- Koncerty
- terminy koncertów
- galeria zdjęć
- relacje z koncertów
- Wieści
- wieści muzyczne
- kocioł
- dodaj wieść
- Płyty
- recenzje płyt
- zapowiedzi premier
- Wywiady
- wywiady
- Ogłoszenia
- ogłoszenia drobne
- dodaj ogłoszenie
- Zobacz
- wywiady
- forum
- linki
- rekomenduj muzykę
- korozja
- sondy - archiwum
- Redakcja
- o nas
- szukamy pomocników
- reklama
- polityka cookies
- kontakt
- Konto
- zaloguj się
- załóż konto
- po co?
recenzja: OME "Tomek Beksiński"
Mam nadzieję, że osoby Tomasza Beksińskiego przedstawiać nikomu nie muszę. Każdy szanujący się miłośnik mroczniejszych dźwięków powinien kojarzyć go jako jednego z najlepszych nauczycieli muzyki, jacy zaistnieli w polskim radiu. Jego zasługi dla popularyzacji zespołów z kręgu szeroko rozumianej nowej fali i gotyku ciężko przecenić. To nie był sztampowy dziennikarz, który po prostu odbębniał kolejne audycje i na zimno oceniał nowe płyty w swoich recenzjach - on tę muzykę naprawdę czuł i rozumiał. Beksińskiego kojarzymy też jako zapalonego kinomana i tłumacza: zarówno filmów, jak i tekstów piosenek. Można jednak nie kojarzyć go jako tekściarza.
W latach 1983-1984 Tomasz Beksiński pojawiał się na próbach grającego muzykę elektroniczną spod znaku Tangerine Dream czy Klausa Schulze zespołu OMNI. Tworzone przezeń dźwięki musiały do niego naprawdę przemawiać, bo sam wyszedł z inicjatywą tekściarskiego wsparcia muzyków. Niestety, nie znalazł się wtedy odpowiedni wokalista, który mógłby je wyśpiewać, także utwory skomponowane do tekstów dziennikarza radiowej "Trójki" zostały odłożone na półkę, a panowie z OMNI nagrali na swą debiutancką płytę zupełnie inny materiał. Wkrótce potem w ogóle przerwali karierę muzyczną na długie, długie lata. Powrócili dopiero w 2006 roku reedycją debiutu z 1985 roku oraz nowym krążkiem "Mermaids". Przez następne pięć lat odkurzali piosenki, do których teksty napisał Beksiński, zaprosili do współpracy Macieja Januszkę z zespołu Mech, a także Wojciecha Waglewskiego i Anję Orthodox, i w ten sposób powstał specyficzny tribute album "tOMEk Beksiński".
Nie powinno być dla nikogo zaskoczeniem, że najwięcej dobrego znajdą tu dla siebie muzyczni wrażliwcy wychowani przez Beksińskiego, miłośnicy brzmień gotycko - elektronicznych, którym nieobce są takie nazwy, jak Clan Of Xymox, London After Midnight czy Deine Lakaien. Również fani Closterkellera powinni z otwartymi ramionami powitać chociażby przejmujący utwór "Po deszczu", w którym Anja Orthodox - prywatnie bliska przyjaciółka Beksińskiego - z typowym dla siebie patosem wyśpiewuje przejmujące wersy pocieszenia, zupełnie jakby chciała cofnąć czas i powstrzymać zbliżającą się tragedię. Zaraz obok tego utworu najcięższym kalibrem emocjonalnym jest "Otwórz te drzwi!!!": desperackie błaganie tragicznie zakochanego człowieka, który kolejny raz napotyka tylko zamknięte drzwi. Wyznaje swoje najszczersze uczucia, snuje pełne namiętności wizje, ale to wszystko tylko wyobrażenia. Nastrój potęguje dynamiczny, rytmiczny podkład i wsamplowane krzyki, niczym z jednego z tak wielbionych przez Beksińskiego horrorów. Trzecim z najbardziej poruszających na płycie OME utworów jest "Elektryczny głos". Tutaj autobiografizm Beksińskiego jest już widoczny nawet bez znajomości jego prywatnych problemów uczuciowych: "Neon-znak co pali wzrok i myli mi trop / To świat co mnie powala na dno / Krąży wzrok, biegnie myśl / Nie rozumiem z tego nic i nie chcę nic znać / To świat co mi nie daje swych szans". Dodatkowo dramaturgię utworu wzmacnia skontrastowanie fortepianowych fragmentów z industrialnymi walcami, do których świetnie pasuje barwa głosu Januszki - nie bez powodu nazywanego polskim Ozzym Osbourne'em.
