zaloguj się | nie masz konta?! zarejestruj się! | po co?
rockmetal.pl - rock i metal po polsku środa, 30 października 2024

recenzja: The Offspring "Conspiracy Of One"

15.11.2000  autor: Mary SAy
okładka płyty
Nazwa zespołu: The Offspring
Tytuł płyty: "Conspiracy Of One"
Utwory: Intro; Come Out Swinging; Original Prankster; Want You Bad; Million Miles Away; Dammit, I Changed Again; Living in Chaos; Special Delivery; One Fine Day; All Along; Denial, Revisited; Conspiracy Of One; Vultures; Huck It
Wydawcy: Columbia Records, Sony Music
Premiera: 2000
Subiektywna ocena (od 1 do 10): 8

Najnowszą płytkę Offspringa dostałam w pewnym sklepie cztery dni przed premierą. Moim zdaniem coś jest nie tak, jak być miało, no ale album jest i to się liczy. Więc tak - śliczna oprawa graficzna i ciekawy wygląd samego krążka robią bardzo dobre wrażenie. Skład kapeli (i chwała Stwórcy) nie zmienił się. W pamięci siedzą mi ciągle słowa Kevina "...chcemy nagrać coś podobnego do Americany..." i sama "Americana" właśnie. Właściwie oczywistym dla mnie było, że "Conspiracy Of One" będzie ociekał komercją.

Jak zawsze na pierwszy ogień idzie intro - tym razem chłopcy zatytułowali je... "Intro". Muszę przyznać, że jest fajne, ale krótkie. Następujący po nim "Come out swinging" jest szybki i żywiołowy (szybkie jest zawsze żywiołowe...). Bardzo dobry wokal i podkład melodyczny: ta piosenka wprawiła mnie w niezdrowy zachwyt. "Orginal Prankster" (znany z klipu) to total komercha (wiadomo, jakoś trzeba płytkę reklamować, ale...)! Coś "pritiflajowego" z ostro wyrapowaną zwrotką. Klip całkiem fajny, mniej piosenka. Komercha. Amen. Następny kawałek "Want you bad" jest szybki i bardzo udany. Powalający śpiew, niesamowite gitary i wyraźny, mocny rytm. Jeden z najlepszych numerów na płycie. Drugi singiel z "Konspiracji" "Million miles away" jest następnym szlagierem. Trochę przypomina mi "The Kids Aren't Alright" i co tu ukrywać: wreszcie będziemy mogli usłyszeć nie zrobiony pod szeroką publikę singiel (za czasów "Americany" tylko "TKAA "był taki). Tak się zastanawiam - czy gdyby "Dammit, I Changed Again" został wydany, nasza kochana cenzura okroiłaby tytuł? Mam nadzieję, że nie. Dobry szybki utwór ze spokojną wstawką i bardzo udanym refrenem. Coś bardziej etnicznego - "Living in chaos". Wokal zwyczajowo bardzo dobry. Zwrotka bardzo fajna, a refren już mniej. Brayan regularnie miksowany. Aha, dziwnym trafem w tej piosence znalazło się i "falling", i "yayaya"... hmm... mogę zapewnić - ten kawałek nijak się ma do "Have You Ever" czy "All I Want". "Special delivery" to dość orginalny utwór. Wnosi świeże tchnienie do twórczości Offa. Dex śpiewa niesamowicie i, jakby to ująć, pod koniec kawałka słyszymy coś KoRnowatego (takie dziwne dźwięki w tle). Nie ma co, ktokolwiek wymyślił tę piosenkę jest genialny. Coś mi się wydaje, że chyba mamy na "Conspiracy Of One" drugie "Basket case". "One fine day" z początku naprawdę przypomina największy przebój Green Day - tylko z początku. Nie będę tu porównywać tych utworów, powiem jedno "One Fine Day" jest zaje..sty. Centralnie zaje..sty! Jeden z gorszych numerów na krążku to z kolei "All along", właściwie nie ma nic w sobie. No, oprócz chórków. Kawałek średni, trochę może więcej niż średni. Ballada w stylu Guns'n'Roses - "Denial, Revisited" jest bardzo spokojna i właściwie wzruszająca (zaręczam, że niejeden człowiek jeszcze się pożądnie przy niej popłacze). Bardzo dojrzały i udany utwór. Przed nami próba powtórzenia genialnego "Dirty Magic" czyli "Vultures". Próba okazała sie nieudana (bo co może zastąpić "Brudna magię"?), ale ten kawałek bardzo szybko stał się dla mnie numerem drugim. Wspaniały wokal i nieco orientalna melodia, tekst dojrzały i ciekawy - cóż dodać? "Dirty Magic 2000". Najbardziej punkowy numer na płycie to tytułowy "Conspiracy Of One". Jest zdecydowanie lepszy od "Americany" (utworu). Jednak w porównaniu z resztą "Conspiracy" wypada obyczajnie. Album zamyka dołączony "nadprogramowo" kawałek "Huck It" - fajny i szybki.

Wahałam się i do teraz nie wiem, czy dobrze postąpiłam, dając "Konspiracji" 8,5 zamiast 9. Płyta jest wibitnie NIEkomercyjna (oprócz "Orginal Prankster"), bardzo mnie zaskoczyła, w pozytywnym sensie oczywiście. Jest ona powrotem do starego dobrego grania w stylu "Ixnay" czy "Ignition" i właściwie w niczym nie przypomina swojej poprzedniczki. Wydanie wybitne, najlepsze po "Ignition", zdecydowanie lepsze od "Warning" Green Day. Bardzo Gorąco I Mocno Polecam - tfu, zakup obowiązkowy!!!

Komentarze
Dodaj komentarz »