najnudniejsze w ich karierze akustyczne "Damnation" i deathmetalowe "Deliverance". Przy okazji tego podwójnego wydawnictwa zrozumiałem, że ostateczne rozdzielenie brutalki od piękna może być drogą ratunku dla tego zespołu. W dodatku death metal prezentowany przez Opeth nigdy nie był niczym szczególnym. Z milion kapel robiło to ciekawiej, natomiast niekwestionowany dryg Myśael miał od zawsze do melodii i odjazdów w inne rejony. Nie bez kozery, po długim rozbracie z Opeth, zachwyciła mnie ich poprzednia płyta "Watershed", gdzie piosenkowe "twardziele" stanowiły już zupełnie trzeci plan, jedynie dodatek do całego obrazu. W tym momencie już możemy wejść w najnowszą parę butów marki Opeth, czyli album "Heritage" - który mimo iż już całkowicie pozbawiony metalu, ma szansę spodobać się po prostu ludziom, którzy lubią muzykę, nawet tym, którym od wielu lat Szwedzi dobrze już nie robią.

Po tym przydługaśnym wstępie pora na konkrety. Ktoś "mondry" zdążył już napisać o tej płycie, że nie wolno jej konsumować bez elementarnej znajomości kwasowej twórczości "rozwojowych" bandów z lat 70-tych. To stwierdzenie na wyrost, bo moja świadomość tych rejonach oscyluje w granicach zera absolutnego, a mimo to "Heritage" słucham, żyję i wyprysków na ciele nie dostałem. Więcej, to nie niespodzianka - kto widział bonus dvd do "Lamentations", wie o czym piszę. Zresztą nawet stylistyka czcionki na okładce "Roundhouse Tapes" świadomie do tych klimatów nawiązuje. "Heritage" rozpoczyna się mało zaskakująco, bo tytułową miniaturą klawiszową Wiberga, barwą przypominającą "A Fair Judgement" lub kilka milionów innych klawiszowych wstępów i intr, które pojawiają się na płytach Opeth od czasu "Deliverance" - więc nic nowego. Dalej już wpadamy w patenty, które dla wielu okażą się wybitnie zakwaszone duchem odlotu. "Devils Orchard" jest zaiste wspaniałym kawałkiem, ale nie dlatego, że jest jakoś wybitnie odkrywczy (jak na Akerfeldta). Mało tego, jest po prostu zajebiście zachowawczy. To jak rozkręcający się tygiel pomysłów zebranych z płyt od "Blackwaterpark" po "Watershed", ze wskazaniem na ten ostatni. Jedynym novum jest wyraźniejsza atmosfera zadumy i niepokoju, która zajęła miejsce konkretnego brutalnego napierdalania, jakim ten zespół zwykł wzmacniać swe kompozycje. Rozmarzony, pełen zawijasów wokalnych w wyższych rejestrach, Hammond, rozimprowizowana perkusja "Axe" i doskonałe partie solowe. Pewnym nawiązaniem do "Damnation" okazuje się "I Feel Dark", który jednak jest zrobiony milion razy ciekawiej niż wspomniana - średnia i nudnawa jak dla mnie - płyta. A więc pojawia się powtarzany motyw gitary akustyczny i świetnie wplecione "wycia" i zagrywki pod napięciem, i zakończenie z użyciem fletu zdaje się włącznie. Jest i dynamiczny moment w postaci "Slither" (nie mylić z tym metallicowym), który zdradza inklinacje nawet NWOBH-metalowe, choć paradoksalnie opatrzony jest brzmieniem stricte rockowym. Gorzej jednak z jego riffem przewodnim, który jest niczym innym, jak ripp offem "Back In The Day" Megadeth - cóż, może w całej swej genialności nie zauważyli. Znakomicie wypadają niemal knajpianie wyciszone "Nephente" i "Famine" z okładanymi miotełkami garami w tym pierwszym i agresywnymi gitarowo - dmuchanymi wstawkami w tym drugim. Mogłyby stanowić doskonały soundtrack do którejkolwiek powieści Raymonda Chandlera lub narkotycznych momentów odjazdów przygodówek Cizi Zyke. Zdecydowanie punktem kulminacyjnym jest kończący "Heritage" (nic nie wnoszące do stawki brzdąkania "Marrow Of The Earth" pomijam celowo) "Folklore" - najdłuższy na płycie, a jednocześnie przypominający konstrukcję cebuli. Niby rozpoczyna się prosto i zwyczajnie, obrasta jednak w kolejne warstwy klimatu, zmieniającej się dynamiki, melodyki, przyjmując ostatecznie postać "mini dzieła" z minimalistyczną partią klawiszową wprowadzającą element nostalgii i smutku, która jest chyba także formą pożegnania Pera z zespołem.