Nieco pogodniej (przynajmniej w warstwie muzycznej), ale wciąż w elektronicznym nastroju jest w przestrzennym "Children Of Cool". Tekstowo wciąż niewesoło, bo piosenka mówi o upadku ludzkości w obliczu atomowej zagłady. "Noc i spacer" zaczyna się jak spokojna ballada, mogąca ilustrować nastanie nowego dnia po opisanej nocy: "Noc jak lód / Ten blask to nów / Świat wciąż dalej gna / A dźwięk już zgasł / Choć szaleństwa to noc...". Dopiero końcówka uderza tanecznymi beatami na miarę EBM-owych wynalazków z gotyckich parkietów. Warto wspomnieć, że w nieco innej wersji kompozycja ta pojawiła się już pod tytułem "Omnia Vincit Aqua" na debiucie OMNI z 1985 roku. Na płycie znalazły się też dwa kawałki instrumentalne, najbliższe dokonaniom "normalnego" OMNI. "Uwertura OMNI" świetnie wprowadza w mroczny klimat swoimi syntezatorowymi pasażami, a zamykający płytę "Herigerigeri" to niepokojący industrial, plasujący się gdzieś pomiędzy "Poranną wiadomością" Republiki a "45-89" Kultu. To wszystko póki co kompozycje muzyków OMNI. Na "Tomku Beksińskim" znalazły się jednak też dwa utwory skomponowane przez Januszkę: "Latająca trumna" i "Uciekam, uciekam". Wyraźnie odstają one od reszty repertuaru: pierwsza to lekka, pop rockowa piosenka z niewielką domieszką elektroniki, druga to niemal punkowa jazda z przetworzonym nie do poznania wokalem Waglewskiego. Obie nie bardzo pasują ani do płyty, ani do muzycznych klimatów Beksińskiego.
I tak powoli dochodzimy do minusów płyty OME. Niespójność materiału wynika tutaj z nadmiernego zaangażowania osoby, która jednak wywodzi się z nieco odmiennej bajki muzycznej. Ale Maciej Januszko zrobił na płycie "Tomek Beksiński" coś jeszcze: przetłumaczył przygotowane przez głównego bohatera tego albumu teksty na język polski. Argumenty, że grupa chciała w ten sposób dotrzeć do szerszego grona odbiorców i nie stracić przekazu, nie przekonują mnie. Skoro powstał projekt ku pamięci Beksińskiego, to trzeba było te teksty zachować w takiej formie, w jakiej zostały przez niego stworzone. Pomijam już dyskusyjną kwestię, że teksty po angielsku brzmiałyby mniej banalnie i w jakiś sposób szlachetniej. Jednak nawet sama Anja Orthodox, która przygotowała na potrzeby projektu OME dwie wersje językowe utworu "Po deszczu", zdawała się w jednym z wywiadów nie pochwalać do końca wyboru do publikacji akurat jego polskiej wersji. Jeśli jednak naprawdę członkowie OME aż tak wątpili w znajomość angielskiego u swoich odbiorców, można było chociaż wydrukować oryginalne, angielskie wersje Beksińskiego w książeczce dołączonej do płyty. A czemu dwóch utworów jednak nie przełożono na polski? Tłumaczy w innym wywiadzie połówka OMNI, Marceli Latoszek: ponieważ Maciej Januszko miał już serdecznie dosyć dołującej atmosfery słów, które przyszło mu spolszczyć. I to najlepiej tłumaczy, dlaczego "Tomek Beksiński" nie jest tak dobrym albumem, jakim mógłby być.
Mimo wszystko płyta OME to rzecz godna uwagi. W pierwszej kolejności oczywiście dla wszystkich uczniów Beksińskiego i innych mrocznych dusz. Podobno zaprezentowano tu tylko część tekstów, które Beksiński napisał dla OMNI. Duet nieśmiało mówi o możliwej kontynuacji projektu, w której mieliby już wziąć udział artyści bezpośrednio związani z "radiowym Nosferatu": Collage, Fading Colours, Abraxas... Miejmy nadzieję, że coś takiego ujrzy światło dzienne i że wtedy będzie to naprawdę "tOMEk Beksiński", a nie "MECH o Beksińskim".
ps. super w ogóle, że pojawila sie ta recenzja. mam do człowieka duży szacunek, czy z radia, czy różnych felietonów z tylko rocka. nietuzinkowa postać.
Materiały dotyczące zespołu
- OME