- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: Opeth "Blackwater Park"
Kolejna płyta Opeth, kolejny powód dla którego warto żyć. Jestem pewien dwóch rzeczy. Po pierwsze - tej płyty trzeba wysłuchać przynajmniej 5-10 razy, aby w ogóle coś konkretnego o niej powiedzieć; po drugie - jest zdecydowanie lepsza od swojej poprzedniczki.
To są fakty. A potem już tylko znaki zapytania. Czy Opeth będzie grał tak samo za 10, 20 lat? I jak będzie wtedy wyglądała moja półka z płytami? ...bardzo dziwne pytania. Cholera, nie wiem jak będą wyglądały odpowiedzi na nie, ale jestem pewien, że będą na wspomaninej półce wszystkie płyty szerzej nieznanego zespołu ze Szwecji, który będzie grał jakiś dawno zapomniany gatunek muzyki, niezrozumiały przez ówczesną młodzież, brrrr... - nieprzyjemna wizja (hahaha i pisze to człowiek w czasach wszechobecnej B.S., "boskiego" E.I. i skandalizującego M.M., co za czasy); na szczęście znajdzie się jeszcze trochę ludzi rozumiejących, co chcę przekazać i o czym chcę napisać...
"Blackwater Park"... wydaje mi się, że od "Still Life" Opeth przestał tworzyć takie jednorodne płyty. W dramatach muzycznych, jakimi bez wątpienia są "Morningrise" i "My Arms...", każdy kolejny utwór jest kontynuacją poprzedniego, te płyty są całością zarówno od strony przekazu muzycznego, jak i tematu przewodniego. "Still Life" był albumem koncepcyjnym, ale tylko w warstwie tekstowej, natomiast "Blackwater Park" to osiem odrębnych, dopracowanych, dopieszczonych utworów, których spokojnie można słuchać oddzielnie. Prawie każdy taki utwór jest jakby miniaturką całej płyty.
Trochę żal wspaniałych "Morningrise" i "My Arms Your Hears". I nawet po moim zdaniem niezbyt udanej "Still Life", miałem spore obawy co do zawartości następnej płyty, które zaczęły się potwierdzać po pierwszym, drugim, trzecim przesłuchaniu. Ale następne rozwiały wątpliwości, jak wiatr zeschłe liście. Opeth jest WIELKI i taki pozostanie. Co będę ścierał długopis, posłuchajcie tylko "Bleak". Jakby mi ktoś powiedział, że ten utwór zmieni się w drugiej części w cudowną balladę, którą mógłby zagrać np. Red Hot Chilli Peppers, to... to pewnie znając Opeth wcale bym się nie zdziwił, hehehe. Tak, drugi numer na tej płycie jest wyjątkowy (dodam, że jest jeszcze na niej siedem wyjątkowych utworów). Uderzające jest to, jak ta muzyka zmienia nastrój, tak jakby nagle wyjść z bezwzględnej, dzikiej, przerażającej dżungli i znaleźć się na słonecznej, cichej polance... ale od początku.
Płyta zaczyna się właściwie typowo - to jest Opeth - to się rzuca w uszy, ryk Mikaela jest dość charakterystyczny, a uderzenia gitar na przemian z melodyjnymi partiami nie pozostawiają wątpliwości, tak gra tylko Opeth. To tak, jakby płynąc rwącym potokiem, obijając się o skały, umieć dostrzec piękno i ciszę wokół. Utwór kończy piękna, cicha partia fortepianu i przechodzimy do wspomnianego "Bleam". Pierwsza część mocno orientalna, przypomina się "Edenbeast" MDB, a potem gitary się nagle urywają i z głośników rozbrzmiewa piękna, słodka piosenka... no nie taka słodka, przesadziłem, w muzyce Opeth nie ma miejsca na sztuczność, nieszczerość, za to dużo jest bólu, uczucia i ponadczasowego piękna....
A my jesteśmy w najspokojniejszych miejscach na tej płycie, "Harvest" jest po prostu śliczną, refleksyjną piosenką; małe spostrzeżenie - Opeth grający w ten sposób jest ciągle tym samym zespołem, tak grają tylko oni, nawet jeśli używają tak "banalnych" środków wyrazu, jak gitara akustyczna i niezabrudzony wokal. Dalej "The Drapery Falls" - utwór pilotujący płytę, kiedy go pierwszy raz zapuściłem, nie mogłem przestać słuchać, zakochałem się w tych dźwiękach i wiedziałem, że ta płyta nie może być słaba. Muzyka płynie, głos Mikaela bardzo czysty (i tu mała uwaga: taki śpiew może mieć więcej siły w sobie niż niedźwiedzi ryk, którego tak dużo wylewa się z gardła Mikaela), nastrój sennego marzenia, w środku słychać mały ukłon w stronę King Crimson (tu i ówdzie na płycie słychać ich wpływy), a później ten ryk jakby z głębi dżungli, niepokojący, poza świadomością. "The Drapery Falls" odchodzi coraz ciszej i ciszej - kończy się pierwsza część płyty.
Dalszy ciąg jest już bardziej mroczny i agresywny, no cóż, Opeth to Opeth, a nie jakaś Metallica, czy inne Aerosmith. Choć muszę przyznać, że czasami zespół ociera się o kicz, niekiedy zaczynają już nużyć podobne do siebie agresywne riffy i growling Mikaela, i człowiek tylko czeka na tę melodyjną część utworu, ale to odczuwa się dopiero przy końcu płyty (być może trochę zbyt długiej... a tam, chyba za dużo marudzę). Na razie słyszymy wstęp do "Birge For November". Nie wiem, czy to jest mój ulubiony utwór, w każdym razie mógłby się znaleźć na moich ulubionych "Morningrise" i "My Arms Your Hears". To najmroczniejszy kawałek na płycie i jednocześnie najbardziej klimatyczny; głos Mikaela jakby jeszcze głębszy, pierwotny i te płynące gitary, jak w powolnym, przerażającym, nieuchronnym tańcu śmierci... ach gdyby ten klimat ciągnął się do końca, co to byłaby za płyta! Ale to tylko chwila, tak jak pięknie się zaczął, tak i pięknie, w ciszy i smutku odchodzi, szkoda, że to nie jest ostatni utwór (na szczęście zawsze można zmienić kolejność).
Im bliżej do końca płyty, tym bardziej muzyka staje się pełna desperacji, bólu, prawie nie ma miejsca na odpoczynek, jedynie przy przedostatnim utworze można złapać trochę powietrza, ale to tylko niecałe dwie minuty. Szkoda, że nie ma więcej na tej płycie takich "luźnych", rozmarzonych fragmentów... i znów marudzę, a płyta kręci się i kręci, chyba się zaciął przycisk "repeat", hehe...
Opeth też nagrał wspaniałe dzieło. Ale Blackwater Park to kontynuacja już wcześniej znanego stylu, tyle, że moim zdaniem udała im się bardziej niż takie Still Life.
Materiały dotyczące zespołu
- Opeth
Najchętniej czytane recenzje
Lubisz tę plytę? Zobacz recenzje
Metallica "Master Of Puppets"
- autor: Tomasz Kwiatkowski
- autor: Qboot
My Dying Bride "The Light at the end of the World"
- autor: Margaret
- autor: Miki(S)
- autor: Gollum