Jak więc widzicie, nie potrzeba wykształcenia muzycznego, by słychać tej płyty i ją docenić. Kto twierdził, że bez rozległej świadomości muzycznej zahaczającej o cztery dekady wstecz nie można tego albumu zrozumieć i docenić, ten kłamał lub posłuchał raz i pierdolnął reckę, żeby dystrybutor był happy. Mnie najbardziej podoba się na tej płycie brak wad, jakie widać było na krążkach wydanych w czasokresie "Blackwaterpark" - "Ghost Reveries" - tj. wpychania ludziom ściemy grania progresywnego pod postacią 7-minutowych kawałków, w których ponoć działo się wiele, a nikt nie zauważył, że wciąż tego samego i to w kółko. Już na "Watershed" coś się zmieniło. W piosenkach dzieje się wiele i nie wyczuwa się absolutnie kluczenia wokół tego samego motywu aż do posrania. W tym względzie "Heritage" idzie jeszcze dalej, ale z umiarem. Mimo iż kompozycje są wielowątkowe i zupełnie niemetalowe, to jednak są całkowicie zrozumiałe i nie nużą - co już czyni je dla mnie pod względem artystycznym najbardziej przekonującym i intrygującym materiałem Akerfeldta od "My Arms Your Hearse".

Zobacz: recenzja Opeth "Heritage" autorstwa YtseMana.

Komentarze
Dodaj komentarz »
re: srednia
Christophoros
Christophoros (wyślij pw), 2011-10-11 14:24:35 | odpowiedz | zgłoś
Joakim Svalberg zagrał utwór "Heritage", a wszystkie kompozycje są autorstwa Mikaela.
polemika
Tomek200 (gość, IP: 83.9.82.*), 2011-10-09 19:21:30 | odpowiedz | zgłoś
generalnie autor recenzji popełnił bardzo subiektywną ocenę twórczości Opeth. powiedzieć, że "Blackwater Park" to kopia "Still Life" (rozumiem,że to zarzut) to tak jakby stwierdzić, że "Master of Puppets" to kopia "Ride the Lightning" (też schemat utworów, i ich odpowiedniki na płycie). a przecież zarówno "Master" jak i "Blackwater" to bezdyskusyjna klasyka szeroko pojętej muzyki rockowej. dodam tylko, że portal allmusic daje "blackwater park" maksymalną ocenę, - co do współczesnej muzyki zdarza się raczej rzadko.
re: polemika
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2011-10-09 20:19:15 | odpowiedz | zgłoś
Trudno mi się do tego ustosunkować, bo w zasadzie, wstyd się przyznać, ale nigdy nie słyszałem płyt Master Of Puppets i Ride The Lightning, ale dzięki.
re: polemika
Tomek200 (gość, IP: 83.9.82.*), 2011-10-09 20:58:01 | odpowiedz | zgłoś
ni to śmieszne, ni to zapewne prawdziwe..
ale dzięki ;))))
re: polemika
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2011-10-09 21:06:20 | odpowiedz | zgłoś
Serio...nie znalazłem tych tytułów w katalogu Opeth :( dwa razy sprawdzałem, nawet Candlelight Years :(
nuda!!!!
smutas (gość, IP: 91.211.100.*), 2011-10-09 18:16:18 | odpowiedz | zgłoś
Lubię lata 70-te, King Crimson Genesis ale ta płyta to totalne przegięcie. Poprzednia była orginalna właśnie dlatego że klimat prog-rocka był burzony od czasu do czasu przez wrzaski wokalisty. Nawet jednak w tych wrzaskach była melodia. Mimo wsłuchania kilkukrotnego nic takiego tu nie znalazłem poza Deepurplowskim Slitherem i przepięknym Famine. Reszta brzmi jak odrzuty ze skądinąd wspaniałej Damnation i po kilku razach nuży i usypia. Niech lepiej wracają do swojej muzy niepotrzebny nam drugi Anekdoten...
re: nuda!!!!
pik (gość, IP: 95.49.181.*), 2011-10-09 22:40:06 | odpowiedz | zgłoś
totalne przegięcie? bez przesady.. po pierwsze: najlepszy utwór z tej płyty to 'Folklore', imo po stokroć fajniejszy od takiego 'Burden' z poprzedniego krążka. po drugie: zaryzykuje (bo jak zwykle to zweryfikuje czas) ciekawszy jednak album od Damnation- do którego, coraz rzadiej wracam (choć ogólnie uważam go za dobry) po trzecie; oryginalnie jeśli juz to grali w latach 90-tych, ze wskazaniem na MAYH i Morningrise. nie wiem, może jestem stary (i coraz bardziej mam gust zjebany?;p) ale Heritage cholernie mi się podoba, słucham wlasnie po raz n-ty tej jesieni i tylko się w tym utwierdzam. jeden z najlepszych albumów jakie byly wydane w tym roku- jak dla mnie!!! i tyle. dobranoc.
re: nuda!!!!
Megakruk
Megakruk (wyślij pw), 2011-10-10 22:18:32 | odpowiedz | zgłoś
Pchły na noc, karaluchy pod poduchy....
Brawo!!!
pik (gość, IP: 95.49.175.*), 2011-10-08 13:47:50 | odpowiedz | zgłoś
piękny i bardzo dobry album! najlepszy - przynajmniej dla mnie- od prawie 10 lat, czyli... Deliverance/Damnation ;)) potem było coraz gorzej, albo ja po prostu bylem zmęczony tym opethem już.. ostatni krążek zupelnie mnie nie przekonywał, może poza Hessiam Peel. wiec nic specjalnego nie oczekiwalem od tego bandu- a tutaj taka niespodzianka! a gdy brakuje mi growlu czy mocniejszych gitar to włączam sobie MAYH najlepszy album Opeth ever :P
...
Membran (gość, IP: 87.206.91.*), 2011-10-08 13:12:18 | odpowiedz | zgłoś
"Mnie najbardziej podoba się na tej płycie brak wad, jakie widać było na krążkach wydanych w czasokresie "Blackwaterpark" - "Ghost Reveries" - tj. wpychania ludziom ściemy grania progresywnego pod postacią 7-minutowych kawałków, w których ponoć działo się wiele, a nikt nie zauważył, że wciąż tego samego i to w kółko" ... no tak, to by tłumaczyło ślepotę i głuchotę tych kilkuna-stu/set tysięcy fanów i setek recenzentów, którzy okrzyknęli ten etap twórczości Opeth najciekawszym. No popatrz pan jaki ten świat naiwny ...

Oceń płytę:

Aktualna ocena (312 głosów):

 
 
62%
+ -
Jak oceniasz płytę?

Materiały dotyczące zespołu

- Opeth

Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje

Megadeth "TH1RT3EN"
- autor: Mateusz Liber
- autor: Megakruk

Kat & Roman Kostrzewski "Biało-czarna"
- autor: Do diabła

Vader "Welcome To The Morbid Reich"
- autor: Megakruk

Machine Head "Unto The Locust"
- autor: Megakruk
- autor: Szamrynquie

Samael "Lux Mundi"
- autor: Megakruk

Napisz recenzję

Piszesz ciekawe recenzje płyt? Chcesz je publikować na rockmetal.pl?

Zgłoś się!
Na ile płyt CD powinna być wieża?